STRONA GŁÓWNA / AKTUALNOŚCI / KONIEC I BOMBA

Koniec i bomba



Czyli Trzaskowskiego przemyślenia o przegranej kampanii

Ta dam – fanfary i oto na scenę wchodzi on…ktoś, megakompetentny przedstawiciel elity, nie do podrobienia, nie do zagięcia, nie do pokonania…no chyba, że w wyborach. Te notorycznie przegrywa, ale przecież to tylko dowód, że wyborcy nie dorośli do jego poziomu. Na sali zalega cisza…wszyscy czekają na rewelacje, które padną z ust „wielkiego skrzywdzonego, na którym hołota się nie poznała i rozlega się jeden, wielki dźwięk oznaczający nagłe zepsucie powietrza, z angielska zwane fart … tak, mniej więcej, można opisać każde publiczne wystąpienie wiceprzewodniczącego Platformy Obywatelskiej i urzędującego (od czasu do czasu) przydenta stolycy – Rafaaaaała Trzaaaaasssskoooowskiegooooo!


Zdawałoby się, że po sławetnym byciu dwugodzinnym prezydentem i mężem „prezydentowej” Małgosi coś mogło do niego dotrzeć, coś mogło przepalić jego napompowane do granic absurdu i niezasadnienia ego. Ale nic z tego!
Właśnie wystąpił na arenie kolejnej, zorganizowanej pod jego auspicjami, fety pośladoklepców nazwanej szumnie „Campus Academy” i rzekł swemu ludowi kilka prawd objawionych z wyżyn parnasu dla misiów, którymi bawi się George Soros. Oto przegram wybory prezydenckie bo: nie było jedności w „obozie demokratycznym” (czytaj: ani Hołownia ani tym bardziej Tusk, o Kosiniaku nie wspomniawszy, nie mieli ochoty wysłuchiwać nawiedzonych banałów o „demouzurpacji”, które wypływały z ust warsiawskiego Rafałka). Nie było jedności, bo trudno jest wszystko sprowadzić do poziomu żenującej czytanki dla zaślinionych eurkarierowiczów. Lud żyje własną dynamiką i rychło bierze sobie na satyryczny celownik przekarmionych propagandą i przekonanych o własnej dziejowej misji bufonów. Gdyby istniała Akademia Pustoty i Bufonady to właśnie inicjator Campusu mógłby śmiało być jej doktorem humoris causa.
Ale słuchajmy dalej…pan Trzaskowski objawił swoim słuchaczom, że wygrają wybory jeżeli wreszcie wysłuchają jego tyrad. Tak więc muszą wiedzieć, że mają do czynienia z durnowatym ludkiem, którego należy zwodzić propagandą wynikającą z mozolnych, codziennych badać społecznych. Słowem, tym polskim durniom trzeba nakładać na talerz tłuste, skwierczące kotlety ile tylko wlezie…dopiero jak się wygra to trzeba to bractwo brać za pysk i prowadzić do eurocywilizacji. Jednak strona „europieczeniarzy”, zwana w żargonie Trzaskowskiego „stroną demokratyczną”, musi ze sobą bezwzględnie współpracować i wybierać Rafalale zawsze i wszędzie.
Cóż jeszcze wypichcił Trzaskowski dla swoich wyznawców? Otóż nie należy „ulegać presji” i nie debatować zbyt często z chamskim pospólstwem, bo wtedy ma się tylko jeden głos i jest on równi wart jak wypowiedzi takich Nawrockich czy Braunów…a przecież nie o to chodzi. Tak więc pan Rafał uznał, ż jego największym błędem było pospolitowanie się – w czasie kampanii – z innymi kandydatami, którzy mieli czelność stanąć z nim w konkury.
Do tego wszystkiego – z najmądrzejszą z posiadanych przez siebie min – objawił publiczności, że „niekorzystnie zmieniają się światowe i europejskie trendy” promując niestety populistów i ludzi bez – posiadanego przez pana Rafała – poziomu i klasssy.
Jednym słowem – jak widać, słychać i czuć – pan Rafałek bardzo przemyślał przyczyny swoich seryjnych już porażek i wyciągnął z nich wiekopomne wnioski.
Trzymając się tej poetyki napiszę: „Koniec i bomba. A kto słuchał ten tromba!”.