Wrzask, przekrzykiwanie się, kakofonia ważnych i bzdurnych informacji przemieszana z propagandowymi kłamstwami – to wszystko otacza nas na co dzień.
Jesteśmy – czy tego chcemy, czy też nie – kąpani w globalnej breji, która oblepia nas ze wszystkich stron. Nawet jak nie posiadamy telewizorów a odbiorniki radiowe ustawiamy na najbardziej spokojne stacje, to i tak dociera do nas mnóstwo bodźców, o których nie wiemy co mamy sądzić. To wszystko rodzi narastające poczucie lęku wynikającego ze złudzenia, ze nie pojmujemy tego co naraz zaczęło się dziać.
Świat wydaje się być coraz bardziej obcy, oszalały, przepełniony najgorszymi emocjami i postawami. Odnosimy wrażenie, ze przestała liczyć się zwykła rozmowa, spotkanie z drugim człowiekiem…
Moi studenci zapytani o to kim chcą w przyszłości być w większości odpowiedzieli: influencerami. To całkiem nowa profesja. Polega ona na tym aby wywierać wpływ na masy oglądających i słuchających ludzi. Nie jest przy tym ważne czy treści, które tacy „influencerzy” produkują są wartościowe, polegające na prawdzie i jakimś rzetelnym warsztacie – liczy się ogrom like – ów, powtórzeń, hałasu jaki swoimi wytworami „influencerzy” narobią. Ten hałas, szum popłacają, można dzięki temu zarabiać na reklamach, poleceniach, zdobywać rzeczy, które dla zwykłych „śmiertelników” są zgoła nieosiągalne.
Nie ma już szacunku dla uczciwego dziennikarstwa, zresztą w tym akurat zawodzie prawo Kopernika – Grishama działa z całą swoją mocą. Dziennikarze znikają odchodzą, zastępują ich tanie podróbki, którymi posługują się coraz bardziej zakażone komercją i propagandą wysokonakładowe media. Rewolucja na rynku wymiany informacji i kontaktów pomiędzy ludźmi sprawiła, że poważnych dziennikarzy wypierają właśnie „influencerzy”, których odpowiedzialność za podawane publicznie treści jest właściwie żadna. „Influencerką” może być bezwstydna i głupia dziewczyna, która ze swojej prywatności czyni dostępny powszechnie show, może nim być także ktoś skrajnie pozbawiony zasad i kultury bowiem dziś liczy się rozgłos, chwilowe istnienie w świadomości milionów ludzi. Rośnie całe pokolenie, które ze skrolowania ekranów swoich smartfonów uczyniło sobie najważniejsze zajęcie dnia. Rośnie także uzależnienie od tych pseudotreści i „infoplujstwa”, byleby szybko, łatwo i szokująco docierać do odbiorców…
Tymczasem świat aż tak bardzo się nie zmienił. Naprzeciw szumu, przepychania się łokciami i bezczelnego kłamstwa, które poddane jest służbie propagandy ciągle stoi …spokojna, nie zabiegająca o swoje, prawda. Ona istnieje wbrew wszelkim „filozofom”, którzy usiłują nam wpierać, że nie ma jednej prawdy, właściwie prawdą jest to co się komu wydaje…więc robta co chceta, ale i tak nie dojdziecie do sedna wydarzeń, ba nie ustalicie nawet własnego statusu istnienia.
Tymczasem nie dajmy sobie wmówić, że cisza jest słabością, ucieczką. Prawdy nie poznaje się w zgiełku. Ona wymaga spokoju, uciszenia emocji i poprzebywania w ciszy. To właśnie cisza daje siłę do istnienia. Tylko aby się o tym przekonać trzeba konsekwentnie wyjść z oblepiającego zewsząd rozgwaru. Stańmy w ciszy i wtedy zrozumiemy, że to nie świat się radykalnie zmienił, zmieniły się jedynie jego fałszywe wyobrażenia, którymi usiłuje się nas terroryzować.
Milczenie nie oznacza nie mówienia, kieruje jedynie do przekonania, że mówi się tylko wtedy gdy ma się coś ważnego do powiedzenia. W milczeniu można się doskonalić unikając odpowiadania na każdą zaczepkę współczesności. Gdzie byśmy doszli gdyby główną część naszej aktywności zajmowało odszczekiwanie się każdemu podwórkowemu kundelkowi, który akurat zapragnął nas obszczekać?!
Milczenie jest nie tylko znakomitym ćwiczeniem duchowym, jest wręcz bramą przenoszącą nas do spraw egzystencjalnie najważniejszych, najdonioślejszych. Wrzask i nieustanna potrzeba „obrony” przed kimś lub przed „czymś” zawracają nas z drogi siły i mądrości.
Odnajdowanie siły w ciszy uczy potęgi milczenia, nie odpowiadania na każde warknięcie pozornego świata. W ciszy można kontaktować się z najwyższymi wartościami i właśnie z ciszy i milczenia można wyjść z gotowym planem działania i porządkowania: najpierw własnego życia a później tego co nas otacza.
Wszystkim nam potrzeba takiej ożywczej ciszy, która – jak kiedyś napisałem w jednym z wierszy – cię usłyszy, ciszy, która się nie zmienia od początku aż do zbawienia.