Kiedy postawy przypominają szambo zwykle znajdzie się chór, który będzie wmawiał publiczności, że to wcale udana perfumeria. Kiedy jednak wywali prawdziwe szambo, smrodu nie da się już ukryć, bije on w nozdrza z siłą fekalnego impetu.
Można wtedy taktownie chrząkać, wywracać oczami, nerwowo przestępować z nogi na nogę, można dyskretnie przykładać do nosa chusteczkę, słowem można…moszna. Nie zmieni to jednak faktu, że straszliwie cuchnie i jak się czegoś z tym nie zrobi, jeden po drugim po prostu sobie rzygnie.
W Warszawie rury rzygnęły łajnem wprost do Wisły. W sytuacji gdyby winowajcy tego fekalnego potopu pochodzili spod znaku PiS mielibyśmy masowe protesty ekoterrorystów dla niepoznaki zwących się obrońcami przyrody i natury (przeważnie znających ziemskie otoczenie z lewicowych publikacji propagandowych). Kiedy jednak zdarzyło się to w okresie rządów pupilka homolewicy, zapadło groteskowe milczenie: rzeka oczyści się sama, nie ma zagrożenia – deklamują. Paradne jest to udawanie, że nie ma smrodu, że gnojówka jest przecież cieczą, podobnie jak woda, więc prędzej czy później wodą się okarze. Zdarzenie związane z oczyszczalnią „Czajka” dobrze spuentowało praktyczne skutki myślenia i – niestety – posiadania władzy przez środowisko, które samodzielnie obwołało się śmietanką towarzyską Trzeciej RP. Bolszewicka PRL nadała im status swoistego szlachectwa – czerwonej burżuazji (jak nazwał to kiedyś Milovan Dżilas). Ze szlachtą, ba nawet z arystokracją, łączą ich obyczaje z okresu panowania Ludwika XIV, nie chodzi tu jednak o podboje króla, a o obyczaje jakie panowały na jego dworze, gdy wypomadowane darmozjady bez żenady defekowały się po kątach pałacu. Tym razem oświecona „warwsiawka” – bastion cimoszewiczyzny. rosacizmu, kwaśniewszczykostwa i bolszewii rżnącej do fortepianów – zesrała się pod nos całej Polsce i – ustami „Wyborczej” i tiefauienu – każe to pić i chwalić wyborne aromaty.
Bogu ducha winny Płock i swojognojowy Gdańsk delektuje się niespodziewanym bukietem „warwsiawskiej gęgarni”. Nikt nie może się skrzywić, wypluwać nielzia – pić i wywracać oczami z ukontentowania!. Kto parsknie lub wypluje ten cham, bydle i pisowskie pomiotło. A niechże jaki prosty umysł powie – jak pan z „Bayer Full” – : – kto grzebie w bezświetlnej (tu nieco upoetyczniłem słowo oryginału) ten g… wygrzebie! A stanie się wrogiem Jand, Stalińskich, Stuhrów i reszty deklamacyjnej kamaryli.
Pocieszające: kilka lat temu oznaczałoby to śmierć cywilną, a dziś można to strzepnąć z mankietu jak ptasie guano.