Czy wiara może obronić polska granicę?
Proszę nie pukajcie się w głowę, wiem że jesteście przekarmieni wzajemnie wykluczającymi się newsami podawanymi w tzw „głównych mediach”. Tak się jednak złożyło, że od kilku dni włóczę się po polsko – białoruskiej granicy i okolicach. Rozmawiam ze zwykłymi ludźmi, prywatnie słucham relacji naszych pograniczników i policjantów. Jest w tym wiele budujących nut, wydaje się że młodzi ludzie w mundurach – pełniąc ciężką służbę na granicy – nagle dorastają i poważnieją. Towarzyszy temu ciepło i poparcie ze strony mieszkańców przygranicznych wiosek i miasteczek. Ludzie spontanicznie organizują zbiórki wypieków i dobrych kulinariów „dla naszych żołnierzy i policjantów”. W pełnych kościołach – gdzie ciągle klęka się aby przyjąć Najświętszy Sakrament – księża głoszą piękne kazania o patriotyzmie i konieczności obrony Ojczyzny. To rzeczywistość, o której nie przeczytacie w centralnych gazetach i nie ujrzycie na ekranach redagowanych z Warszawy telewizji. Tu, na granicy, nikt nie rozprawia na temat „niedoli kobiet i dzieci”. Tu się konkretnie pomaga ludziom, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji i to bez względu na kolor ich skóry. Tu też zdarzają się niemałe zaskoczenia. Oto mieszkańcy wioski, która zebrała ciuszki dla małych dzieci, aby okryć „wyziębnięte potomstwo migrantów”, nagle znajdują swoje dary powyrzucane ze wzgardą w pobliskim lesie – po prostu ich metki nie spełniały oczekiwań „potrzebujących”. Kobieta, która urodziła dziecko w lesie, nieomal na mchu trafiła do szpitala w Sokółce, a cały personel szpitala złożył się aby przekazać jej wyprawkę na dziecko. Jakież jednak było gorzkie rozczarowanie lekarzy, pielęgniarek i salowych, gdy znaleźli swoje dary w ….koszu na śmieci. Takich gorzkich opowieści jest tu dużo. Bardzo odbiegają one od fantastycznych relacji zdjętych nagłym humanitaryzmem celebrytów, którzy snują łzawe historie o nieludzkim traktowaniu nachodźców.
Bardzo mi przykro gdy widzę jak media roją się od współczucia wobec nieprawdziwych cierpień migrantów a jednocześnie nikt z tych dziennikarzy nie przejmuje się tym co przeżywamy tu my, mieszkańcy nadgranicznych terenów – mówi Joanna, właścicielka stojącego na odludziu domu niedaleko granicy w Kużnicy Białostockiej, która co wieczór robi obchód swojego domostwa aby je zabezpieczyć i sprawdzić, czy nagle nie znaleźli się w nim nieproszeni „goście”.
Niesamowitą historię opowiedział nam ksiądz Sylwester Szyluk proboszcz parafii Miłosierdzia Bożego w Kuźnicy, tuż przy granicy. Kilka dni przed największymi starciami (16 listopada) do kościoła parafialnego trafił obraz Matki Boskiej Łaskawej z Radzymina (wizerunek ten towarzyszył żołnierzom wojny z 1920 roku), w Kuźnicy natychmiast rozpoczęły się masowe modlitwy przed tym obrazem. I nagle….po 16 listopada wszystko się uspokoiło a obraz zaczął peregrynować w kolejnych nadgranicznych miejscowościach. Dziś łatwo sprawdzić, że miejscach gdzie zawitał obraz nic złego się nie dzieje. To oczywiście wygląda na egzaltowaną opowieść księdza proboszcza, gdyby nie fakt że ksiądz Sylwester jest twardym mężczyzną, który bardzo realnie działa. Jego relacje potwierdzają mieszkańcy a nawet – prywatnie – przedstawiciele służb mundurowych. Począwszy od Sokółki postronnego obserwatora uderza niezwykła atmosfera w kolejnych miejscowościach. Nikt tu nie wstydzi się swojej pobożności, doszło nawet do niezwykłego zbratania się ludności z policjantami, strażnikami granicznymi i żołnierzami, którzy pilnują granicy. Mieszkańcy cały czas podrzucają funkcjonariuszom domowe jedzenie, koce, materiały zabezpieczające przed rosnącym mrozem.
Rzeczywistość Polski nadgranicznej wygląda zupełnie inaczej niż jej obraz w mediach. Ludzie współczują dzieciom i kobietom, podkreślają jednak że niejednokrotnie dzieci traktowane są przez nieproszonych gości jako rekwizyty, które mają wyciskać łzy. Traktowane są przedmiotowo i często nawet brutalnie. Świadkowie mówią o poranionych stopach dzieci. Rany nie powstały jednak na skutek marszu, ale zostały celowo wywołane aby łzawe historie miały jeszcze swoje ilustracje. Cynizm przybyszów ma tu wiele przykładów i dowodów.
Szkoda, że większość warszawskich mediów pisze o granicy jedynie posługując się własnymi ideologicznymi tezami i kompletnie nie dbając o panujące tu, nad granicą realia. Przykładem takiego „rzemiosła” jest historia np. dwóch dziennikarek „Onetu”, które zakamuflowały się w Kużnicy tylko po to, aby potem opisać prześmiewczo całą miejscowość a szczególnie religijność mieszkańców miasteczka. Nie ma co dodawać, że te opisy niewiele korespondują z rzeczywistością.
Jedziemy tropem obrazu Matki Boskiej Łaskawej i odkrywamy coraz więcej przykładów na to, że sytuacja na granicy nie jest tylko realną konfrontacją polityków i elementem globalnej gry…tu jest coś więcej. I nie obchodzi mnie to, że wielu przeczytawszy taki akapit uzna, że jestem „nawiedzony”. Ja tu po prostu przebywam, rozmawiam i słucham. Nie przekazuje Wam zatem nic więcej poza tym co dotarło do mnie od świadków wydarzeń. Dobrych Świąt i pamiętajcie w modlitwie o tych, którzy żyją nad granicą i o ludziach w mundurach, którym przyszło tu pełnić trudną służbę.