Bogaćcie się, bo tylko wtedy będziecie coś znaczyć, tylko wtedy wasz głos będzie słyszany.
Bogaćcie się, bo tylko wtedy będziecie coś znaczyć, tylko wtedy wasz głos będzie słyszany. Tylko pieniądze mają dziś rację i tylko pieniądze stanowią ostateczny argument. One orzekają o tym co jest dziś prawdą, a co złudzeniem. Istnieje tylko to co da się oszacować i kupić. Wszystko warte jest tyle ile ktoś chce za nie zapłacić. Jak pisał kiedyś krakus Andrzej Bursa: zachód słońca jest za darmo, a więc zachód słońca nie jest nic wart.
Coś wam w tym zgrzyta, coś się nie podoba?
No smiało! zdobądźcie sie na odwagę i nazwijcie to swoje przeczucie, przeczucie które, mówi, że w tym wszystkim co napisalem tkwi fałsz, jakieś ziarno złego, jakiś początek umierania.
No nazwijcie to! Nie w głębi własnego przeświadczenia, ale teraz, publicznie, wobec innych, o których wiecie, że was wyśmieją. Powiedzcie to w mediach, stańcie naprzeciwko ksiegowych ustrojonych w szatki publicystów, naprzeciwko kramarzy w togach mędrców, naprzeciwko znanych twarzy, z których kazda została dokładnie wyceniona przez specjalistów od marketingu.
Powiedzcie to sąsiadom, którzy spłacają właśnie raty za nowy samochód i kominek, powiedzcie to także tym którzy nie wyrabiają do pierwszego.
Nowocześni tlumnie ruszyli na „Pole Garncarza”, aby odgrzebać tam skarb odrzucony kiedyś przez nieświadomego chyba roli pieniądza nieszczęśnika. Grzebią oblekłymi już w kocią żałobę pazurami w glinianej ziemi Brukseli – Nowej Jerozolimy. Skrojonej na miarę czasów racjonalności i zasad poprawnego życia.
Pieniądz nie śmierdzi, a jeżeli nawet – to przecież współczesna filozofia i media wynalazły już tyle specyfików na pozbawienie go tego zapachu. Z polskiego „Pola Garncarza” wracali już wielcy polskiej współczesności – bogaci, sławni. Czy ktoś śmiał im – w tefauenach – zarzucić, że cuchną, że maja za pazurami kawałki śmierdzącego srebra?!
Żyjemy w czasach gdy stare gusła dawno wysłaliśmy na emeryturę, do naiwnych ksiązeczek do nabozeństwa, do kruchty nieudaczników.
Sukces to pieniądz i niech nas nie nudzi już stary zrzęda Herbert. Tu nie ma miejsca na żadne dylematy. Pieniadze, albo się ma, albo jest się tylko głupim starcem w niemodnej kurtce i moherze, który drżąca ręką, w guślarskim geście podnosi w górę poszarzałą, białoczerwona chorągiewkę.
Na luksus moralnych dyrdymałów, na rozważania o naturze prawdy, stać nas będzie później, gdy zapewnimy sobie przyszłość.
Herbert marudził, bo nie znał najnowszych osiagnięć kretywnej księgowości, nie znał rachunku ciągnionego, który doskonale splaszcza hybrydy znaczeń.
Dobro kosztuje, dobro nieużyteczne natychmiast nie ma ekonomicznego znaczenia, a wiec nie istnieje, tak jak zachód słońca, jak uśmiech i miłość, które nic nie przesądzają w strategiach ekonomicznych negocjacji.
Nie ma nic bardziej bezsensownego niż łachmaniarz zaczepiajacy ludzi na ulicy i pytający o prawdę. Ale i na to znaleźliśmy skuteczną metodę – cykutę, zwaną dziś eutanazją, w miarę postępów naszej cywilizacji udoskonalimy genetyczne przewidywanie, aby zawczasu stosować aborcję wobec tej genetycznej anomalii jaką jest mania zadawania niepokojących pytań.