STRONA GŁÓWNA / AKTUALNOŚCI / PESHMERG PATRZY ŚMIERCI W TWARZ

Peshmerg patrzy śmierci w twarz



Wojna ma zapach spalonej gumy i kurzu, tak pachnie kilka kilometrów od Mosulu miasta gdzie al. Baghdadi, duchowy przywódca Państwa Iraku i Lewantu (ISIS), wygłosił swoje najważniejsze przemówienie.


Końcem marca 2015 roku tu właśnie znajduje się granica pomiędzy cywilizowanym światem i „wojownikami dżihadu”. Ta wojna ma także twarz zgwałconych, dziewczynek, słychać w niej szelest milionów dolarów inkasowanych za ropę naftową i…ciszę, która otacza prześladowanych chrześcijan i jazydów.

Erbilska wyspa

Z Erbilu, stolicy irackiego Kurdystanu, do frontu jest zaledwie czterdzieści kilometrów. Miasto żyje jednak tak, jakby nic się nie działo. Gdyby nie tysiące uchodźców, rozlokowanych w niedokończonym supermarkecie „Ankawa Mall”, Erbil przypominałby jedynie ogromny plac budowy i miejsce, gdzie robi się wielkie interesy. Samoloty lądujące na tutejszym lotnisku wypełnione są dobrze ubranymi biznesmenami. Spokój i porządek, jaki tu panuje, jest wręcz surrealistyczny.

Tymczasem wokół stolicy Kurdystanu roi się od sunnickich formacji zbrojnych, które od miasta oddzielają jedynie formacje twardych Peshmergów.

Od strony Dyala i Salahudin atakują formacje „Naqshbandija” dowodzone przez byłych polityków z rządu Saddama Husseina, od strony Anbar wspomagają ich „Brygady Rewolucyjne 1920” zorganizowane przez zwolnionych z armii, pod naciskiem Amerykanów, oficerów wojsk Saddama  Husseina, wraz z nimi w kierunku miasta Erbilu nadciągają bojówki „Islamskiej Armii Iraku” uzbrojone przez liderów kilku sunnickich plemion, do tego wszystkiego jeszcze mudżahedini z „Armii Mudżachedinów” walczącej jednocześnie z obecnym rządem urzędującym w Bagdadzie, obrazu dopełniają fanatycy z „Khata ib al. Mustafa” wojujący o wprowadzenie szariatu na całym obszarze Iraku oraz „ Armia Mohameda”, „Khata ib Tawrat al. Ashreen” (bojówki kilku innych sunnickich wspólnot) i ludzie z „Ansar al. Islam” otwarcie przyznający się do związków z Al. Kaidą. Największym zagrożeniem są jednak rosnące w siłę oddziały ISIS wspomagane przez najemników z Czeczeni, Afryki,  Europy Zachodniej,  a nawet Indonezji, Japonii, Chin i Australii.

Wszystkie mosty na oddzielającej  Mosul od Kurdystanu rzece Ghazer zostały właśnie wysadzone w powietrze przez fanatyków Al. Baghdadiego. Codziennie i co noc grupy islamistów atakują posterunki kurdyjskich Peshmergów. Co noc też na ich pozycje suną wypełnione ładunkami wybuchowymi pojazdy – pułapki.

***

Na rogatkach Erbilu droga staje się pusta i pokryta kurzem. Jeżdżą po niej jedynie wojskowe samochody i pojazdy należące do nielicznych mieszkańców wiosek, którzy jeszcze nie uciekli w głąb Kurdystanu. W samym Erbilu jest w tej chwili ponad 160 tysięcy uchodźców (w całym Kurdystanie już prawie dwa miliony), głównie asyryjskich chrześcijan, jazydów i Arabów, którzy nie chcą żyć pod władzą ISIS.

Nasz kierowca doktor Farhang, wykładowca uniwersytetu w Erbilu, świetnie mówi po polsku. Gdy wjeżdżamy w polne drogi wiodące do pierwszej strażnicy Peshmergów, słyszymy jego głośne westchnienie:  -Jezus Maria, teraz to już musimy mieć sporo szczęścia, tam – mówi wskazując na zbliżające się wzgórza –  siedzą snajperzy ISIS – .

Fahrang kuli się nad kierownicą, co sprawia, że i my instynktownie wciskamy się w siedzenia.

Godzinę później będziemy się z tego śmiać. Siedząc po turecku w postrzelanej sunnickimi pociskami strażnicy smakujemy skromny posiłek. Ryż i rozgotowane pomidory świetnie smakują z aromatyczną herbatą.

Ucztujemy z poubieranymi w rozmaite mundury żołnierzami, obok nich siedzi dowódca specjalnego oddziału „Barzan” generał Muhamamad i plemienny szejki, generałem Silvan Barzani, obu żołnierze darzą niekłamanym szacunkiem. Szejk skręca papierosy z piekielnie mocnego tytonu.

– W ciągu nocy wypalam sześćdziesiąt – śmieje się widząc jak od „machorki” nasze oczy stają się okrągłe. – Bez jedzenia możemy się obejść, ale tytoń i herbata muszą być – dodaje.

Generał Muhammad wyciąga sztabową mapę i objaśnia nam sytuację na froncie. Dżichadyści zostali wyparci aż za granicę rejonu Makhmur, front jest zatem prawie osiem kilometrów stąd.

Po „obiedzie” możemy wreszcie rozmawiać o wojnie. Udaje się nam przekonać dowódcę, aby zezwolił na podróż do frontowych posterunków Peszmergów. Generał co prawda krytycznie spogląda na nasze blade twarze, nie jest chyba przekonany, ze przybysze z dalekiej Polski będą potrafili znaleźć się w sytuacji, gdy Peszmergów i fanatyków spod czarnego sztandaru oddziela tylko kilkusetmetrowy pas zaminowanej ziemi, ale zezwala.

Zjeść własne dziecko

Leila, jazydka z okolic góry Shingar, opowiada historię swojej sąsiadki. Kobieta została porwana przez fanatyków z ISIS, rozdzielono ją z trzyletnim synkiem. Całowała islamskich „bojowników” po stopach, błagała by oddali jej dziecko. Obiecali, ze je zobaczy. Uradowana usłyszała, ze dziecko na nią czeka. Dżichadyści zaprosili ja na tradycyjny posiłek – tashrib -, gdy wzięła do ust pierwszy kęs natychmiast go wypluła, smakował dziwnie. To było ugotowane ciało jej syna.

Podobny los spotkał Asyryjską kobietę z Mosulu. Dowiedziała się, że islamiści zabili jej męża. Wykupiła jego ciało. Gdy po nie przyjechała dźichadyści podjęli ją wystawnym obiadem. Zjadła i podziękowała im za humanitarny odruch, nieśmiało poprosiła o wydanie ciała męża. – Właśnie je zjadłaś – ryczeli, zataczając się ze śmiechu, „rycerze proroka”.

Relacje jazydów, których spotkaliśmy w ich świętym mieście Lalish, są wstrząsające: ciężarnym kobietom ludzie z ISIS rozcinają brzuchy. Świadek opowiada, że płód, który wydobyto z brzucha jednej z nich rzucono na pożarcie głodnym psom.

Młoda kobieta opowiada jak przy niej odcinano głowy jazydzkim mężczyznom, topiono ludzi w ekskrementach.

O ile w przypadku chrześcijan islamiści dają do wyboru trzy drogi: okup, przejście na islam, albo śmierć, to wyznawcy starożytnej religii jazydów praktycznie nie mają wyjścia. Nawet jeśli przejdą na islam, to są potem natychmiast wysyłani – strzałem w głowę – do „islamskiego raju”, to jednak i tak lepsze niż wielogodzinne, wymyślne męczarnie.

Wstrząśnięci słuchamy ich opowieści stojąc obok tysiącletniej jazydzkiej światyni.

– Oni to wszystko chcą z niszczyć, nazywają nas „kafir” (niewierni) i mordują, z domów wypędzono już dwieście tysięcy jazydów. Wyjątkowo urodziwe jazydzkie kobiety są bezlitośnie gwałcone i sprzedawane jako niewolnice, ceny rzadko przekraczają sto dolarów. Bywa, że taka kobieta jednej nocy przechodzi przez ręce dwudziestu zbirów – opowiada jazydzki szejk Lalish.

Niedawno dwieście jazydzkich kobiet rzuciło się w przepaść. W ich religii gwałt jest tak ogromnym „splamieniem”, że odbiera chęć do życia.

Szejk Lalish długo płacze siedząc nad świętym, dla jazydów, żródłem „zym zym”, ukrytym w podziemnych labiryntach świątyni.

Josuf ma smutne spojrzenie, nie chce rozmawiać. Po kilku godzinach wyznaje, że na rękach wynosił z piwnicy ciała dziewięcioletnich dziewczynek, którym po udach spływały strużki krwi. „Wojownicy proroka” w ten sposób zaspokajali swoją chuć.

ISIS wprowadził masowe rabunki, gwałty, uruchomił u siebie targi na których sprzedawane są chrześcijańskie i jazydzkie niewolnice.

Z okrzykiem „Allach” na ustach terroryści z ISIS  robią rzeczy, o których nie słyszał cywilizowany świat.

***

Generał Muhammad …godzi się abyśmy powłóczyli się po froncie. Daje nam jednak kilku swoich ludzi do obstawy.  Jedziemy na posterunek w Guer, który od „bojowników proroka” oddziela jedynie wąski pas zaoranej ziemi. Z Guer, bez lornetki widać czarne sztandary powiewające na zabudowaniach wiosek otaczających Mosul.

– Codziennie atakują inaczej. Dwa dni temu odkryliśmy tunel, który kopali pod naszymi pozycjami. Wytłukliśmy ich wszystkich zanim zdążyli z niego wyjść. Spalili się jak kurczaki – opowiada z kamienną miną – kapitan kuryjskich Peshmergów Muhammad Sultan.

Sultan kręci filmy z każdej niemal walki z fanatykami Al. Baghdadiego. Na jednym z nich widzimy stosy martwych islamistów, wśród nich kilku dwunasto – trzynastoletnich chłopców.

Od strony ISIS odzywają się strzały.

– Zauważyli ruch na naszych pozycjach, musicie natychmiast stąd znikać – rozkazuje generał Muhhammad, który właśnie zajechał do Guer uzbrojonym jeepem.

– Ostatnio wysłali do nas czołg z samobójcą w środku, był wypełniony toną trotylu. Na szczęście trafiliśmy go z wyrzutni „Milan” zobaczcie – Sultan zdążył nam jeszcze – na swoim laptopie –  pokazać efektowna eksplozję.

Nad Guer nadleciały pierwsze pociski z ciężkich karabinów maszynowych.

 

Przebaczyć nie znaczy milczeć

Katolicki ksiądz Douglas Bazi był porwany i uwięziony przez islamistów. Przez cztery dni nie dostawał wody, a kiedy mu ją przynieśli…odmówił picia.  W niewoli złamano mu ręce, nogi. nos i wybito zęby. Gdy został wykupiony szybko wrócił do dawnej działalności. Dziś jest organizatorem dużego obozu dla chrześcijańskich uchodźców w Erbilu. Tryska energią, działa już założona przez niego szkoła. Ksiądz Bazi  jest wszędzie.

– Byłem komandosem w wojsku, jestem księdzem i to moja droga życia. Nie boje się islamistów. W niewoli grozili mi, że moje ciało oddadzą psom wyjaśniłem im wtedy, że nie obchodzi mnie moje ciało po śmierci – opowiada, gdy zaczepiamy go po mszy na której były tłumy ludzi.

– Przebaczyłem tym ludziom, bo przeszłości nie mogę już zmienić, nie znaczy to jednak, że będę milczał o ich zbrodniach. Żyję, a więc walczę. Pokonamy ich przez edukację dzieci, one będą mądrzejsze od tych ludzi, wygrają – mówi z uśmiechem i prowadzi nas na …kurs tańca, który zorganizował dla młodych, chrześcijańskich uchodźców. Potem z dumą pokazuje nowoczesną pracownię komputerową, kino i świetnie wyposażoną pracownię do nauki muzyki.

– Nasz front rośnie, codziennie wygrywamy – mocno ściska nam dłonie.

 

***

– Trudno się was pozbyć – mówi rozbawiony generał Muhammad, gdy spotyka nas na wydartym właśnie z rąk ISIS posterunku w Sultan Abdullach. Tu Peszmergowie nie zdążyli jeszcze pościągać z pobojowiska całego sprzętu, jaki zostawili po sobie uciekający w popłochu „wojownicy proroka”.

– Stu osiemdziesięciu zabitych terrorystów, to tylko bilans ostatnich starć. Oddział specjalny „Barzan” zabił ich już ponad trzystu – opowiada dowódca tego odcinka, generał Silvan Barzani.

Pijemy smaczną herbatę, palimy papierosy. Od strony islamskich terrorystów słychać tylko rachityczną palbę.

Peshmergowie są uprzejmi, gościnni, objaśniają nam technikę walki z ISIS.

– Zawsze potrafiliśmy walczyć w górach, teraz jednak przyszło nam bić się na równinie. Musieliśmy się tego nauczyć, ale jak widać z dobrym skutkiem – wyjaśnia generał Muhammad.

– Peshmerg oznacza tego, który patrzy śmierci w twarz. Jest pierwszy w kolejce, broni ojczyzny. Nie mamy wyjścia. Inaczej świat stanie się piekłem – młody żołnierz wręcza nam honorowe odznaki oddziału „Barzan”.

Pehmergowie ochraniają tysiąc kilometrów granicy, która oddziela Kurdystan od samozwańczego państwa ISIS

Gdyby nie to, że musimy jechać na spotkanie z członkami rządzącego w Kurdystanie klanu Barzanich zostalibyśmy w okopach Sultan Abdullach dłużej. Wrócimy za kilka dni.

 

Witold Gadowski  Maciej Grabysa i Michał Król