STRONA GŁÓWNA / AKTUALNOŚCI / FLECISTA Z HAMELN

Flecista z Hameln



Germańska legenda – rozpowszechniona przez braci Grimm – powstała w Dolnej Saksonii, prawdopodobnie w trzynastym stuleciu… przypomniała mi się w momencie gdy zastanawiałem się nad postacią Jarosława Kaczyńskiego i najnowszym zapisem jego publicznych działań.


O co chodzi: przypomnę, że legenda opowiada o fleciście, który dostał zlecenie przeprowadzenia akcji oczyszczenia miasta Hameln, które nawiedziła wyjątkowo groźna plaga szczurów. Szczurołap tak magicznie grał na flecie, że doprowadził do masowego wyjścia szczurów poza mury miasta. Ze swojego fletu wydobywał tak wabiąco brzmiące dźwięki, że szczury szły za nim jak zahipnotyzowane i…potopiły się w Wezerze. Chytrzy mieszczanie z Hameln, gdy szczurza zaraza została zażegnana, odmówili jednak wypłacenia fleciście należnej mu zapłaty. Wtedy tajemniczy muzyk wyprowadził poza miasto wszystkie dzieci, które nagle zaginęły….

Tyle legenda co jednak ma ona wspólnego z Jarosławem Kaczyńskim, czy jakimkolwiek dzisiejszym przywódcą politycznym?

Otóż sprawowanie funkcji publicznej nakłada na osobę znajdującą się w tej pozycji szczególne obowiązki. Dzierżenie rządu dusz posiadającej władzę formacji politycznej to już zobowiązanie wymagające ogromnej odpowiedzialności i wyrzeczenia się własnych korzyści.

Każdy przywódca, który wybija się na taką pozycję, staje właśnie w pozycji Flecisty z Hameln. Wiedzie za sobą całe pokolenia i musi unieść odpowiedzialność za ich los. To nie tylko doraźne wybory i umiejętność skutecznego dobierania ludzi i działań po to aby władzę utrzymać. To przede wszystkim obowiązek posiadania klarownej wizji przyszłości i realizowania programu, który konsekwentnie ku niej prowadzi.

Jarosław Kaczyński działa tak długo i skutecznie, że właśnie wokół niego skupili się ludzie, którym w życiu publicznym chodzi o chrześcijańskie zasady, patriotyczne ideały i niepodległościowe aspiracje. Jego ugrupowanie stało się szerokim ruchem o wielu obliczach, ruchem wypływającym z wielu źródeł, które połączyły się w niepodległościową rzekę. Nie wspominam tu o ludziach biegających jedynie za własną karierą i pożytkiem, bo oni znajdą się w każdym obozie władzy. Jednak siła ideowa takiego środowiska sprawia, że karierowicze nie nadają mu ostatecznego oblicza i nie stanowią o istocie jego działań.

Jarosław Kaczyński stał się więc szczególnym człowiekiem zaufania publicznego dla wszystkich tych, którzy chcieli uczestniczyć w skutecznym ruchu politycznym, który ma szanse realnego reformowania Polski.

Kaczyńskiemu wystarczyło charakteru i inteligencji, aby wysforować się na czoło tak skonstruowanego – w dużej mierze przez samego siebie – stronnictwa. Teraz zachodzi pytanie, czy potrafi skutecznie poprowadzić, wiedzionych przez siebie działaczy i wyborców, ku korzystnej dla publicznego interesu przyszłości.

Piszę to wszystko w nader aktualnym kontekście nowych projektów ustaw, których inicjatorem ogłosił się właśnie Jarosław Kaczyński. Chodzi oczywiście o tzw „Piątkę dla zwierząt”.

Nowa propozycja wzbudziła sporą konfuzję wśród skupionych wokół PiS konserwatystów i tych, którzy dobrze pojmują katolicką naukę społeczną i chrześcijański personalizm. Dla nich nie ulega wątpliwości, że osoba ludzka jest bytem jedynym w sobie i wyjątkowym. Nagle – widocznie pod wpływem badań sondażowych – Jarosław Kaczyński sięgnął po postulaty dotychczas kojarzone ze skrajną lewicą.

Nie chodzi tu – w pierwszym rzędzie – wcale o interes hodowców zwierząt futerkowych a o podstawowe zasady filozoficzne i etyczne właściwe konserwatyzmowi i chrześcijaństwu. Wiemy, że zwierząt nie należy ani dręczyć ani niepotrzebnie sprawiać im cierpienia – każdy kto czyni inaczej nie zasługuje na szacunek, można także wobec niego wyciągać prawne konsekwencje na gruncie istniejących już przepisów.

Kiedy jednak zwierzęta stają się nieomal samodzielnymi podmiotami prawa – od tego już tylko krok do przyznania im statusu odrębnych bytów moralnych – rzecz staje się niebezpieczna i rodzi nieobliczalne konsekwencje.

Nie da się tak działać, aby z różnych światopoglądów i filozoficznych punktów widzenia (często wzajemnie ze sobą antagonistycznych i sprzecznych) wyciągać po cegiełce i klecić z tego jakiś program polityczny. To szalenie niebezpieczna działalność.

Mam nadzieje, że Jarosław Kaczyński nie idzie w tym kierunku i zdaje sobie sprawę z ciążącej na jego barkach odpowiedzialności.

Polityka a tym bardziej konsekwentne myślenie o sprawach publicznych, oparte na mocnych ideach, nie znoszą dekonstruktywistycznych eksperymentów. Mam zatem nadzieję, że lider PiS zdaje sobie z tego sprawę.

W przeciwnym wypadku bylibyśmy bowiem jak dzieci z Hameln. Podążamy za głosem lidera najpoważniejszego obozu politycznego po naszej stronie i idziemy…..gdzie?.