Eksplozja wulgarności, chamstwa i agresji to dziś jedyny opis tego co Polsce ma do zaoferowania opozycja. Frustracja odsunięciem od wpływów i pieniędzy przybiera formy, których nie spodziewała się nawet publiczność – jak to ładnie dawniej określano – „spod budki z piwem”.
Megalomania i pycha połączone z przekonaniem o absolutnej dominacji towarzyskiej prowadzą do degeneracji publicznych zachowań, którą można porównać jedynie z korzeniami z jakich wyrasta społeczne otoczenie PO, SLD i reszty – efemerycznych często – przybudówek.
To niebezpieczne przede wszystkim dla publicznego obyczaju w ogóle. Okazuje się bowiem, że istnieje przyzwolenie, ba zachęta nawet, dla zachowań nie przystających do żadnych kulturalnych gremiów. Można by to oczywiście zbyć efektowny stwierdzeniem: trzecie pokolenie dawnych fornali i wysługujących się sowietom lumpów, którzy smarkali w rękaw, właśnie ukazuje swoje genetyczne ideowo oblicze, jednak taki opis nie załatwia narastającego problemu postępującego schamienia życia publicznego w Polsce.
Napaść na posła Dobromira Sosnierza, wcześniejsze ekscesy Marty Lempart i jej zwolenników, publiczne wypowiedzi Radosława Sikorskiego i jemu podobnych, pokazały, że Jerzy Owsiak ze swoim „róbta co chceta” staje się już anachronicznym dziadkiem. Nowe pokolenia „wyzwolonych od kultury i realnego wykształcenia” wielkomiejskich snobów na kredyt łaknie mocniejszych wzruszeń i wypowiada je na poziomie modelu człowieczeństwa, który zaserwowały mu współczesne media, uczelnie i publikacje.
To nie jest już kwestia sporu ideowego. Sporu, którego w istocie nie ma bowiem nie toczą się żadne poważne dyskusje. Nikt nie odwołuje się do źródeł i rzeczowych argumentów, nie ważne stały się nawet powszechnie znane fakty.
Celowo przez polityków podsycana praktyka słownego okładania się neandertalskimi bon motami (jak maczugami) przynosi właśnie praktyczne rezultaty. Nikt z aktorów dzisiejszego życia publicznego nie jest tu bez winy. Politycy – bo podsycają najniższe emocje i uruchamiają praktykę zbiorowego zaszczuwania konkurentów, ludzie kultury – bo zdegenerowali obyczaj i środki wyrazu do najniższych symboli oddziałujących na pierwotne instynkty, świat nauki – bo w dobie pandemii ujawnił skalę korupcji, zakłamania i klientyzmu wobec wielkiego kapitału, media – bo świadomie wzbudzają najniższe instynkty, nauczyciele – bo (w dużej części) spłaszczyli i sprymitywizowali proces edukacji – tu uwaga z praktyki: rozmawiałem ostatnio z absolwentem szkoły podstawowej, który bez przeszkód zdał do dobrego, warszawskiego liceum i nie miał pojęcia kiedy wybuchła druga wojna światowa, nie znał dorobku żadnego z polskich pisarzy i co więcej był ze swojej niewiedzy wręcz dumny.
Nie bez winy jest też hierarchia kościoła katolickiego, która pokornie stuliła uszy po sobie i przezornie nie zabiera głosu nawet w momentach gdy wierni wręcz proszą o jednoznaczne stanowiska wynikające z katolickiego systemu wartości.
Rośnie pokolenie pozostawione same sobie, wychowywane przez internetowych pasterzy, zanurzone w zdehumanizowanym świecie popularnych gier. To pokolenie powoli zabiera głos w publicznym dyskursie i okazuje się, że jedynym postulatem, który udaje mu się sformułować jest tyleż lapidarne co pozbawione sensownej treści wezwanie pani Lempart: „wyp….ć”.
Co czeka nas dalej? Kiedy w sferze idei rodzi się nihilistyczny porządek rychło znajduje on swoje odzwierciedlenie w praktyce. Hasła przeradzają się w czyny. Tak więc „wyp…ć” uruchamia bardziej ręce i nogi niż mózg. Będziemy mieli gorszące zachowania, które nie będą już wywoływać powszechnego odium, ba staną się nawet powodem do sławy i powodzenia. Jak choćby miało to miejsce w przypadku niesławnej pamięci „Margota”. Im ktoś jest bardziej wulgarny, dziwaczny i – co tu dużo mówić – chory tym szybciej uzyska sławę, poklask i powodzenie.
Jeśli jednak dziś politycy PO i reszty opozycji zacierają ręce, bo obrywa się znienawidzonym przez nich pisowcom” i konserwatystom wszelkiej maści (jeszcze tacy przetrwali), to niech i oni mają świadomość, że podbechtana zerwaniem tabu, kagańców i moralnych granic tłuszcza prędzej czy później w podobny sposób zacznie „dyskutować” także z nimi.
Podczas kąpieli w kloace nikt nie pozostanie pachnący. Kraj, który pozwoli na pozbawione oceny, publiczne uzewnętrznianie myślowych ekskrementów prędzej czy później wpadnie we władzę szambonurków.
No chyba, że wtedy uaktywnią się ci którzy siali tą nadwiślańską burzę i spokojnie śledzili jej przebieg z berlińskich i moskiewskich apartamentów.