Każda roślina podąża ku światłu. Ten życiowy tropizm nie podlega żadnym wahaniom. Jest naturalny i zrozumiały Po prostu chcąc żyć roślina musi piać się ku światłu.
Jestem przekonany o tym, że człowiek ma w sobie wiele podobieństw do takiej rośliny właśnie. Człowiek – chciałbym to zdefiniować jak najprościej – jest właśnie taką wewnętrzną rośliną. Jest roślina etyczną – podąża ze swoimi wyborami i ocenami – ku światłu. Instynktownie – jeżeli nasze sumienia i czucie wewnętrzne możemy tak określić, podążamy ku temu co piękne, dobre i prawdziwe. Ta triada nieodmiennie kojarzy się zatem z wewnętrznym światłem.
I tak jak na ziemi źródłem światła, jest przede wszystkim słońce, tak też w naszym życiu etycznym źródłem światłości jest wszechobecny Bóg, najmocniej – w naszych wyobrażeniach – upostaciowiony jako Jezus Chrystus. Wyszliśmy ze światłości i drogę ku światłości chcemy na powrót odnaleźć.
Na nic zdadzą się całe szkoły retoryczne, sprytne budowanie paradoksów czy prowadzenie rozumowań odległych od prostych odruchów logicznych – nie da się przysypać tego najbardziej podstawowego odczucia, jakie gnieździ się w nas i przebija przez najgłębsze nawet pokłady zakłamania.
Możemy oczywiście popadać w krótkotrwałe stany zamącenia, gubić właściwe proporcje naszych działań, ale ostatecznie i tak postawienie w świetle naszych intencji i wynikających z nich działań przynosi pewną, choć czasem nie chcianą, ocenę.
Kiedy zatem spoglądam na ludzi jawnie Polsce szkodzących i działających w myśl maksymy, że im gorzej tym lepiej, to widzę w ich spojrzeniach popiół, ślad ostatecznego załamania się szacunku do samych siebie. Oni oczywiście mogą być głośni i butni, ale to tylko próby zakrzyczenia własnego sumienia, któremu ciężko jest trwać w świetle, gdzie każdy ich czyn i intencja zyskują właściwą ocenę.
Każdemu z nas wydaje się, że bycie w zgodzie z samym sobą jest bardzo łatwe. Kiedy jednak przychodzą tzw „dziejowe okoliczności” łatwo usprawiedliwiamy się stwierdzeniem: – no przecież wszyscy tak robią i ja nie jestem tu żadnym wyjątkiem. Mówimy też (rozgrzeszając się): a kimże ja jestem aby postępować inaczej niż wszyscy?, dlaczego mam się konfrontować z większością?.
Takie kwantyfikatory ogólne służą nam za wygodne parawany do tego aby się nie wychylać, nie narażać zanadto. W grupie jest bezpieczniej i grupa potrafi swoich obronić, a to że za tą obecność wśród innych przychodzi zapłacić cenę rezygnacji z wewnętrznych przekonać, to właściwie niewielka (?) cena za poczucie bezpieczeństwa.
Znam ludzi mówiących oficjalnie zupełnie co innego niż słychać w ich prywatnych wypowiedziach. Często są to naukowcy z modnej dziś branży medycznej. Oficjalnie nakłaniają do poddawania się zabiegom medycznym promowanym przez bogate firmy medyczne, podczas gdy sami tych praktyk unikają i prywatnie twierdzą, że są to substancje nie tylko dostatecznie nie przebadane, ale nawet owocujące bardzo niekorzystnymi dla zdrowia konsekwencjami.
Wielka presja pieniędzy farmaceutycznych koncernów sprawia, że ludzie z tytułami naukowymi zaczynają służyć jako wygodni świadkowe rzekomego dziewictwa producentów kontrowersyjnych środków farmaceutycznych.
Oczywiście im komuś więcej dano tym mocniej można od kogoś takiego wymagać mocnych postaw. Czy jednak tak jest? Czy nie żyjemy w epoce gdy profesje, które dotąd cieszyły się najwyższym uznaniem i zaufaniem teraz używane są aby zaciemniać prawdę, zmuszać ludzi do ograniczania ich wolności i niekorzystnych dla zdrowia decyzji?
Dochodzi do niebezpiecznego zjawiska: zawody zaufania publicznego są wykorzystywane do budowania systemu ograniczania naszej wolności. Wolność jest naszym zadaniem i właściwie nie możemy przechodzić do porządku dziennego nad faktem, że konformizm i ogłuszanie własnego zegara etycznego służą doraźnym interesom władzy i wielkiemu bogaceniu się coraz potężniejszych koncernów.
Chcielibyście wiedzieć jak temu zaradzić, jak walczyć o zachowanie naszego świata w jego dawnej postaci – dziś mogę odpowiedzieć jedynie: nie wolno zaciemniać w sobie światła, które w sposób naturalny determinują nasze poczucie przyzwoitości i sensu.