STRONA GŁÓWNA / AKTUALNOŚCI / KAPŁAN SUCZEGO RODU

Kapłan suczego rodu



Goebels mówił kłam a zawsze coś zostanie. Donald Tusk znakomicie rozwiną tą – bądź co bądź niemiecką – teorię i postępuje w myśl zasady: wolno kłamać, byleby ludzie na chwilę uwierzyli a potem stare kłamstwa wypierze się kłamstwami nowymi. Premier stworzył zresztą zupełnie nową teorię hermeneutyczną polityki, tu naprawdę kołczan z pleców, jest pionierem jak nie przymierzając imć pan Twardowski – śmieszy, tumani, przestrasza. Wśród jego zwolenników panuje psychoza jak nie przymierzając w jakiejś sekcie Jonesa. To Tusk wyznacza pory dnia, zawiaduje orbitami planet i porusza – siłą swej bezczelności – myśli swoich wyznawców. Nowa teoria polito – logiczna (?) Tuska brzmi mniej więcej tak: tyle ile dostaliśmy głosów w wyborach, tyle zrealizujemy zapowiedzi i obietnic.


Tusk – w swoich urojeniach – posuwa się nawet ku temu, że kwestionuje międzynarodowe konwencje o prawach człowieka, bo przecież wie, że i tak swoich obietnic nie spełni a chodzi jedynie o uchwycenie władzy i uruchomienie pompy środków do miejsc, do których musi je skierować.
Po ostatniej konwencji, na której Platforma Obywatelska zlała się z lewackim planktonem można nawet stwierdzić, że Tusk jest jarmarcznym magiem, który potrafi widzów i słuchaczy przekonać, że nie obowiązują prawa ciążenia, możemy swobodnie unosić się w przestrzeniach absurdalnych przedstawień a cokolwiek krzyczałoby do nas: – hallo tu ziemia – to jeno pogłos cimnej prawicy, która jak wiadomo zjada obierki z ziemniaków i nosi się jakby żyła epoki temu, podczas gdy w naszym świecie królują celebrysie, podróbki zachodnich gwiazd estrady i ogólnie bon ton, że aż kapie z bułki na bibułkę.
Wytresowany w telewizyjnych studiach Tusk znakomicie opanował metodę „przekrętu na fachowca”. Oto – ten leń patentowany, stroniący od jakiegokolwiek wysiłku – pojawia się przed audytorium w białej koszuli z podwiniętymi rękawami jakby żywcem został oderwany od wszechświatowego planowania dobrobytu i zaraz miał wrócić do realizowania dzieła przychylania wszystkim nieba. Sprawia wrażenie człowieka poważnie zajętego, który raczył udzielić nieco czasu swojej spragnionej jego widoku widowni. Już samo to wzbudza pomruk zachwytu. Potem wykrzesuje z rękawa kilka życiowo brzmiących bon motów pokazuje, ze gdyby nie ciemna masa ciągle hamująca jego wspaniałe plany już dziś żylibyśmy w kraju marzeń. Skromnie nie dodaje przy tym, ze nie byłaby to Polska, tylko coś o wiele większego i bardziej światowego na co – jak wiadomo – premier tysiąclecia od dawna zasługuje. W tym momencie już nawet myśl o przeszkodzeniu Tuskowi sprawia jego wyznawcom fizyczny ból. I następuje feeria inteligentnych podróbek zdrowego rozsądku, myślenia w kategoriach racjonalnych – to wszystko Tusk nauczył się podrabiać w stopniu bliskim perfekcji. Gdybyż w tym momencie odezwał się głos kwestionujący, to rozgrzani do białej furii wyznawcy natychmiast uśmierzą takiego delikwenta jak bluźniercę w czasie mszy koronacyjnej. Miny i gesty Tusk nauczył się imitować od największych aktorów i wychodzi mu to całkiem zgrabnie, co razem tworzy spektakl tak fanatyzujący wielbicieli, ze gotowi są uwierzyć w to, że mogą chodzić po rozżarzonych węglach i wdychać najzjadliwsze trucizny. Każda chwila w obecności idola traktowana jest jak przedsionek „nieba dla wychowanych przez „Gazetę Wyborczą” i TVN ynteligentów”. Uniesione dłonie i deklaracja przyszłego zwycięstwa to już ukoronowanie spektaklu. Tu zawsze następują burnyje apładismienty i wyznawcy sekty fajnopolskiej gotowi są ruszać na kolejna wyprawę przeciwko Polakom i kultywowanym w Polsce od wieków zasadom.
Konwencje z udziałem Tuska powinny kończyć się odśpiewaniem jakiejś „Antyroty”, w rodzaju:
„Rzucim ziemię skąd nasz ród
I damy pogrześć wiarę
Fajny my naród, suczy ród
Polacki szczep Tuskowy” … – Można na melodię przyjętą, bądź od razu próbować w takt „Międzynarodówki”.