STRONA GŁÓWNA / AKTUALNOŚCI / ŚMIECH I RECHOT CZYLI O NATURZE BAWIENIA GAWIEDZI

Śmiech i rechot czyli o naturze bawienia gawiedzi



Śmiać może się subtelny intelektualista i …wieprz. Co więcej bywają takie dowcipy, z których obaj niemal jednocześnie gruchną śmiechem.


Dobra satyra intryguje, pobudza, czasem skłania do głębszej refleksji. Dobry dowcip – nawet sążniście pikantny – wywołuje niewymuszoną wesołość. Satyra jest trudnym kawałkiem chleba, wymaga finezji, polotu i bystrej obserwacji rzeczywistości. Dużo łatwiejszym zawodem jest jarmarczne błaznowanie. To taka pornografia humoru, przejawy najprostszych głupot, które niezmiennie obliczone są na wywołanie nie śmiechu a rechotu. Oczywiście najmniej wydarzonym gatunkiem satyry są nieśmieszne kabarety, w które obfitują dziś rozmaite telewizje.

Komunie można było zarzucić rozmaite niecności, jednak trzeba przyznać, że poziom PRL – owskiego kabaretu i satyry…to dziś niedosiężne wyżyny dla współczesnych clownów, którzy „bawią” pierdnięciem, czkaniem, durnym dowaleniem komuś ważnemu, komu jednak można dowalić. Taki jarmarczny clown dobrze wie, że istnieją osoby z których śmiać się nie wolno i gorliwie przestrzega tych (nie pisanych) zakazów. Clown, a właściwie żenujący (bo nieśmieszny) błazen króluje dziś na rozmaitych festiwalach i w durniejących z miesiąca na miesiąc telewizjach.

Im głupszy błazen tym bardziej kontenta ludożercza publiczność, która co prawda nie jest w stanie już zrozumieć cienkiej aluzji i bardziej finezyjnego humoru, ale rzucanie mięsem i najprostsze aluzje – czytelne jak plakaty PO – wywołują w niej salwy rechotu. Ten rechot nie jest jednak zaraźliwy, przeciwnie – jest po prostu smutny, żenujący i nadający się bardziej dla wiejskich przygłupów niż postaci, które chcą uchodzić za medialnych celebrytów i gwiazdy.

Zabawnym satyrykiem był Jacek Fedorowicz, kabaret „Tey” z Poznania czy „Studio 202” z Wrocławia. Mistrzem rozkosznych puent był Julian Tuwim, Antoni Słonimski czy w późniejszych czasach Andrzej Waligórski. W polskim kabarecie skrzyło się od wyszukanych aluzji, zgrabnych kupletów czy całych etiud kabaretowych rodem choćby z kabaretu „Dudek”.

I jak tu dziś urągać komunistycznej cenzurze skoro ona właśnie sprawiła, że satyra podówczas perliła się wręcz jak prawdziwe dziełka intelektualnej potyczki z systemem. Dziś, kiedy wszystko już prawie wolno (śmiać się nie wolno z islamu, judaizmu, LGBT, feminizmu w rozmaitych postaciach oraz z postaci czczonych przez polskiego ćwierćinteligenta czerpiącego swoje inspiracje z telewizji śniadaniowych, TVN i tzw „pism kobiecych”, które pokonują w paniach ostatnie bariery przyzwoitości).

Rozdokazywany błazen – debil (taki najpewniej wywołuje pożądany rechot) posobaczy więc niewybrednie na „kaczora” i już publiczność ubawiona po pachwiny, strzyknie jadem z kościół i księży i oglądający go ćwiećinteligent pokłada się ze śmiechu do samych znoszonych skarpetek. Im bardziej bydlęcy poziom żartów tym skala rechotu rośnie. Wyjątkiem w tej kabaretowej szmirze bywały wczesne odcinki „Ucha prezesa” – nowa i inteligentna forma dworowania z władzy, to jednak nie zatrzymało staczania się tzw „polskich kabaretów” do poziomu przepełnionego wychodka.

Bębenek temu procesowi podbijały wszystkie telewizje, cóż bowiem łatwiejszego aby pozyskać niewymagającą (a więc masową) gawiedź przed ekrany. Ot weźmiemy kilku zgrywających się na idiotów błaznów, ten pierdnie, tamten sapnie, coś wulgarnego o seksie nagadają a na koniec dowalą „kaczorowi” i „czarnym” no i przepis na telewizyjny hit gotowy. Postawi się Macieja Stuhra na scenie – ten postroi przygłupawe minki, chrząknie coś o Smoleńsku i rechot wstrząsa konwulsyjnie całą wyfiokowaną widownią. Prawda – jakie to proste?
Powydurnia się błazen ten i ów i jeszcze nie ochłonie z żenady a już przytomnie pyta: którędy do kasy?! Dzisiejsza profesja ludzi z tzw „kabaretów” jako żywo przypomina zarabianie na chleb przez aktorów filmów porno – ten sam brak wstydu i poczucia staczania się w rynsztok, to samo hołdowanie najgłupszym i najprostszym ludzkim odruchom.

W tej rechotliwej poetyce słynny już (niesłusznie) występ prymitywnych prostaków z kabaretu „Neo Nówka” nie jest ani niczym szczególnym ani też wartym odnotowania …no chyba, że przez znaną artystkę kabaretową Monikę Olejnik w słynnej z kabaretowych tekstów „Gazecie Wyborczej”.

Z rządu i władzy trzeba się śmiać i ten śmiech jest zdrowy błagam jednak aby powody do tego śmiechu były nieco bardziej wyrafinowane niż tępa propaganda na poziomie czkania i popijania piwka.

Niestety najlepsze występy kabaretowe, jakie czasem oglądam, to występy znanych polityków i służących im za propagandowe statywy tzw „dziennikarzy”. Całkiem serio robione programy w stacjach TVN czy TVP budzą we mnie autentyczne rozbawienie. Jest to jednak tzw „komizm niezamierzony” powstający poprzez nadanie występowi formy przeciwnej do zaplanowanej.