W Związku Sowieckim oficjalnie dążono do utworzenia nowego człowieka, miał to być uświadomiony ideologicznie zwolennik społecznych przemian i rewolucji, który gardzi starym porządkiem i jest zwolennikiem radykalnej rozprawy z konserwatystami. Taki człowiek nie miał mieć żadnych zahamowani przed odbezpieczeniem nagana przeciwko „wrogom rewolucji”.
Czołowym egzemplum takiego stylu był osławiony Pawka Morozow, który wydał sowieckiej bezpiece własnych rodziców. W latach osiemdziesiątych socjolog i pisarz Aleksandr Zinowjew ukuł określenie dla takie stanu człowieczego skupienia wewnętrznego – homo sovieticus. Charakteryzowało ono człowieka bezwolnie urabianego przez sowiecką machinę propagandową, uległego, apatycznego intelektualnie i skłonnego do zachowań konfidenckich wobec ludzi obdarzonych większą niż on odwagą.
Od nieomal dwóch lat wnikliwie przyglądam się zachowaniom moich rodaków w sklepach, na ulicach, w mediach społecznościowych i coraz mocniej uderza mnie fakt, że właśnie – i to chyba globalnie – formowany jest zupełnie nowy typ człowieka.
Premiowane są zachowania uległe i konformistyczne. Tresuje się całe grupy obywateli w rezygnacji z krytycznego myślenia na rzecz bezrozumnego wykonywania poleceń. Ludzie rezygnują ze swojej wolności na rzecz złudnych miraży bezpieczeństwa.
Homo covidianus ma być bezwzględnie podporządkowany i mało refleksyjny. Nie powinien być zbyt wierzący w Boga bowiem wtedy rodzą się z nim same dylematy moralne. Ma więc przede wszystkim wierzyć w naukę, jak w nową religię.
Czym różni się religia „nauka” od racjonalnego przyjmowania najnowszych osiągnięć nauki?
Ano tym, że w religii „nauka” kapłanami są ci, którzy przez media zostali uznani za niepodważalne autorytety. Niekoniecznie są to najwybitniejsi przedstawiciele naukowych dziedzin. Raczej przeciwnie, są to przede wszystkim „autorytety” posłuszne i obliczalne, którym za usługi płacą wielkie koncerny. Z prawdziwymi naukowcami, tymi których wywody są inspirujące i poszerzające wiedzę szarego człowieka, raczej są same kłopoty. Posiadają własne zdanie i mówią o tym co dało się naukowo dowieść i co przetrwało wszelkie obiektywne próby weryfikacji. Zwykle zatem mówią coś zgoła przeciwnego do „autorytetów” – kapłanów religii „nauka”.
Sam, osobiście wierząc w Pana Boga, nie jestem w stanie ufać i wierzyć tym, którzy wyznają nową religię. W niej nie obowiązują bowiem ani reguły naukowej metodologii ani nawet logicznego wnioskowania. Homo covidianus systematycznie zresztą odzwyczajany jest od posługiwania się własnym doświadczeniem i rozsądkiem. Homo covidianus jest agresywny i grupuje się w większe stada, wtedy czuje się bezpieczniejszy i bardziej uprawniony do rozsiewania swoich mało logicznych poglądów. Nie są to zresztą jego własne poglądy a jedynie twierdzenia – często wzajemnie sprzeczne – wdrukowywane mu w świadomość za pomocą masowych mediów, które niepostrzeżenie zmieniły się w maszynki do mielenia mózgu i zdrowego rozsądku.
Katolicyzm i wiara w „naukę” są zresztą wzajemnie się wykluczające. O ile bowiem wiara w Boga Jedynego oparta jest na zdrowym wnioskowaniu i czytelnej hierarchii wartości i poznania z jasno ułożonymi priorytetami moralnymi, to już wiara w „naukę” posługuje się twierdzeniami czasu i przestrzeni. Jest wyjątkowo relatywistyczna i to co obowiązuje na jednym etapie może być całkowicie sfalsyfikowane i podważone na innym etapie, gdy użyteczne dla globalnego molocha staną się zupełnie inne twierdzenia.
Homo covidianus musi być więc bardzo czuły na wiejące wiatry i aktualnie obowiązujące w mediach sposoby wyjaśniania świata i zdarzeń. Dla homo covidianusa nie liczą się fakty ani empirycznie dowiedzione tendencje, dla niego świętością jest to co głoszą „autorytety”, te natomiast nie mają żadnej dbałości o konsekwencję i logiczne powiązanie aktualnie przedstawianych przez siebie twierdzeń.
Obserwowanie homo covidianusa jest być może interesujące ze względów poznawczych jednak – w rezultacie – mocno frasujące gdy chce się zobaczyć w jego postawach choćby iskierkę nadziei. Jest on niestety nastrojony bardziej totalitarnie nawet niż homo sovieticus. Ma wyraźna tendencję do wspierania wszelkich działań segregacjnistycznych. Chciałby aby ludzi dzielić nie tylko ze względu na pochodzenie i stan fizyczny ale nawet w oparciu o czasowo wprowadzane przez globalistów podziały. Rzecz bowiem nie polega na napięciu pomiędzy np. ludźmi zaszczepionymi i tymi, którzy nie chcą poddać się aktualnym tendencjom globalnego sanitaryzmu. Problem leży głębiej. O ile dla swobodnie myślącego i działającego człowieka bliźni jest pożądany i należy się zastanawiać jak mu pomóc i jak z nim współdziałać, o tyle dla homo covidianusa drugi człowiek jest nośnikiem zagrożenia, niepożądanym bytem, od którego należy stronić.
Stosunek do drugiego człowieka to najbardziej różnicująca dziś cecha.
Ludzie Boży niech się jednak nie trapią, nie z takich terminów wychodziliśmy a homo covidianus, podobnie jak homo sovieticus, nigdy naszym żywiołem nie zawładnie.