Istnieje dość dosadne pojęcie metaforycznie sformułowane jako „mokry sen”. Oto bohater
śni swój wyobrażenia o potędze i rankiem budzi się zlany potem i nie tylko…
Podobna przygoda przydarzył się – i to na jawie – człowiekowi o nazwisku Szymon Hołownia.
Oto nagle z błazna i nudnego pisarczyka udającego „katolickiego publicystę” dobry los (czytaj
służby mające wpływ na polska politykę) przeistoczył go w lidera specjalnie dla niego
założonej partii politycznej, kandydata na prezydenta RP i marszałka polskiego sejmu. Ta
ostatnia funkcja był zresztą sprytną pułapką. Ktoś bowiem dobrze rozpracował profil
psychologiczny maturzysty Hołowni i dostrzegł w nim monstrualnie rozwinięty gruczoł pychy.
Takiemu chłopczykowi rzuca się nieco splendoru, poklasku i rzekomego znaczenia dalej
płynie on łodzią swego narcyzmu aż w zatokę kompletnej śmieszności. Wejście do zatoki jest
jednak na tyle rozległe, ż delikwent orientuje się w sytuacji gdy jest już w niej na tyle
głęboko, że nie ma sił aby z niej powrócić. Wtedy następuje bolesne uświadomienie sobie
realiów – dotychczasowe „techniki wspaniałości” przynoszą już tylko żenujące efekty,
wielkość mniemana staje się karykaturą, z której naśmiewają się już nawet wielbiciele
polskich kabaretów telewizyjnych. Po początkowym etapie szoku i niedowierzania przychodzi
faza histerii i żalu. Wydaje się, że właśnie w tym momencie swojego wielkościowego
żeglowania znalazł się Szymon Hołownia. Odwłok boleśnie stłuczony, tłumy panicznie uciekły
a z dawnej wielkości została już tylko żałośnie sprawowana funkcja i nieszczęsne
kandydowanie na najwyższy urząd w państwie. Rozpoczynają się pretensje chłopczyka do
świata. Czasem nawet przybierają ciekawe formy suplik skierowanych do jednego ze sztabu,
który śmiało możemy określić mianem „Gepetto”. Tak więc grymasy Hołowni dosięgają
samego Donalda Tuska i jego kolejną laleczkę (właściwie Rafalaleczkę) Rafała
Trzaskowskiego. Tu Hołownia ma wyraźne pretensje o fakt, że Trzaskowski ciągle ma
poważne notowania sondażowe podczas gdy lider partyjki „Polska 2050” i niedoszły student
Collegium Humanum już szuka swych szans ze świeczką w dłoniach i w politycznej piwnicy.
Zdaje się jednak, ze dotkliwe lądowanie na ziemi przysporzyło Hołowni nieco realnego
oglądu świata, stąd też ostatnio jął krytykować swojego politycznego pryncypała Tuska i jego
komilitonów. Lusterczko powiedziało: Szymonku nie jesteś najśliczniejszy w „uśmiechniętym
po plaformianemu świecie”, Rafałek jest śliczniejszy przecie”…no i poleciały iskry. Hołownia
stwierdził, że Trzaskowski będzie prezydentem jedynie połowy Polski, na domiar złego
dojrzał, że jego ewentualne zwycięstwo doprowadzi do podporządkowania urzędu
prezydenta Donaldowi Tuskowi tu przecież jest w kącie tak wspaniały „niezależny” kandydat
jak on – miś z nieco naderwanym już uszkiem, którym naraz przestali się bawić dorośli
uczestnicy polskiej polityki. Miś Hołownia łyka zatem gorzkie łzy i trzeźwieje na tyle aby
zobaczyć podstawowe cechy obozu Tuska i jego mocodawców, którym zresztą ma wyraźnie
za złe, że wygonili go do dziecięcego pokoju. Kiedy już przestał spazmować nagle okazuje się,
że dotarły do niego całkiem realne osądy rzeczywistości. Przypadek Hołowni jest i pouczający
i budzący nadzieję bowiem udowadnia, że nawet miłość własna może, w konsekwencji,
doprowadzić do całkiem przytomnych konstatacji. A doświadczenie życiowe pokazuje, że nie
ma bardziej destrukcyjnej siły jak zdradzona i porzucona miłość, choćby i własna. Donaldzie
Tusku rozkochałeś Hołownię w nim samym i stworzyłeś mu perspektywy na realizację tego
niemożliwego realnie afektu a potem zmąciłeś wodę, w której on zachwycony się przezierał.
Strzeż się zatem gniewu zawiedzionego narcyza.