STRONA GŁÓWNA / AKTUALNOŚCI / POLSKIE MEDIA PUBLICZNE – MRZONKI CZY REALNOŚĆ?

Polskie media publiczne – mrzonki czy realność?



Zmiana funkcjonowania mediów publicznych powinna sprawić, że widzowie – ci którzy płacą daninę na rzecz utrzymania tych mediów, zyskają wpływ na kształt serwowanej przez nie oferty.


Stwierdzenie tyleż banalne, co jednak rodzące niesłychanie ważne zobowiązania.

Rządzący lepiej niech w ogóle nie biorą się za naprawę TVP i Polskiego Radia oraz PAP, jeśli nie mają szczegółowego planu mówiącego o tym jak doprowadzić do takiej demokratycznej rewolucji w mediach, które do dziś trwały zastygłe na fundamentach (ideowych i personalnych) dawnego Radikomitetu.

Redakcje łączności z widzami i słuchaczami, to powinny być w mediach publicznych instytucje o uprawnieniach Biur Programowych.

Tak, tak ważniaki z Woronicza. Należy zlikwidować wiele biur, w pierwszym rzędzie właśnie biura nazywane szumnie „programowymi”.

Byłem na warszawskim spotkaniu zorganizowanym przez SDP, które poświęcono sanacji mediów publicznych.

Słuchając chaotycznej i nudnej dyskusji pogrążałem się w apatii. Przecież argumenty, które tam padały – argumenty i pobożne życzenia – powtarzane są od ponad dwudziesrtu lat. …i nic się nie zmienia.

Media publiczne ciągle stają się łupem wyborczych zwycięzców, w konsekwencji jednak najmocniejsze pozostały w nich wpływy środowisk żywcem wywodzących się z PRL – SLD i PSL.

Skok, jakiego PO i ludzie Komorowskiego dokonali na media publiczne w 2010 roku zdewastował je i zdemoralizował do reszty.

To co widzimy na ekranach i słuchamy w programach „trójki”, to już tylko oblicze tej wstydliwej choroby. Służalczość, ubezwłasnowolnienie redakcji, dominacja tępych urzędników nad dziennikarską i artystyczną twórczością.

Fakt, zgadzam się z hasłem, że media publiczne powinny być jednym z najważniejszych czynników kształtujących polską kulturę i obieg informacji. Za tym postulatem ida jednak pewne bardzo konkretne wymagania.

Powołanie Rady Mediów Publicznych, w której skład powinni zostać zaproszeni reprezentanci największych organizacji dziennikarskich i twórczych, to jest pierwszy i najłatwiejszy krok.

Oddanie redakcji i kierownictwa mediów w ręce ludzi rozumiejących zasady rzetelnego dziennikarstwa i wymagających doskonalenia warsztatu – a nie ideologicznych postaw! – od swoich podwładnych – to będzie już o wiele trudniejsze.

Jeśli jednak tak się nie stanie, cała reforma rychło zamieni się w swoją karykaturę.

W zarządzaniu mediami publicznymi najważniejsi są ludzie. Muszą być nie tylko fachowi, ale przede wszystkich skupieni na doskonaleniu czystego przekazu informacji i dbaniu o  zachowywanie przez podległe im media podstawowych zasad dziennikarskiego i artystycznego warsztatu.

Każdy dziennikarz ma prawo do posiadania nawet najbardziej radykalnych poglądów, jednak w jego pracy nie mogą one odgrywać najmniejszej roli.

Misja mediów publicznych wymaga wykształcenia od podstaw zupełnie nowego pokolenia rzetelnych dziennikarzy.

Wiem jakie to żmudne, bo od kilkunastu lat zajmuje się tym na Uniwersytecie Papieskim w Krakowie.

Niestety dotychczas nasi absolwenci, którzy nie biorą udziału w kompromitującym konkursie „Mediatory”, nieczęsto trafiają do dużych redakcji. Można powiedzieć, że wpojone im przez uczelnię standardy stają się przeszkodą w ich dziennikarskich karierach.

Najważniejsze jest precyzyjne określenie zadań, które zwykle określane są ogólnikowym określeniem: „misja”.

Czym zatem jest ta mityczna „misja” – to promowanie rozwoju kultury, często poprzez mało komercyjne – ale jakże ważne dla stymulowania ważnych dokonań – transmitowanie koncertów i zdarzeń o wysokiej randze artystycznej i ważnych dla rozwoju narodowej kultury.

Tu nie może być kompromisu z komercją.

Niesławnej pamięci prezes Kwiatkowski, z SLD, mawiał: „tyle misji, ile abonamentu”.

My musimy odwrócić takie – cyniczne w swojej naturze – myślenie. Jak najwięcej środków z abonamentu, po to, aby było jak najwięcej misji.

Misją jest niewątpliwie takie konstruowanie programów publicystycznych, aby prezentować realne opinie społeczeństwa.

Programy publicystyczne mediów publicznych powinny być zaprzeczeniem tego co robią dotąd Monika Olejnik i Tomasz Lis.

To nie są studia przesłuchań, narzędzia do rozstrzeliwania niemiłych kierownictwu polityków i poglądów.

Programy publiczne i ich prowadzący muszą wrócić do źródeł – do rzetelności, kultury codziennego bycia i profesjonalizmu, który w żaden sposób nie może być kojarzony z wymienionymi dziennikarzami.

Nikt w mediach publicznych nie powinien być obrażany i prześladowany.

Programy publicystyczne na równi muszą prezentować poglądy zarówno środowisk lewicowych i progresywnych obyczajowo jak i tych wiernych tradycji.

Każde złamanie zasady bezstronności przez autora lub prowadzącego powinno wywoływać natychmiastową reakcję kierownictwa redakcji.

Jeśli w ciągu najbliższych miesięcy nie sprawimy, że publiczność będzie spoglądała w ekrany z zaciekawieniem i satysfakcją, a nie ze zdenerwowaniem i wręcz ze strachem, to będzie oznaczało, że reforma mediów publicznych była jedynie fasadowym hasłem..

Programy informacyjne muszą otworzyć publiczności okno na świat.

Trzeba do minimum ograniczyć w nich rozplenione obecnie jak irytująca choroba tzw „stand upy” autorów. To zła maniera i nie przynosi ona dobrych rezultatów.

Programy informacyjne powinny być oczyszczone z pseudopublicystyki i propagandy. To narzędzia informowania o świecie i Polsce (tak Polsce, a nie wyłącznie o Warszawie!)  bezstronnie służące społeczeństwu i jego edukacji.

Nowa formuła programów informacyjnych, nowy zastęp odważnych i rzetelnych reporterów, pojawienie się ciekawych osobowości, które wzbudzą zaufanie widzów, to przekształcenia, które operacyjnie powinniśmy kojarzyć z ową mityczną „misją mediów publicznych”.

Następnym zadaniem jest wyprowadzenie kamer i mikrofonów mediów publicznych poza Warszawę.

Przepychanki polityczne i pseudodyskusje warszawskich salonów nie są solą tego czym żyje codziennie przeciętny Polak. Do niego właśnie powinny dotrzeć przekazy nowych mediów publicznych!

Dobra konstrukcja programów publicystycznych i informacyjnych musi zakładać realna proporcję pomiędzy tym co z wydarzeń światowych determinuje wydarzenia w Polsce, oraz tym co dzieje się poza Warszawą, a ma znaczący wpływ na oblicze dnia. Programy informacyjne nie mogą spełniać politycznych serwitutów! Polityków należy właśnie nauczyć tego, że dziennikarze nie są chłopcami i dziewczętami na ich posyłki!

Nowe telewizja publiczna i radio muszą być zbudowane na zasadzie piramidy, której podstawę stanowią twórcy i dziennikarze, a jedynie niewielki wierzchołek zarządy i administracja.

Media publiczne jako jednostki kultury narodowej, to brzmi tak pięknie, że aż nierealnie.

Chciałbym, aby taka operacja się udała, bo wtedy media publiczne nigdy już nie staną się – w tak patologicznym jak dziś stopniu – politycznym łupem.

Im dalej ustawowo usadowimy ręce polityków od zarządów publicznych mediów, tym lepsze przyniesie to efekty.

Musimy zapewnić odpowiednie finansowanie ośrodkom telewizyjnym oraz regionalnym rozgłośniom radiowym.

Ekonomiści i politycy powinni rozliczać media publiczne jedynie z tego jak szybko się zmieniają i jak wykorzystują pieniądze będące w istocie publiczna składką na utrzymanie publicznych mediów.

Spraw jest tysiąc, a felieton krótki.

Może jednak ktoś z decydujących o medialnej przemianie przeczyta ględzenie faceta, który zęby zjadł w mediach komercyjnych i publicznych.

Stary jestem, ale ciągle mam jeszcze nadzieję, że z przyjemnością kiedyś włącze telewizor lub radio.

Nie spieprzcie tego państwo politycy.