Najpierw ujrzałem procesję – barokowo inkrustowaną, krakowską – obchodziła Rynek wokół. Była panatejska, jakby spod dłuta samego Fidiasza właśnie wyszła.
Postaci szły dostojne. Niesiono relikwie: walonki spod słynnych „nóg nieumytych”, krzesełka ze śladami obuwia wprost z Japonii, akcesoria księdza Sebastiana Kneippa, słynącego z leczenia puchlin metodą obfitego lewatywowania, parasol zabrany znad głowy pana Sarkozy, kieliszek buchnięty królowej, bigos, o którym słyszał prezydent Obama, rogi, jakie przepowiadane mu były, spiżowy odlew otwartego rozporka z Poznania, pyszczek cielaka z szacownym palcem we wnętrzu, zgolone wąsy, kaczą zupę….procesja płynęła dostojnie wokół krakowskiego rynku. Ludzie klękali, bądź natychmiast wpadali w paroksyzmy zgody, która buduje. Tak, nie mylicie się – wasze rozjarzone miłością myśli dobrze wam wewnatrz szeptają – to była procesja z relikwiami mediobłogosławionego Bronisława Marii Komorowskiego.
Chwilę później przelatująca mi nad głową sowa w koloratce upuściła niewielką książeczkę, najwidoczniej wykradzioną z wrogiego obozu Żyrandolotłuków.
„Podręcznik Walki Miejskiej”. Wypieki niezdrowe zmalowały się na moich licach i jąłem te treści zakazane czytać. Poczułem się nawet jak czytelnik jakiego Carlosa Marighelli,, penetrujący ciemne podziemia królewskiego miasta…
„Właśnie nie udał się zamach krzesełkowy, który przygotowało grono bojowników pod wodzą prawnuka pana Gavrlilo Principa z kultywującej dawne tradycje , organizacji serbskiej „Drżąca Ręka”, musimy tedy zrezygnować z demonstracji z użyciem przedmiotów. Wstrzymujemy więc przygotowywane zamachy przy użyciu muszli klozetowej, odkurzacza i szczotki do butów, w tajemnicy trwa jeszcze akcja naszego żeńskiego oddziału, który za cel obrał sobie zbrodnicze przekarmienie Wielkiej Małżonki. Widać już jednak, że musimy zmienić metody naszej walki. Przewidujemy, że w najbliższych dniach rozpocznie się akcja aresztowań członków tych naszych komórek, którzy posługują się słowami. Używanie słów na spotkaniach z Żywą Relikwią może doprowadzić do istotnego przetrzebienia naszych szeregów. Używanie słów bowiem, a zwłaszcza słów znamionujących czytanie książek, doprowadzić może do istotnej dekonspiracji członków naszego ruchu. Mogą oni wyraźnie odróżniać się od zwolenników Żywej Relikwi Ostrzegamy także, że w piwiarniach, gdzie jeszcze jaki taki publiczny dyskurs ma miejsce, pojawiło się wielu osobników z bruzdami na czołach i w okularach – z wierzchu przypominają nawet bliskich nam członków organizacji „A jednak myślimy”, niech was to jednak nie zwiedzie. To nowy, niebezpieczny oddział szkolony przez niejakiego Bretchneidera. Rozpoznać ich możemy zadając im niespodzianie logiczne pytanie. Jeśli kręcą i marszczą czółko, znaczy hodowla Bretschneiderowska.
Niniejszym zmieniamy zatem metody naszej walki – w momentach gdy dochodzi do namacalnego kontaktu z Żywą Relikwią ozywamy się głosami wszelkiemi jakie naszemu organizmowi dostępne bywają. Wydajemy z siebie pomruki naturalne, ludzką naszą, ułomną, naturą dyktowane. Do ataków najwyższego rzędu zaliczamy zamachy gazowe, równie skuteczne mogą okazać się „wypróżnienia górne” oraz „użycie waporów naturalnych”. Młodzieży polecamy mały sabotaż, a więc nagłe warknięcia, chrząkanie znaczące, charczenia (bez wydalania jednak plynów ustrojowych) i wywracanie gałkami ocznemi. Pamiętajcie przy tem, że ataki nasze skuteczne będą jedynie w momentach rozanielenia Najjaśniejszego Pana. Rychło też siepacze nauczą się je zwalczać. Wtedy pozostanie nam jedynie nieco zmodyfikowana metoda pana Palivca – naturalne obesranie się naszego przeciwnika…” – uff odetchnałem. Mają psiekrwie rozmach.