STRONA GŁÓWNA / AKTUALNOŚCI / NIENATURALNI WŁADCY KAPITAŁU

Nienaturalni władcy kapitału



W dziejach ludzkiego rodzaju panuje dziwaczna prawidłowość – wielki sukces staje się zwykle przedsionkiem do jeszcze większego upadku.


Stare, ruskie powiedzenie brzmi: „s żyru biesitsa”, co w wolnym tłumaczeniu znaczy – we łbie im się z dostatku przewraca.

Okazuje się bowiem, ze w dziejach ludzkiego rodzaju panuje dziwaczna prawidłowość – wielki sukces staje się zwykle przedsionkiem do jeszcze większego upadku.

Słowem: osiagnięcie szczytu rodzi nie tylko zjawisko opisane w literaturze psychologicznej jako „depresja szczytu”, ale także takie poluźnienie etycznego gorsetu, że…ratunkiem niemalże staje się bezbrzeżny upadek.

W przyrodzie tak wszystko jest urządzone, że istnieją zbawcze mechanizmy hamowania.

Są one albo wewnętrzne – tygrys jak się naje, to śpi, albo środowiskowe – ryjówka może jeść w sposób nieograniczony, ale jej mechanizm hamowania znajduje się w środowisku.  Środowisko dostarcza jej ograniczone możliwości zdobywania pożywienia, podobnie zachowuje się łasica, która nawet syta morduje, bo jej instynkt polowania jest silniejszy niż zaspokajanie głodu.

Gdyby nasz tygrys miał naturę ryjówki, toż przecież wymordowałby połowę Azji i Ułan Bator na dokładkę.

W dzisiejszym społeczeństwie mechanizmy hamowania stały się subtelnie ukryte i otoczone wielowiekową kulturą życia we wspólnotach. W uproszczeniu możemy je dziś nazwać kodeksami etycznymi. Małe społeczności, walczące o byt, społeczności niedoboru, wykształciły nieustanny mechanizm walki i zdobywania. Tak było z pustynnymi nomadami w epoce Mahometa – gdy prorok je zjednoczył ustał regulacyjny mechanizm walki wewnetrznej, ale nie ustały instynkty – rozpoczał się zatem jeden z największych podbojów w dziejach ludzkości. Podobnie było z Mongołami po nastaniu Dżyngis Chana.

Pisze o tym, nie z powodu nagle poczynionych odkryc socjologicznych i historycznych, ale jedynie po to, abyście mi wybaczyli pewną niepoprawnie acz globalną refleksję.

Oto w przyrodzie dzisiejszej i w dziejach rozwoju poszczególnych gatunków, rodzajów także biolodzy ze zdumieniem zauważyli, że procesy kooperacji, współpracy, symbiozy, przeważają nad zjawiskami konfrontacji i konkurencji. Mówiąc prościej: świat przyrody bardziej rozwija się dzieki współpracy, niż z powodu wspołzawodnictwa i wzajemnej agresji.

Tymczasem dzisiejsza nasza cywilizacja nastawiona jest niemal wyłącznie na konkurencję i konfrontację. Tak działa światowa ekonomia. Czyżbyśmy zatem tak ostatecznie wyemancypowali się z naszej organicznej ojczyzny?

W takim spostrzeżeniu tkwi jednak zalążek pewnej obrazoburczej – dla światowego kapitału na pewno – myśli. Gdyby bowiem ktoś, jakiś demiurg utalentowany, zaczął krzewić w świecie mentalność i kulturę kooperacji, realnej współpracy, na której wszyscy zyskują….uuuu to zatrzęsłyby się w posadach omszałe bankowe gabinety, finansowe piramidy zadrżałyby z niepokoju.

Zauważcie, że konkurencja – tak jak ja pojmują liberałowie – prowadzi zawsze do wydzielenia się wąskiej kasty nababów. Oni zabieraja reszcie tyle, że dla całej reszty starcza jedynie na przeżycie, a i czasem nie.

Kooperacja jest niebezpieczna – powoduje, że ludzie się poznają, dogadują. Uczciwa kooperacja wygasza emocje, którymi tak biegle sterują właściciele mediów i kombinatów rozrywkowych, władcy informacji.

Oczywiście, to o czym mówię, to jedynie mrzonki, ale skoro natura ukazuje nam przewagę procesów współpracy i symbiozy nad wojnami i rywalizacjami, to komu zależy na tym, aby ludzkość szła w dokładnie odwrotnym kierunku?

No zaraz zakrzykniecie, że wpadam w conspiracy thinking. Nic bardziej mylnego, po prostu zastanawiam się nad ideami, które mogłyby doprowadzić do zmiany niebezpiecznego świata, w jakim przyszło mi żyć.

Popełniam też, z punktu widzenia dzisiejszych władców, występek największy – staram się myśleć.