STRONA GŁÓWNA / AKTUALNOŚCI / KSIĘGA CHAMÓW POLSKICH

Księga Chamów Polskich



Onegdaj w znanym wśród konserwatystów krakowskim klubie „Still Bar”, który słynął z inspirującej atmosfery, hrabia Jarosław (nazwisko zbyt sławne, aby nim szafować) posadził swojego niezwykle sympatycznego jamnika na barze i oddawał się urokom filozoficznej dysputy z organistą z wawelskiej katedry. Niestety niewprowadzony w arkana zachowań, przypadkowy kiep, zaczął głośno czynić rwetes, gdyż nie odpowiadała mu obecność psa na barze. W końcu zniecierpliwiony hrabia potoczył po nim żelaznym spojrzeniem i ryknął: milcz chamie, ten pies ma więcej klas niż tobie udało się ukończyć! Księga Chamów Polskich


Subskrybuj Komentarze Tygodnia ►GadowskiTV
Książki i kawa ► http://gadowskiksiegarnia.pl
Facebook ► https://www.facebook.com/GadowskiWitold
Instagram ► https://www.instagram.com/gadowskiwitold.ig
TikTok ► https://www.tiktok.com/@gadowskiwitold.pl
Spotify ► GadowskiTV


Gminna wyobraźnia

Czasem dochodzę do wniosku, że niezwykle brakuje ekscentrycznego hrabiego, który ryknąłby na luminarzy naszej polityki z wezwaniem do solidniejszej lektury i większej dbałości o słowo mówione. Króluje bowiem gminna wyobraźnia i pospolite chamstwo w do bólu przewidywalnych dysputach publicznych, które w zasadzie nie stanowią już żadnej okazji do prezentacji poglądów i szczątkowych choćby dyskusji a są jedynie grubym okładaniem się ubłoconymi maczugami, które fundują „dyskutantom” coraz bardziej podli spin doktorzy partii politycznych.

Jeżeli jednak nie będziemy reagować na coraz większe schamienie polskiego światka politycznego, to czeka nas karlenie kultury i metaforyka prymitywnej jatki zamiast aspirującej choćby podróby przeciętnego salonu. Język polityków, ich wyobraźnia i szlachetność, szybko spełzają do rynsztoka ukazując pornografię prawdziwych zamierzeń i intencji. Andrzej Celiński kiedyś, chcąc spotwarzyć swoich przeciwników z Porozumienia Centrum, użył dość celnego określenia: „brudni, spoceni, rwący się do władzy”. Nieopatrznie nakreślił – mlaśnięciem swojej niewyszukanej wyobraźni – realistyczny portret własnego środowiska.

To po maluchu!

Schamienie Trzeciej RP poczęło się od słynnego „chlania w Magdalence”, potem intensywnie było kontynuowane przez postaci takie jak alkoholik Jacek Kuroń, który ze wstydliwych przypadłości uczynił swój atut (słynny „termos Kuronia”), było to podlane uciążliwymi filipikami innego abnegata Adam Michnika, który otwarcie wprowadził na salony polityki język knajaków z podmiejskich żulerni. Jego słynne: „odp….się od generała” stało się klasyką michnikowskiego stylu, który zresztą upowszechnił się wśród pokomuszych aspirantow do miana intelektualistów.

Mówiąc oględnie taki np. Jakub Wojewódzki – kwintesencja nieuzasadnionej buty i zwykłego chamstwa sprzedawanego w pokomuszych mediach – nie wziął się z niczego. Swoją kartę w czworaczeniu publicznego obyczaju zapisał także guru pseudointeligentów Trzeciej RP – sam Lech Wałęsa, który po Belwederze ganiał w skarpetkach i grał w „pingla” z konfidentem, księdzem Cybulą a za swojego totumfackiego miał „Mietka”. Poznałem styl Mieczysława Wachowskiego osobiście, kiedy na spotkaniu w kancelarii prezydenta ni z tego, ni z owego wyjął z biurka flaszkę wódki i mruknął konfidencjonalnie do mnie i kolegi: no co to po maluchu, zaczął się przecież sezon polowań na kaczki!

Nie rozbawiło mnie to specjalnie a i na picie wódy z Wachowskim nie miałem ochoty więc było to nasze ostatnie spotkanie. Komuniści w dziedzinie obyczaju bardziej się pilnowali, jednak z czasem i oni się rozhermetyzowali i słynne stało się schlanie Kwaśniewskiego w Charkowie, czy też wsiadanie – w pijanej malignie – do bagażnika w czasie oficjalnej wizyty na Białorusi. Niezamierzenie komiczna stała się także wypowiedź kieszonkowego Leszka Millera, który twierdził, iż prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym jak kończy…

Hipokryci

Paskudne wzorce nanosili na publiczny obyczaj także i purpuraci. Wstydem do dziś przecież napawają występy nieboszczyka prałata Jankowskiego czy arcybiskupa Głodzia. Potem nadeszły czasy „haratania w gałę” i jawnego kłamania kamandy Donalda Tuska. Wystarczy przypomnieć obfite poty posła Chlebowskiego czy też podejrzanie obsypany bielą nosek posła Drzewieckiego. Oczywiście na wyżyny hipokryzji wzniósł się w tym towarzystwie Stefan Niesiołowski, który zaczynał jako moralizator i strażnik obyczaju ze Zjednoczenia Chrześcijańsko – Narodowego, a skończył oskarżony o fundowane rozkosze z kurtyzanami.

Niejako więc w tym ciągu musimy spojrzeć na ostatnie „auto da fe” w wykonaniu Rafała Trzaskowskiego, który publicznie – na antenie radiowej – określił siebie (z przeszłości ponoć) mianem: „dupiarza”. Ani to nowe ani specjalnie oryginalne w nienapisanej jeszcze „Księdze Chamów Polskich”. Trzaskowsi skromnie jednak nie wspomniał o swoich paryskich eskapadach z Michałem Dziębą, ten rozdział nie został także jeszcze napisany.

Przeczytaj również:

Po co nam Polska?

Kiedy gówniarz macha pałką