Być może jest tak wszędzie w świecie, niemniej ja znam najlepiej sytuację w Polsce. Partie
polityczne zaczynają przypominać gangi. Być może – jako nieliczny z polskich dziennikarzy –
mam prawo o tym pisać bowiem znam zarówno rzeczywistość największych organizacji
politycznych w naszym kraju jak też badałem strukturę funkcjonowania największych
włoskich organizacji przestępczych. Jestem autorem jedynego w Polsce filmu
opowiadającego o rzeczywistości N dranghety w Calabrii i zawierającego wywiady z
doświadczonymi dranghetisti.
W dużej polskiej partii politycznej w grę wchodzą spore pieniądze z państwowych dotacji, do
tego dochodzą pieniądze od oficjalnych i zakamuflowanych lobbystów. Im wyżej w hierarchii
tym mocniej pojawiają się pokusy nieszkodliwego z pozoru „załatwiactwa” będącego w
istocie ukrytą formą korupcji. Partie traktują władzę jako okazję do zawłaszczania tego co
państwowe a więc i tu pojawiają się dodatkowe możliwości bogacenia się. Nie wspominam
już o innych formach urządzania sobie życia jak choćby wcześniejsze informacje, które
ułatwiają decyzje biznesowe i zyski oraz współpraca z rozmaitymi ekspozyturami obcych
wpływów i służb specjalnych. Nad tym całym partyjnym kretowiskiem czuwają domorośli
wodzykowie, to od ich decyzji zależy czy partyjne dolce vita jednego czy drugiego
nieudacznika będzie trwało czy też nagle spadnie na niższy szczebel. Partie mają pieniądze –
te z jasnej strony i te z ciemniejszych kątów -, miewają władzę i wpływ na gigantyczne środki
publiczne. A więc w ich strukturach muszą działać wewnętrzne mechanizmy dyscyplinowania
i terroru, aby utrzymać tam jaki taki porządek. Temu służy promowanie na coraz wyższe
szczeble ludzi, wobec których istnieją tzw „kompromaty” (informacje wrażliwe ,
kompromitujące, znane jedynie wąskiemu kręgowi otaczającemu partyjnego dyktatorka). Te
mechanizmy niczym nie różnią się od procedur wewnętrznych stosowanych w klanach N
dranghety czy rodzinach neapolitańskiej Camorry. Tam też do góry ida ludzie na których
padrone czy boss ma wiele informacji mogących skutkować ich długoletnią odsiadką w
więzieniu.
O tym, że w moim przyrównaniu do siebie sytuacji partyjnej i mafijnej nie ma przesady
świadczą ‘przygody pana Michała” – czyli sytuacja, która niedawno ujawnił zbulwersowany
senator Michał Kamiński (było nie było wicemarszałek senatu). Opowiedział on publicznie o
tym jak jego senacki kierowca zmuszany był przez otoczenie marszałek senatu Małgorzaty
Kidawy – Błonskiej do obligatoryjnego donoszenia do pani marszałek na swojego szefa.
Kierowca się nie zgodził, wybuchła chryja, pani Błońska zwymyślała przez telefon pana
Kamińskiego ale mleko już się rozlało i poznaliśmy kolejny mechanizm funkcjonujący tym
razem w „uśmiechniętej koalicji”: zbieramy haki przede wszystkim na koalicjantów, aby tym
nawet nie przyszło do głowy, że mogą koalicję opuścić albo domagać się – w jej ramach –
większych fruktów. Do mafijnej rzeczywistości brakuje tylko otwartego przystawiania
pistoletów do skroni, zakładania garoty na szyję, czy też tłuczenia po gębie w cichym pokoju
przesłuchań. Pani marszałek Blońskiej wydaje się, że samo piastowanie wysokiej funkcji (z
łaski rządzącej partii) upoważnia ją do dowolnego dysponowania przydzielonym do tej
funkcji personelem, w tym także do nakłaniania tegoż personelu do działań podłych i
niemoralnych. Z drugiej strony dziwi mnie teatralne oburzenie pana Kamińskiego, który
wytarł już kurze jako doradca prezesa PiS, prominentny działacz PO i teraz wysoki dygnitarz z
ramienia PSL. Kto jak kto ale pan Kamiński nie jest pierwszą naiwną dziewicą polityczną,
która jeszcze żadnego politycznego świństwa nie widziała. Czyżby do tej pory nie wiedział na
czym opiera się władza popieranej obecnie przez niego koalicji rządzącej?!