STRONA GŁÓWNA / AKTUALNOŚCI / PARTIA WIĘDNĄCEJ KAPUSTY

Partia więdnącej kapusty



Często odnoszę wrażenie, ze większość polskich stronnictwo politycznych, przynajmniej tych które liczą się w ogólnokrajowej grze, wcale nie jest wynikiem samorzutnej kreacji znaczących grup obywateli i ich spontanicznej aktywności a bardziej tworami pewnych zakulisowych zabiegów. Utwierdza mnie w tym przypadek Platformy Obywatelskiej, partii która z potentata i hegemona właśnie rozłazi się w szwach i coraz mocniej aspiruje do drugiej ligi politycznej. Wygląda na to jakby – mówiąc językiem chirurgicznym – zaczęły puszczać szwy i różne postaci – kiedyś zlepione niewidzialnym klajstrem – nagle poczęły się coraz wyraźniej odklejać.


Pofolgujmy zatem pewnej teorii, która całkiem udanie może wytłumaczyć mechanizm polskich cudownych kreacji politycznych, które nastąpiły po „okrągłym stole”.

Nie tak miało być towarzyszu generale

Przypomnę, że jednym z ludzi, którzy usiłowali tworzyć na nowo polski świat polityczny był nieboszczyk – profesor Bronisław Geremek. Był on twórcą nowatorskiej – w nadwiślańskich warunkach – koncepcji wedle której do uprawiania polityki nie powinny być destynowane żadne partie a jedynie arbitralnie wyłoniony Komitet „Autorytetów” zwany Obywatelskim.

Z biegiem lat na jaw wychodzi coraz więcej „magdalenkowych” tajnych uzgodnień pomiędzy towarzyszem generałem Czesławem Kiszczakiem i jego wdzięcznymi – acz przez nikogo nie desygnowanymi do takiej roli – partnerami z przeciwnej strony biesiadnego stołu. „Autorytety” opozycji mianowane do tej roli przez triumwirat Kiszczak – Michnik – Geremek z wyraźnym udziałem byłego towarzysza Jacka Kuronia, ustaliły, że Polska właściwie niewiele ma się – po czasach PRL – u – zmienić i dotychczasową rolę „wiodącej siły” czyli Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej może zająć, pomyślany niemal jak jej lustrzane odbicie, Komitet Obywatelski uformowany dokładnie pod dyktando panów Geremka i Kiszczaka. KO ( formalnie wówczas przy Lechu Wałęsie) miał z grubsza przejąć szkielet władzy pozostawiony przez komunistów i nie czyniąc im większych przykrości, sprawować nowe rządy. Z biegiem czasu skład KO miał być wydestylowany i otwarty na „rozumnych przedstawicieli nieboszczki PZPR”. Płynne przekazanie władzy było ćwiczone w ciągu markowanych wyborów i ich arbitralnych korekt. Niestety – dla światłych koncepcji towarzysza Geremka – w łonie KO powstał ferment, z którego wyłoniła się pierwsza licząca się partia polityczna czyli Porozumienie Centrum. Obrażonym „autorytetom” nie pozostało nic innego jak stworzyć kontrreprezentację polityczną zachowując jednak nadal antypartyjny wstręt. – pojawił się Roch Obywatelski Akcja Demokratyczna. Kiedy okazało się, że malkontentów z spod znaku PC i budzącej się do działania KPN nie można przykryć „Gazetą Wyborczą” i TVP kierowana przez towarzysza Andrzeja Drawicza, genialna myśl Geremka posypała się w drzazgi.

Mutacje wiodącej siły

ROAD długo nie zagrzał miejsca w polskiej rzeczywistości i zastąpiły go „córki geremkowszczyzny”, o wyraźnie już jednak partyjnych obliczach : Unia Demokratyczna i Unia Wolności. Rychło jednak okazało się, że twory te nie mają najmniejszych szans na zdobycie samodzielnej, wiodącej pozycji. Nie pomogła tu sztafeta tuzów na czele: Geremek osobiście, Hanna Suchocka, Władysław Frasyniuk czy sam „guru ekonomicznej transformacji” towarzysz Leszek Balcerowicz. Przyszła pora na bardziej strawną dla polskiego wyborcy i (pozornie) mniej przemądrzałą formację. Swego czasu nieco światła na tygiel, w którym powstawała Platforma Obywatelska rzucił generał Gromosław Czempiński, który objaśnił swój osobisty udział w lepieniu nowej elity. Zamysł PO musiał pojawić się w gabinetach nie tylko wysokich oficerów służb specjalnych ale także ludzi dysponujących wówczas znaczącym – jak na polskie warunki – kapitałem. W nowym projekcie postanowiono wykorzystać do pomocy czołówkę partii założonej wokół niezbyt udanego premiera Jana Krzysztofa Bieleckiego – Kongresu Liberalno Demokratycznego znanego nie tylko z bycia utrzymankiem postkomunistycznych oligarchów w rodzaju Wiktora Kubiaka, ale także z nader liberalnego podejścia do zasad uprawiania biznesu a zawłaszczania rozparcelowywanej po okresie komunizmu, gospodarki. Starych nudziarzy z grona dysydentów byłej PZPR zastąpili dziarscy i pełni energii „liberałowie”: Janusz Lewandowski, Donald Tusk, wspomniany już J.K.Bielecki. Nieco na siłę doklejono do nich dobrze prezentujących się pieszczoszków PRL – u: np. Andrzeja Olechowskiego i poczciwego działacza Macieja Płażyńskiego. PO skonstruowane jako partia powszechna i nowoczesna pociągnęła za sobą wielu przyzwoitych działaczy oraz całe zastępy lokalnej szumowiny. Wyszła z tego siła polityczna, której natychmiast pokłoniły się główne media. Taki konglomerat był skazany na przejęcie władzy i jej długoletnie sprawowanie. Świadczyło o tym dojście do władzy gdańskiego wunderkinda Donalda Tuska. Czytając wspomnienia byłego skarbnika PO Pawła Piskorskiego znajdziemy w nich potwierdzenie teorii o ukrytych drożdżach na których PO rosła. Były to – obok pieniędzy postkomunistycznych oligarchów i szybkiego zabrania się za „prywatyzację” – także niemieckie wpływy.

Poszukiwanie dopełnienia

Obok PO rychło pojawiły się już czysto syntetyczne twory, które miały sprawić, że obóz postgeremkowski zajmie cały obszar polskiej sceny politycznej. Lewicę i antyklerykałów miał zagospodarować Ruch Palikota, a kiedy zaczął szybko więdnąć w sukurs tym wysiłkom pojawiła się partia adiutanta Balcerowicza, owianego nimbem nowoczesnego ekonomisty, „Nowoczesna” Ryszarda Petru, która miała penetrować także te obszary elektoratu, do których nie trafiał Plalikot. Laboratoryjne pomysły szybko zaczęły się jednak wypalać i powstała paląca potrzeba dopełnienia tej talii przez nowy, owiany sukcesem i rokujący na przyszłość konstrukt – tak, dosyć niespodziewanie, na scenie pojawił się gwiazdorek TVN, chodzący w nimbie nowoczesnego katolickiego publicysty Szymon Hołownia i jego nader egzotyczna – na pierwszy rzut oka – Polska 2050.

Wszystkie te ruchy były dyktowane gasnącą gwiazdą PO, która po nagłym porzuceniu przez swojego wodza Donalda Tuska, z sezonu na sezon więdła jak pozbawiona wody kapusta. Na nic zdały się wysiłki Grzegorza Schetyny, próby uczynienia gwiazdy sezonu z Małgorzaty Kidawy Błońskiej czy rozpaczliwe watowanie pozbawionego charyzmy Rafała Trzaskowskiego. PO więdła i żadne zabiegi reanimacyjne nie przynosiły powodzenia. „Przywództwo” Borysa Budki stało się już tylko wymownym przykładem faktu, że zakulisowe mechanizmy wspomagania PO powoli wyłączają się, jedne po drugim. Dziś – gdy alogiczne wygłupy parlamentarzystów PO zaczęły już nużyć publiczność – poparcie tej partii zaczyna dorównywać ilości alkoholu w przeciętnym winie. Można to oczywiście odczytywać w kontekście marketingowych błędów i wewnętrznych tarć, ale wyraźnie już widać że „projekt PO” chyli się ku destrukcji gdyż znikły niewidzialne polityczne sterydy, na których formacja ta była wywindowana i utrzymywana. Brak pomysłu na bycie sensowną i państwowotwórczą opozycją to już bardziej efekt zaniku tego wspomagania niż wynik politycznych decyzji ludzi, do których powoli zaczyna docierać, że widok na ponowne konsumowanie fruktów władzy jest już tylko ułudą.

Projekty przyszłości?

Nieprzypadkowo, z jednej strony ze stanu publicznej hibernacji wyrwany został Bronisław Komorowski a z drugiej coraz większa ilość tuzów PO poszukuje swojego ratunku w ruchu Hołowni. Widać, że w polskim politycznym tygielku zaczyna się gotować i konstruowana jest magiczna formuła, która może wyrwać rządy Prawu i Sprawiedliwości. Słabość środowiska PO objawia się i w tym, ze pomimo wielu błędów i patologii obecnych kręgów władzy notowania głównej niegdyś partii opozycyjnej systematycznie spadają. Ktoś – może nawet kilka środowisk – wyraźnie już na dawnej formacji Donalda Tuska postawił krzyżyk. Nie miejmy jednak złudzeń nowa szalupa już jest skonstruowana a jej wsparcie stanie się racją bytu dla wielu środowisk, które dotychczas wygodnie pasożytowały na polskim państwie.