STRONA GŁÓWNA / AKTUALNOŚCI / PUNKT PODPARCIA

Punkt podparcia



„Dajcie mi punkt podparcia a poruszę ziemię” – Archimedesowi z Syrakuz nikt jednak takiego punktu nie dał i nie poruszył ziemi, choć jego twierdzenia stały się istotnymi filarami nowożytnej nauki.


Tak to już z naukowcami i poetami bywa: często maja rację, często przekazują słuszne i sprawdzające się proroctwa jednak – we właściwym sobie czasie nikt ich nie wspiera, nie podpiera…..

Często sam mówię do siebie: oj ile to ja bym zdziałał gdybym miał się na czym oprzeć.

To coś, to oparcie, staje się mitycznym wytłumaczeniem wszelkich niemożności. Nie zbuduje dzieła swojego życia bo:….tu następuje litania słusznych okoliczności niesprzyjających. A gdyby był jakiś istotny punkt oparcia to ho ho…No ale to ho ho nie następuje. W istocie nie mam na to odwagi, nie starcza mi pracowitości, nie dosięgam talentem, umysłem, zbyt wiele we mnie gnuśności pospolitej. Oczywiście ludzie zawodzą, uczucia mamią, deklaracje wyparowują, to pospolitość skrzecząca (Wyspiański miewał z tego powodu przeróżne żołądkowo duszne dolegliwości). Nie ma punktu oparcia i już, nie da się!

Mój najmłodszy synuś nie chciał kiedyś zasnąć. Rozmawialiśmy długo i nie mogłem pojąć przyczyny nagłej bezsenności malca. Aż wreszcie on sam mi to doskonale wytłumaczył:

Tatku nie mogę usnąć bo zabrakło dla mnie usypiaczu.

Jak to usypiaczu?

No wiesz przecież, że ludzie usypiają bo dostają swojego usypiaczu. I tak wszyscy już wzięli swój usypiasz a dla mnie zabrakło i będę teraz rozmawiał z tobą aż do rana.

Na szczęście okazało się, że był to jedynie chwilowy brak usypiaczu i za moment malec chrapał sobie sprawiedliwym snem małego człowieka przed którym dopiero są wszelkie uniesienia i upadki świata.

Tak to jest w naszym życiu. Ktoś nam zabiera ten usypiacz, ktoś zawsze odpowiada za to, że nie dajemy rady, że nie stajemy na wysokości zadania.

Punkt podparcia to wygodny wykręt ku temu aby nie robić nic. Znakomite alibi aby ukrywać za nim strach, lenistwo, poczucie własnej nieodpowiedniości. To grzechy, w które wpędza nas dzisiejsza kultura…a właściwie jej brak.

Proponuję zatem małą, nieszkodliwą w skutkach, medytację.

Jeżeli moje życie nie dostarczyło mi dotąd punktów podparcia, to może znajdę je w swoim najbliższym otoczeniu? Nie, bliscy ludzie okazują się być słabi, wiarołomni, niesłowni. Cóż, czasem i tak się dzieje. Szukam zatem dalej, coraz mocniej cofając się w samego siebie. Wielu rzeczy w świecie nie jestem bowiem w stanie zmienić, ale siebie samego ….no tu mam pewne kompetencje i możliwości. O ile jednak będzie mi się chciało i przestanę sam siebie okłamywać szpetnie. Sam siebie mogę jednak zawieść, a więc dalej muszę prowadzić poszukiwanie „punktu podparcia”. Dalej, czyli gdzie? Muszę odpowiedzieć sobie na pytanie: co dla mnie jest fundamentem, na czym opieram moje życie i wynikające z niego przesłania?

Na Bogu – odpowie bez namysłu wielu. Czy jednak w istocie opieramy się na Bogu? Czy tylko traktujemy go jako duchową ubezpieczalnię, która ma działać wtedy gdy wydaje się nam, że jesteśmy w potrzebie?

Cofnąć się w głąb siebie i odnaleźć tam Pana Boga, to szczęście niezwykłe i jednocześnie zdarzenie, które przesądza o wektorach naszych działań i poszukiwań. Znaleźć taki Punkt Podparcia, to właściwie wygrać z losem, fatum i czymkolwiek innym, co zaczaiło się wokół naszej duszy i istnienia. To właściwie przesądza o wszystkim. Oparcie się na Bogu zmienia nasze przyzwyczajenia, stosunki z innymi ludźmi, sposób wartościowania i myślenia. Przestaje żądać, planować, domagać się a zaczynam słuchać, zastanawiać się… słuchać Jego.

O dziwo wtedy dopiero zaczynam słyszeć i stukam się w głowę jak dotychczas mogłem tego wszystkiego wokół nie zauważać, jak mogłem więzić się w skorupie własnej frustracji i przygnębienia?.

Zaczynam rozumieć sens zdarzeń, plan i jedyne o co mogę się dalej modlić to o zdolność rozumienia. Czuje siłę, która sprawia że chcący zmieniłem samego siebie i niechcący zaczynam coraz potężniej zmieniać świat wokół mnie. To daje poczucie niesłychanego sensu.

Spróbujcie…..