STRONA GŁÓWNA / AKTUALNOŚCI / TUSK I MARCUSE

Tusk i Marcuse



Czyli o nieświadomym bełkotaniu niebezpiecznym językiem
Jestem z pokolenia, które nauczyło się odczytywać szatańskie wersety komunizmu. Dzięki tej umiejętności zawczasu wiedzieliśmy co się święci gdy „waadza” nabierała w usta takich słów jak: „demokracja socjalistyczna”, „walka o pokój”, „aby Polska rosła w siłę a ludziom żyło się dostatniej”. Byliśmy skutecznie zaszczepieni aby komuchom po prostu nie wierzyć i czytać ich intencje tam, gdzie oni najmocniej starali się je ukrywać. Kiedy zatem słyszę z ust Donalda Tuska o konieczności wprowadzenia „demokracji walczącej” nie tylko doskonale rozumiem co – praktycznie – ma na myśli ale bezbłędnie odczytują jego (niezbyt zresztą skomplikowane) plany.


Od kiedy inny przykamuflowany komuch, niejaki Herbert Marcuse, sformułował pojęcie „tolerancji represywnej” potrafię bezbłędnie wietrzyć co wisi w powietrzu gdy rządzący sięgają po takie terminy. Sama „demokracja” jest pojęciem niebezpiecznie rozmytym i podatnym na rozmaite interpretacje a dodanie do niej jakiegokolwiek przymiotnika czyni, że słyszę podkute buty uderzające o bruk i nieuchronny łomot w drzwi o szóstej rano. Marcuse prosto wyraził marzenia dzisiejszych komunistów (dla kamuflażu ubierających szaty liberałów czy też neokonserwatystów). Tolerancja – zdaniem Marcuse – nie może dotyczyć idei niemiłych marksistom, te muszą być zwalczane wszelkimi metodami, wraz z eksterminowaniem głoszących je ludzi. Koncepcja Herberta Marcuse była swoistym egzorcyzmem marksizmu potwierdzającym marksowską koncepcję, że „wolność to uświadomiona konieczność”. W ten sposób marksizm symbolicznie wyprał się ze leninowskiej i stalinowskiej krwi na rękach i z całą bezczelnością znów rozparł się na europejskich salonach. Teraz gdy Tusk dźwięcznie powtarza slogany o potrzebie budowania w Polsce „demokracji aktywnej”, to w sposób nieświadomy ( nie posądzam go bowiem o znajomość filozoficznych koncepcji stojących za jego odtwórczym bełkotem) wpisuje się w całą tradycję marksistowskiego terroru. Już przekonał się, że bezprawne metody przynoszą szybkie efekty i nie napotykają na żaden opór europejskich i krajowych „autorytetów”, które przecież namaściły go do zarządzania nadwiślańskim obszarem kłopotu. Wypowiedzi Tuska wiele mówią o instrukcjach, które otrzymuje. Oto znów zamordyczny marksizm wylęga się w Czerwonych Prusach i ma stanowić ideologiczne narzędzie do genetycznego dla Niemców „drang nach osten”. Tusk nie dba już o pozory i nie unika jasnych skojarzeń. Projektowana przez narodowego socjalistę Adolfa Hitlera „wspólna Europa pod niemieckim zarządem” (patrz słynne dzieło Allana Bullocka i wspomnienie w nim narady gauleiterów z 1943 roku) dziś ma być realizowana wszelkimi „tolerancyjnie – represywnymi” metodami. Z Tuskiem jednak jest dla Polaków ta bieda, że trudno dyskutować z nadzorcą, gdyż spełnia on tylko życzenia swoich mocodawców. To tak jakby chcąc załatwiać sprawy z prezesem dużego koncernu popaść w dyskusję z bezczelnym portierem stojącym u wejściowej bramy. Dzisiejsza polska dyskusja musi toczyć się z ideologami „IV Rzeszy Niemieckiej” i właściwie od tego zależy kształt polskiej państwowości.
Tusk najwidoczniej otrzymał przyzwolenie na bezprawne i totalitarne poczynanie sobie z opozycją i musiał jedynie znaleźć na to zręczny nowotwór słowny…i tak pojawiła się „demokracja aktywna”. Coś co już samą konstrukcją werbalną wzbudza dreszcz musi przerodzić się jedynie w kolejne wcielenie marksistowskich udziwnień świata. Rzecz jednak w tym, że marksistowskie dziwactwa zwykle kończą się tragediami. Gierek uprawiał „demokrację socjalistyczną” i skończyło się strzelaniem do robotników, Jaruzelski zabrał się za „demokrację w stanie wyższej konieczności” i padły kolejne ofiary, Michnik udając tylko demokratę opowiadał o „demokracji dla oświeconych” – przy czym kryterium była tu zgodność z grafomańskimi wynurzeniami naczelnego „Gazety Wyborczej” i wreszcie mamy Tuska z jego „demokracją aktywną”, która najmocniej wyrasta z Marcusego, czego pewnie sam gdański spryciarz zupełnie sobie nie uświadamia. Komunista Marcuse, bohater masowego skandowania: Marks, Mao, Marcuse! Był przynajmniej świadom hasła, że nie ma demokracji dla ludzi nie wyznających naszych poglądów…ich należy po prostu eliminować, aby głoszone przez nich idee wymarły wraz z nimi. Tusk nawet nie zdaje sobie sprawy z rodowodu wymyślanych dla niego bon motów. Ot powtarza je z lisim uśmieszkiem, który ma mu zastąpić jakikolwiek namysł nad konsekwencjami jego kłamstw i uproszczeń. Wszyscy, którzy zostaną poddani oddziaływaniu „demokracji aktywnej” niech jednak nie spodziewają się osłony międzynarodowych instytucji. Marcuse i Gramsci doskonale wyprali ich pokłady z wszelkich obiektywnych osób i zwyczajów. Niszczenie państwa ma dziś niezbyt rozgarnięte oblicze Donalda Tuska…rzecz jednak w tym kto mu na to pozwala i kto faszeruje go nierozumianymi przecież przez niego kontekstami i ideami.