Bądź dumny ze swoich blizn, one świadczą o tym, że walczyłeś i przetrwałeś…takie motto znalazłem kiedyś w jednej z angielskich książek. Ono oddaje stan ducha, który powinien towarzyszyć dziś polskim katolikom. Od początku tego roku uderza się w nas coraz mocniej, coraz mocniej też stara się zasiać w nas zwątpienie i niewiarę w to, że polski kościół pomoże nam uporać się ze wzmagającą się burzą. Emocje, strachy, przeświadczenie, że nie potrafimy uporać się z siłą „nowych czasów”, że nasz sposób życia i myślenia staje się anachroniczny, że nieubłagany „rozwój” prędzej czy później nas pochłonie. Dajemy sobie wmówić, że kościół musi iść z „duchem czasów”, że coraz mocniej odstaje od tego co modne, zwycięskie i nieuchronne.
Spokojnie. Zatrzymajmy się na chwilę, usiądźmy i w spokoju rozważmy ten nowy kod, który rzekomo ma nas całkowicie unieważnić. Czy istotnie przyszły nowe czasy, w których głos nauczycielski kościoła odgrywa coraz mniejszą rolę?
Czasy są zawsze takie same, istotą dzisiejszego przeżywania jest jednak inwazja propagandy, niesionej przez masowe media informacji, która w istocie informacją nie jest, a jedynie sprytną jej atrapą, w którą wsączane są agresywne, odbierające chęć oporu, przekazy. Dziś ci, którzy posiadają media kształtują obraz świata u ich odbiorców. Dziennikarze przestali odgrywać istotną rolę, mają jedynie wykonywać wyznaczoną im agitacyjną robotę. Ci, którzy mają zbyt twarde zasady, zbyt mocne osobowości, są z mediów bezlitośnie eliminowani. Zawód dziennikarski stał się jedynie zawodem służebnym wobec wielkich grup kapitału, które – za pomocą własnych mediów – załatwiają swoje, bardzo merkantylne, interesy. Dziś prawdziwi dziennikarze ocaleli jedynie w niszach, coraz rzadszych, do których nie sięga globalnie propagowana ideologia i w miejscach, gdzie sami są właścicielami mediów (przeważnie słabych, niszowych i mocno atakowanych przez globalistów). Zmienił się zatem sposób informowania nas o świecie, jest bardziej podstępny i jadowity, u źródła zawierający programowane toksyny manipulacji. Mamy zatem do czynienia nie z nowymi czasami i nowymi wyzwaniami – te pozostają niezmienne – tylko z nowym sposobem agresji na naszą wolną wolę i myślenie. Czy jednak rzeczywiście myślicie, że ludzi, którzy czują podobnie jak wy jest tak niewielu, jak podają to największe media, sondażownie czy modni rezonatorzy opinii, którym się za to sowicie płaci? Świat stawia przed nami zawsze te same dylematy. Dotyczą one najprostszych wyborów etycznych i światopoglądowych. Uważacie, że Pan Bóg dał się zagonić do wizyjnego okienka, że rzeczywiście kapituluje przed rzekomą wszechmocą globalnych mediów?
Nie? To czego się obawiacie? A może brakuje nam odwagi, aby wyznać – samemu przed sobą – że moja wiara jest mniejsza niż siła telewizji, internetu, hologramów rzeczywistości produkowanych dla sterowania masami przez posiadaczy kapitału?
Czy naprawdę myślicie, że nasz świat jest tak płaski jak przekazy CNN czy TVN?
Prawda zawsze będzie wzbudzała emocje, często nienawiść, czy zatem – w imię świętego spokoju i bożka kompromisu za wszelką cenę – mamy z niej rezygnować. Czy nigdy nie słyszeliście o tym, że jeden odważny człowiek może mieć rację wbrew agresywnemu tłumowi? Czy myślicie, że można nas przykryć czapką?
O to im właśnie chodzi. Chcą nas tak oddalić od siebie, abyśmy się już wzajemnie nie słuchali, rozmowę pomiędzy nami ma zastąpić przymusowy przekaz płynący z mediów. A co z naszą wolnością, nieujarzmieniem, dążeniem do poznania prawdziwej istoty życia i otaczającego nas, prawdziwego świata?
Czasy zatem są takie same, tylko my dostaliśmy do ręki o wiele więcej niż kiedyś „argumentów”, które mają zamaskować nasze tchórzostwo, niewiarę, kalkulacje na dziś i jutro. Jeśli nasza wiara ma być jedynie odruchem handlowca, który kalkuluje co mu się bardziej opłaci, to istotnie…przegrywamy z „nowymi czasami” i ojcem tej iluzji ukrytym w gigantycznych majątkach zgromadzonych kosztem nas wszystkich. Bożek mamony triumfuje nad naszym poczuciem wolności i sprawiedliwości.
Problem drugi: czy istotnie prawdziwy rozwój polega na tym, czego chcą od nas media, polega na modyfikowaniu naszych postaw aż do pozycji niemyślącego niewolnika?
Przecież każde dziecko, któremu nieobce są podstawowe lekcje historii, wie, że rozwój społeczeństw przebiegał od niewolnictwa do społeczeństwa, w którym wszyscy są sobie równi. Jak wiele wieków było potrzeba, aby odkryć to o czym mówił Jezus Chrystus. Czy zatem dziś, kiedy dopada nas znów niewolnictwo: wobec materialnych smyczy, wobec pokusy czynienia zadość chwilowym przyjemnościom, wobec wreszcie „tych co przecież wiedzą już wszystko znacznie lepiej od nas”, uważamy że tak właśnie wygląda rzeczywisty rozwój?!
Mamy sobie czynić ziemię poddaną, to fakt, ale czy jednocześnie mamy przemiany oddawać w ręce tych, którzy mają więcej środków materialnych, czy to zwalnia nas z troski o świat, oddala od nas odpowiedzialność za własne decyzje i przedsięwzięcia?
Tak jest wygodniej, nie potrzeba o nic walczyć. Czy jednak katolicy nie są ludźmi odwagi i upartego dążenia do prawdziwego rozwoju, do zapewnienia wszystkim ludziom sprawiedliwego korzystania z darów, którymi zostaliśmy – jako istoty nadzwyczajne – obdarowani?
Nic nie jest dobre, co nie przynosi dobrych owoców. Czy już zapomnieliśmy o tej, najpewniejszej ze wszystkich, wadze odmierzającej prawdziwe oceny zmian, działań i postaw?
Z tego, że nie żyjemy wcale w nowych czasach i z wniosku, że rozwój przebiega zupełnie gdzie indziej niż pouczają nas o tym medialni półbogowie, wynika prosta konstatacja: nie możemy usunąć ani źdźbła z naszego kanonu wiary i etyki. Nie możemy rozregulować steru, dzięki któremu wznieśliśmy ogromny gmach dobrej, ludzkiej cywilizacji. To my to uczyniliśmy – my ludzie wierzący w Jezusa Chrystusa, gdyż tylko z jego inspiracji powstawały dobre i niezniszczalne dzieła.
Czujecie już więcej dumy i odpowiedzialności w sobie? To jeszcze nie wszystko. Zajmijmy się największym pytaniem: dlaczego właśnie na nas idzie teraz największy atak?
Bo jesteśmy zobowiązani do pozostania wolnymi. Ten kto uzyskał władzę nad globalną maszyną iluzji doskonale wie, że jeżeli nie zdoła nam wmówić anachroniczności naszego dążenia do wolności, to wszystkie jego wysiłki spełzną na niczym.
Jeżeli właśnie teraz polscy katolicy zostali szczególnie mocno zaatakowani, to właśnie dlatego że stanowią istotną przeszkodę na drodze do radykalnej zmiany świata. Dotychczas – właściwie od czasów komunizmu – znajdowaliśmy się w komfortowej sytuacji, nikt nie wymagał od nas mocnych świadectw. Nieco rozleniwiliśmy się przez lata spokoju i właśnie przyszedł moment sprawdzianu. Arcybiskup Marek Jędraszewski wypowiedział za nas mocne i ważne słowa. Czy możemy postawić go samemu sobie, wydanego na pastwę neomarksistowskich mediów i kręgów opiniotwórczych?
Dotychczas te rozważania były teoretyczne, ale właśnie nadchodzi bardzo konkretny sprawdzian. Wystąpił jeden z najważniejszych naszych duchowych przywódców i nie wystarczy, że w zaciszu domowego azylu pomyślimy o tym, że wypowiedział treść naszych myśli. Nadszedł moment działania. Rozważnego, pozbawionego złych emocji, ale jednak ruchu. Stanięcie murem w szeregu z naszym arcybiskupem jest właściwie odruchem, który powinniśmy wykonać bez żadnego wahania. Walka wchodzi w fazę zaszczuwania naszych ludzi. Nikt nie może w niej pozostać sam. Nie czas też na to aby oglądać się na innych.
Oni nie maja takiej siły, jak wyolbrzymiają to media, oni nie mają tak przygotowanych do duchowej walki ludzi. Wszystko zatem jest w naszych głowach. Czas na działanie, dziś nasze pokolenie stoi przed najważniejszym dla siebie wyzwaniem. Nie można już uciekać w prywatność. Polski katolicyzm musi być widoczny wszędzie. To nasz czas. Chyba powinniśmy czuć z tego powodu radość. Prawda?