Powiecie: są ważniejsze rzeczy i będziecie mieli rację. Fakt – wymysły dotyczące płci i jej przemian nie należą do najpoważniejszych dzieł ludzkości. Można by nawet rzec, że mieszczą się w kategoriach zdziczenia i schamienia. Tak, ale ja teraz nie chcę biadać nad nagle utraconą pewnością płciową różnych osobników.
Chcę jedynie skupić się na praktycznych konsekwencjach niebinarności i to wcale nie tej płciowej, tylko ogólnie – myślowej. Z punktu widzenia filozofii jest to bowiem porównywalne z najazdami Hunów i Wandali, tylko że w tym wypadku mamy do czynienia z kruchą materią pewności sądzenia i wnioskowania a więc i – gdzieś tam na horyzoncie – z pytaniem o nasze przetrwanie jako gatunku rozumnych bytów.
Nasz świat składał się dotąd z pewności, na których – bez większego wysiłku – budowaliśmy rozmaite, bardziej złożone konstrukcje. Miało to pewien walor praktyczny, gdyż upraszczało istnienie i funkcjonowania.
Od pewnego czasu zaczęła jednak górować myślowa praktyka debili, wszak oni też mają swoje prawa i nie sposób dyskryminować ich sposobu wnioskowania. Przy okazji muszę poczynić założenie, że debilem (w tym znaczeniu) nie jest osoba posiadająca wrodzone deficyty umysłowe a jedynie ktoś, kto rezygnuje z tradycyjnej, utylitarnie przydatnej, logiki na rzecz konceptów modnych i obezwładniających. Oto młodzian wstaje rano z łóżka i zaczyna się zastanawiać nad tym dlaczego chodząc najpierw stawia nogę prawą a dopiero za nią lewą. Tym sposobem pozbawia się jakichkolwiek możliwości lokomocji poświęcając czas na deliberowanie o tym, która z jego nóg jest bardziej predestynowana do chodzenia przodem. To dominująca dziś tendencja, która niestety zawładnęła już całą niemal humanistyką a teraz bezczelnie wdziera się do nauk biologicznych, medycyny a nawet fizyki. Tego typu zagadnienia są w stanie obezwładnić każdego i nie potrzeba ku temu nawet lektury paradoksów Zenona z Elei.
Dużo bardziej pożytecznym rozważaniem – w wypadku takich postaci – byłoby zadanie sobie nader praktycznego pytania, które na dodatek ułatwi życie innym: po co otwieram usta skoro nie mam kompletnie nic do powiedzenia?!
Przez całe życie byłem – jak molierowski pan Jourdain – człekiem „binarnym” zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy. Nie miałem nawet pojęcia, ze takie pojęcie istnieje. „Binarność” – w stosowaniu obecnym – należy bowiem do pojęć wytworzonych z powodu przelewania z pustego w próżne. W ogóle praktyka przelewania z pustego w próżne stała się jedną z najbardziej dochodowych i profitogennych czynności współczesności. Dlaczego? – bo stała się jedynym uzasadnieniem dla pozalogicznych i pozaempirycznych pseudonauk i twierdzeń.
Matematyka, fizyka, biologia to nauki wymagające wiedzy i studiów a ich ustalenia cieszą się ogólnosprawdzalną powtarzalnością, owszem jeszcze istnieją ale stały się jakoś niemodne. Ważne jest uprawianie procederów, przy których pasje dziewek spod latarni, to przedszkole.
Niebinarność stała się sposobem istnienia i czerpania pożytków. Nie ma już więc wnioskowania na podstawie dedukcji, analizy, indukcji czy nawet tak uwielbianej przez marksistów (choć w ich ujęciu zdeprawowanej) dialektyki. Teraz panują „narracje” i racje ma ten kto mocniej wbija do głowy ludziom swoje twierdzenia. W tym wypadku nie ma znaczenia ani logika kwestii ani podstawowe choćby oparcie się na regułach przyczynowo – skutkowego wnioskowania. Binarność w dzisiejszej odsłonie to zarzucenie kategorii prawdy i fałszu i zbudowanie pomiędzy nimi całej gamy pośredniości, półcieni prawdy, w rzeczywistości falsyfikatów prawdy. Nie ma już kłamstwa – jest za to mocna, mająca swoje racje „narracja” a jak usiłuje się nam wmówić wszystkie „narracje” są równouprawnione.
Równouprawnienie głupoty prowadzi do deprecjonowania rangi tego, co dotychczas niemal intuicyjnie ocenialiśmy jako mądrość.
Dzisiejsze procesy sądowe przebiegają nie wedle racji sprawiedliwości i potwierdzenia relacji w faktach, tu dominującą kategorią stała się poprawność i hołdowanie silniejszej „narracji”. Ten ma rację, kto ma silniejszą „narracje” mówią polscy współcześni sędziowie. W tej materii zresztą wielkie osiągnięcia posiada także rząd Mateusza Morawieckiego, który prowadził kampanię na rzecz demokratycznych przemian w polskim sądownictwie aby – dosłownie w ciągu jednego dnia – wszystkie argumenty zmienić a rebours, tylko z tej przyczyny, że potrzeba ratować wiarygodność polskich obligacji (a więc nieustannego procesu zadłużania się państwa) poprzez rozwiązanie sporu z Unią Europejską i obietnicę przyznania Polsce środków z tzw KPO.
Wszyscy wiemy, ze niebinarność jest logicznym szalbierstwem nie znajdującym żadnego pokrycia w empirycznie doświadczanych faktach ale dla świętego spokoju, z niedostatków odwagi lub po prostu ze zwykłego konformizmu, przystajemy na wprowadzanie do naszego życia terroru alogiczności i uzurpacji na poziomie schizofrenicznego oddzielenia od podstawowych zasad rozumowania. Jak to się może skończyć? Dokładnie wiemy, choć wielu z nas rozmydla te przewidywania pustą retoryką.
Do końca swojego życia pozostanę „binarny” czego i Państwu Szanownym życzę.