STRONA GŁÓWNA / AKTUALNOŚCI / NA GRANICY INNE WIATRY…

Na granicy inne wiatry…



Ochrona własnych granic jest obowiązkiem każdego suwerennego państwa a każdy kto twierdzi, że
jest inaczej robi to albo z zacietrzewionej głupoty albo też na zlecenie obcego państwa, które jest
zainteresowane w tym aby osłabiać rywala.
Słynny niegdyś – teraz celowo zamilczany – Jurij Biezmienow znakomicie wykładał techniki
opanowywania obcego państwa poprzez obniżanie zaufania do jego organów, rozwój nawet
najbardziej niedorzecznych ruchów kontestatorskich oraz atakowani tych, którzy odpowiadają za jego
bezpieczeństwo zewnętrzne i wewnętrzne. Działania takich osób jak Agnieszka Holland, Barbara
Kurdej – Szatan czy Janina Ochojska w pełni wyczerpywały podawane przez Biezmienowa definicje
działania dywersyjnego i szkodzącego suwerenności Polski. W myśl tych dyrektyw Straż Graniczna to
byli źli ludzie, którzy znęcali się nad „biednymi uchodźcami, którzy uciekali przed wojną i szukali dla
siebie bezpiecznej przystni. Łzawe opowieści o niedoli przestępców nielegalnie przekraczających
polską granicę swoją kulminację osiągnęły w kuriozalnym filmie „Zielona granica” reżyserowej
Holland, zawierającym kuriozalny zestaw zmyśleń, mitów i stereotypów podlany absolutnie
antypolską narracją i zagrany przez rozparzonych ideologicznie aktorów. Tak więc za rządów PiS
biedne MOhamedki cierpiały z powodu sadyzmu ludzi w polskich mundurach, którzy zwalczali ich
przestępcze zakusy na sforsowane naszej granicy państwowej.
Kiedy jednak do władzy doszedł Donald Tusk Agnieszce Holland i jej podobnym nagle odebrało
mowę. Zaczęły się nawet – w oficjalnych mediach rządowych – pojawiać informacje o tym, że biedne
Mohamedki potrafią być agresywne i atakować polskich pograniczników za pomocą noży i innych
niebezpiecznych przedmiotów. Nagle ukazał się prawdziwy obraz działania granicznych przestępców.
Do świadomości wielkomiejskich lemingów zaczęło docierć, że „biedni i cierpiący emigranci” to w
istocie młodzi, agresywni mężczyźni, którzy za wszelką cenę chcą się wedrzeć do „europejskiej strefy
dobrobytu” i w tym celu nie przebierają w środkach. Sam Donald Tusk zaczał przebąckiwać o
wzmocnieniu płotu na granicy polsko – białoruskiej, który udało się wybudować za czasów rządów
PiS. Ucichli nagle pseudoekolodzy, którzy twierdzili, że zapora na granicy doprowadzi do tragedii
wielu gatunków zwierząt a straszne zasieki poranią zajączkom łapki. W mediach przestały się
ukazywać łzawe reportażyki traktujące o niedoli migrantów. Tusk wręcz zaczął mówić o potrzebie
wzmocnienia płotu i nasilenia działań Straży Granicznej.
Równolegle ze zmianą narracji na temat granicy pojawiła się nowa koncepcja militarna, stworzona już
przez lekarza pediatrę Władysława Kosiniaka Kamysza. Okazuje się, że wraże wojska moskiewskie
będziemy zatrzymywać poprzez system sąsieków, przeszkód terenowych, mokradeł i rowów, który
zostanie zlokalizowany na naszej wschodniej granicy. – wygląda to raczej na uspakajanie sumień niż
rzetelną koncepcję obrony. A sumienia i tak nie są czyste bowiem okazuje się, że pojawiły się nagle
niespodziewane problemy przy realizacji gigantycznego kontraktu zbrojeniowego w Korei
Południowej i nie wiadomo czy spodziewane czołgi i samoloty bojowe z tego kraju rzeczywiście
przypłyną. Dzieje się to w momencie gdy polska armia potrzebuje czołgów w miejsce tych, które
zostały przesłane na Ukrainę, podobnie jest z wozami bojowymi i samolotami. Kontrakty
amerykańskie to o wiele dalsza perspektywa. Kiedy więc polityka obecnego rządu w praktyce
skutkuje odstępowaniem od ambitnego programu wzmacniania polskiej obrony na kierunku
wchodnim raczy się nas opowieściami o systemie przeszkód terenowych i zasieków na długości
siedmiuset kilometrów, który potencjalnie ma zatrzymać wojska rosyjskie i białoruskie w wypadku
agresji tych państw na Polskę.

Braki w myśleniu strategicznym i zaniedbania w realizacji kontraktów zbrojeniowych nadrbiane sa
opowieściami o „europejskiej koncepcji obrony wschodniej flanki UE”. W tej narracji gówn rolę
odgrywa niemiecka Bundeswehra. Szkopuł jednak w tym, ze ostatni pobyt niemieckich żołnbierzy w
Polsce nie został najlepiej zapamiętany a opowiadanie o tym, że Niemcy mogą być istotną zapora
przeciwko rosyjskim planom imperialnym można traktować jako wykręty mające jedynie oszukać
zaniepokojoną opinię publiczną.
Graniczne opowieści Tuska także nie są niczym innym jak panicznym poszukiwaniem poparcia przed
zbliżającymi się wyborami do europarlamentu