STRONA GŁÓWNA / AKTUALNOŚCI / „CHAMY” I „ŻYDY”…NIEPRZERWANY SPEKTAKL

„Chamy” i „Żydy”…nieprzerwany spektakl



Nasz kraj ma wiele naturalnych bogactw. Polacy to mądry i pracowity naród. Osiągamy sukcesy w
życiu prywatnym, wokół nas staje się coraz ładniej, jest porządek i sens w działaniach każdego z nas.
Czego zatem Polsce brakuje, że na arenie międzynarodowej ciągle jest krajem słabym i narażonym na
drwiny i wykorzystywanie?!
Nie mamy jednego bogactwa, które jest niezbędne ku temu aby kraj stał się poważny i aby wokół się
z nim liczono. Nie mamy prawdziwej elity. Trzysta lat wycinania w Polsce każdego, kto prezentował
wyższy poziom kultury i intelektu przyniosło w końcu swoje rezultaty. Owszem, mamy polityków,
naukowców, wysokich ranga oficerów i duchownych, cóż z tego gdy większość z nim nie ma
odpowiedniej – kształtowanej przez pokolenia – formacji etycznej i intelektualnej, nie maja
wrodzonego poczucia honoru i służby Ojczyźnie. To zasób ludzki, który kraj nie jest w stanie
odtworzyć w ciągu kilkudziesięciu nawet lat. W czasach PRL – u funkcjonowały tzw „punkty za
pochodzenie”, które musiał uzyskać każdy, kto chciał się kształcić i robić jaką taką karierę.
Premiowano w ten sposób ludzi wywodzących się z nizin społecznych, kulturalnych i intelektualnych.
Efekty takiej „selekcji” przeżywamy do dziś i nie mam ochoty tego drobiazgowo opisywać, bo
wystarczy abyście państwo wyszli na ulicę, przejechali się samochodem lub posłuchali o czym
młodzież rozmawia na szkolnych przerwach.
W dzisiejszej Polsce sztuczna „elyta” – osiedlona przymusowo w stolycy walczy o swoje. Nawykła do
pełnienia dominującej roli w państwie nie chce oddać nienależnych jej pozycji tym, którzy nawet
przerastają ją w poziomie subtelności, obycia i etycznego ukształtowania. Mamy nawiezione przez
Stalina zanieczyszczenia, które skutecznie blokują działania wiodące ku temu aby Polska stała się
krajem o należnej jej pozycji i prestiżu. Obok tego działają rozmaite grupy łapowników i
pzaprzednców, którzy za obce pieniądze podlą się aby tylko zarobić na życie przewyższające
poziomem warunki bytowania przeciętnego Polaka.
Nie może zatem dziwić, że od czasów sztuczki zwanej „okrągłym stołem” naszą „elytą” wstrząsa jeden
– zaprogramowany u zarania PRL – u – spektakl: konflikt pomiędzy grupami, które historyk Jerzy
Eisler ochrzcił mianem walki „chamów” z „żydami”, bądź też rywalizacją pomiędzy grupami:
„puławską” i „natolińską”. Pierwotnie był to antagonizm pomiędzy kadrą bezpieki – rekrutowana
przeważnie spowiędzy środowisk tzw „litwaków” nawiezionych do Polski przez Stalina – a
komunistycznymi zdrajcami, którzy brali się z szeregów rodzimej hołoty i krzywym okiem spoglądali
na żydowskie uprzywilejowanie w aparacie przemocy okupowanej przez komunistów Polski.
„Chamy” utożsamiane były – po pewnym czasie z wszechwładnym Mieczysławem Moczarem alias
Demko, „żydy” np. z pułkownikiem Hollanden, oficerem bezpieki i prywatnie ojcem znanej reżyser
filmowej. Ten konflikt niósł się przez całe dzieje PZPR, a przy „okrągłym stole” dał o sobie znać w
postaci kontrowersji pomiędzy Michnikiem, Kuroniem, Turowiczem, Mazowieckim a ówczesną
„grupą Lecha Wałęsy”. Spektakl odżył nawet w czasie gdy swoje rządy w Polsce sprawował Soljuch
Lewicy Demokratycznej, wtedy właśnie „szorstka przyjaźń” pomiędzy premierem Millerem a
prezydentem Kwaśniewskim to był przejaw rywalizacji pomiędzy tymi dwoma frakcjami.
Nieprzypadkowo zatem do frakcji Kwaśniewskiego dołączył syn znanego działacza Komunistycznej
Partii Ukrainy Zachodniej Ozjasza Szechtera – Adam Michnik. Michnik, uczestnik posiedzeń „Klubu
Wałdajskiego”, udzielający wywiadów „Konsomolskiej Prawdzie” instynktownie i całkowicie zgodnie z
linią polityczną swojej formacji stanął po stronie Aleksandra Kwaśniewskiego. Ten postkomunistyczny
konflikt odradza się w każdym pokoleniu i jest nacechowany tym, ze strony walczą ze sobą zdawałoby
się na śmierć i życie, ale towarzysko znają się i niejednokrotnie razem biesiadują. Łączy ich bowiem

organiczny strach przez Polskością, przed Polakami, przed polska tradycją, kościołem…jednym
słowem przed polskim myśleniem. Obie strony czują się tu obce i wiedzą, że zachowanie przez nie
sztucznie zbudowanego, elitarnego statusu zależy od skutecznego tłamszenia polskości i związanego
z nią katolicyzmu.
Stąd też nikogo nie powinien dziwić dystans do kościoła zarówno ze strony czołowych działaczy PiS
(owszem chodzą na Msze, ale w sprawach kardynalnych moralnie wypowiadają się wstrzemięźliwie i
odwołują do sondaży opinii publicznej, jak też luminarzy Platformy Obywatelskiej. Obie partie
natomiast łączy entuzjazm wobec bezrefleksyjnego przyjmowania do Polski setek tysięcy Ukraińców –
byleby tylko rozwodnić tego zagrażającego im „polskiego ducha”. PiS i PO maja bardzo zbliżone
poglądy wobec globalistycznego sanitaryzmu (w czasie pandemii przekonaliśmy się o tym na własnej
skórze) oraz wobec kardynalnych kierunków polityki zagranicznej. Różni ich jedynie retoryka. Stąd też
z równą łatwością potrafią sobie zarzucać „prorosyjskość” lub też „agenturalność”. Obie partie są
zgodne co do współdziałania z Unią Europejską oraz uległością wobec USA. Obie partie – pomimo
swoich wieloletnich rządów – nie były także w stanie wyjaśnić szczegółów smoleńskiej tragedii z 2010
roku.
Gdyby kiedyś powstała prawdziwie polska chrześcijańska demokracja rychło okazałoby się, że wciąż
jest to najpotężniejszy kierunek w myśleniu współczesnych Polaków. Taki fakt jednk odsunąłby na
margines zarówno PiS jak i PO. Dlatego oba te środowiska tak żarliwie zwalczają każdy nawet
zaczątek formowania się takiego ugrupowania. Wolą grać w starych spektaklu konfliktu „chamów” z
„żydami”, w którym co prawda nie ma miejsca na żadne polskie interesy ale ileż wzbudza on
społecznych emocji i ….co najważniejsze przedłuża tym środowiskom notoryczne pozostawanie u
władzy.