Przeciwnikami rozsądku i polskości nigdy nie byli dobrze wykształceni, znakomicie poruszający się zarówno w świecie antyku jak i współczesności, intelektualiści.
Dla nich zmiana poglądu na jakiś aspekt życia nie jest równoznaczna z atakiem na ich poczucie wartości. Jest ich zresztą tak niewielu, że nawet trudno nadać im cechy zbiorowego portretu. Ot istnieją, naznaczają swoimi indywidualnościami otoczenie i są najbardziej pożądanymi uczestnikami ciekawych rozmów, biesiad, przeżyć. To ludzie piękni i na swój sposób kulturowo niepowtarzalni. Można ich nie znosić, nie znosić tego co tworzą a jednak przystawać w zadumie nad tym co komunikują światu. Przyznam się, że bardzo tęsknię do intelektualistów…chciałbym czasem, w ciszy, siedzieć i słuchać tego co mają do powiedzenia. Pamiętam kilku takich ludzi o zgoła przeciwnych do mnie zapatrywaniach na wiele światowych zjawisk i uregulowań – zawsze słuchałem ich z uwagą i ukontentowaniem. Zawsze też z szacunkiem odnosiłem się do ich wywodów, choćby nawet – w moim skromnym mniemaniu – naznaczone były szlachetną naiwnością.
Zupełnie inaczej rzecz ma się ze współczesnym Ynteligentem. To dosyć zabawne ale i coraz mocniej irytujące indywiduum, które zbiorowo przejawia się szczególnie w zakredytowanych osiedlach dużych miast.
Ynteligent zresztą zawsze występuje w stadzie i cechuje go właśnie stadne myślenie. Najlepiej czuje się we własnym, hałaśliwym, gronie i wszystko musi robić grupowo. Ma się za „wyższejszą sferę” i z pogardą łypie na każdego, kto nie nosi równie markowo podrabianych ciuchów, nie dyskutuje o nowych modelach SUV – ów lub najnowszych wynalazkach diet – eko. Yntel musi być oczywiście na bieżąco z obowiązującym tryndami w fitnessie, pozapisywany jest na każdą możliwą formę modnych ćwiczeń, czyta biografie celebrystów i powtarza za nimi każdą durnotę, która pochodzi z głębi ich celebryckich trzewi. Yntel często przebywa w centrum miasta z nadzieją, że otrze się o kogoś znanego i będzie potem mógł opowiadać u siebie (na wsi) o znajomościach ze znanymi i popularnymi. Yntel żyje w nierealnym, ale wygodnym i choć topornie, to jednak wyciosanym wokół świecie. Wszelkie niepewności rozprasza mu ulubiona stacja telewizyjna. Nauczył się – co prawda – angielskiego, ale najbardziej lubi jak mu tłumaczą wszystko autorytety…sam mógłby wyciągnąć niebezpieczne wnioski i jak później z czymś takim znaleźć się w towarzystwie?
Ostatnio Yntel stał się fachowcem od walki z pandemią i szczepień wszelakich. Z dumą ogłasza na Instagramie, FB czy też na twitterze, że właśnie zaszczepił się kolejna dawką i niech mu „płaskoziemcy” dadzą spokój, bo on przecież widział kilka razy na ulicy profesora medycyny i dobrze wie co o tym wszystkim myśleć.
O ile zatem intelektualista, jakichkolwiek poglądów, jest ozdobą i przyjemnością życia towarzyskiego to już Yntel jest jego uciążliwością trudną do zniesienia. Często siedząc naprzeciwko Yntela jestem w stanie wyrecytować wszystkie jego wypowiedzi i „poglądy” zanim one wydobędą się z Yntela.
Jest to tak nużące i wyzbyte z wszelkiego uroku, że przyznam iż od Ynteli stronię z gorzką satysfakcją. Ich wypowiadanym z emfazą cymbalstwom towarzyszy bowiem takie natężenie emocjonalnej pewności i takie kogutowanie, że człek ma ochotę zareagować podwórkowo i grzmotnąć taką kukłę porządnie, z niewielką nadzieją, że wstrząs przywróci ją do jakiego takiego myślenia.
Powiem wreszcie, że o wiele przedkładam sobie kompanię przyjemnych ludzi na wsi, czy w małych miasteczkach bo wiele się od nich dowiaduję i korzystam na takich spotkaniach bardzo – jako sęp łykający ludzkie powiedzonka i zdarzenia. Od prawdziwych ludzi bije taka przyjemna energia, są bezpretensjonalni i szczerzy w swoich emocjach i przemyśleniach. O ileż ich wolę od Yntelów, prześladujących mnie na ulicach Krakowa, Warszawy, Wrocławia czy Poznania.
Ktoś spyta czy Yntel ma szansę na powrót stać się miłym i ciekawym człekiem?
Tak, musi jednak porzucić kompanię podobnych sobie papug i srok i nieco skupić się na własnym życiu. Koniecznie należy go także oderwać od myślowej kroplówki każdego Yntela – od telewizora!
Potem trzeba mu rytmicznie wsuwać w dłonie dobrą lekturę. Na przykład dobrze na budzenie Yntela do samodzielnego myślenia działają eseje Waldemara Łysiaka. Potem bierze się delikwenta pod pachę i prowadzi do najbliższego kościoła.
Nuże, teraz masz piętnaście minut aby powpatrywać się w Najświętszy Sakrament. Mówimy: „powpatrywać się”, ale przecież wiemy, że już po kilku minutach zacznie się tam zaskakująca dla naszego Yntela rozmowa.
Nic tak nie prostuje sylwetki Yntela jak dojście do wniosku, że Bóg jednak istnieje i ma swoje zamiary wobec świata, przy których rojenia dotychczasowych autorytetów Yntela stają się humorystycznymi konceptami.
Yntel nie jest kostiumem na całe życie. Prędzej czy później każdemu z nich pęka otaczająca go banieczka i następuje kontakt z realnie istniejącym światem.