Gospodarka ma to do siebie, że rośnie gdy zmniejszane są podatki i upraszczane prawo a
przeżywa kryzys gdy rząd rozbudowuje programy marketingowe mające na celu kupowanie
wyborców. Nic tego nie zmieni a szczególnie gadanie polityków. Donald Tusk jest jednak, jak
na naszą scenę polityczną, politykiem wyjątkowym, całą swoja karierę zbudował na obcym
poparciu i budowaniu poparcia krajowego jedynie za pomocą zgrabnych sloganów i
zapewnień, których oczywiście nigdy nie miał nawet zamiaru realizować.
Teraz, gdy coraz
większą silę zdobywa specyficznie pojmowany konserwatyzm Tusk miał do wyboru albo
coraz bardziej samotnie wierzgać przeciwko ościeniowi albo też udać, że spadł deszcz i
pozorować zmianę swojej polityki tak aby jak najlepiej podlizać się administracji Donalda
Trumpa. Tuska nie obowiązują żadne wypowiedziane wcześniej deklaracje a więc teraz z
miedzianym czołem szczerzy swój sztuczny uśmieszek wobec polityków USA licząc
jednocześnie na to, że europejscy trockiści nie stracą do końca swoich wpływów i jakoś tam
przetrwają aby wesprzeć go w walkach z krajowymi rywalami. Tusk nie jest ani politykiem
samodzielnym ani też specjalnie kreatywnym, sądzę nawet że jego spektakularny koniec
zbliża się już wielkimi krokami. Zanim to jednak nastąpi postanowił znów sprzedać
publiczności mnóstwo na nowo opakowanych banałów, które jego propagandyści określili
mianem „przełomowego roku Tuska”. Postanowił nawet małpio skopiować pomysł Elona
Muska i Donalda Trumpa polegający na racjonalizacji i odchudzeniu działania administracji
centralnej. Tusk znalazł swojego Muska i tym razem zamiast kosmicznego wizjonera
wyciągnął na światło przedsiębiorcę specjalizującego się w dostarczaniu przesyłek do
blaszanych pudełek. Cóż, każdy ma Muska na swoją miarę. Muskiem Tuska został więc pan
Brzóska. Nie wiadomo jak ale ma on „usuwać bariery utrudniające rozwój przedsiębiorczości
w Polsce. Jak pan Brzóska ma tego dokonać nie wie nikt, ale brzmi nowocześnie i znakomicie
układa się pod podawaną z Waszyngtonu nutę. Podpowiem więc premierowi, że gdyby
zamiast prężyć się obok pana Brzóski zlikwidował, wprowadzony przez Mateusza
Morawieckiego, zabójczy wobec polskich małych i średnich przedsiębiorstw „polski ład”, to
istotnie znakomicie polepszyłby niełatwe warunki w jakich prowadzi się w Polsce biznesy.
Tusk jednak tego nie zrobi, bo dobrze wie, że w najbliższym czasie będzie dokładał
przedsiębiorcom coraz to nowe zobowiązania, a nie je likwidował. Więc – jak to mówi
młodzież – premier pali tu głupa i usiłuje podeprzeć swoje poparcie dość idiotycznymi i
bezproduktywnymi w istocie zagrywkami. Podobnie jest z zapowiedziami, że naraz mają
zostać odblokowane wszystkie prorozwojowe inwestycje i państwo wpompuje na nowe
projekty gigantyczne kwoty. A w Berlinie Tusk ci to wszystko już zatwierdzili?! Bo jak nie to
guzik będzie nawet z budowania prorozwojowych klozetów, które mogą być wyposażone w
polską armaturę zamiast niemieckich wynalazków. Kolejnym bezczelnym łgarstwem jest
zapowiedź ściągnięcia do Polski wielkich inwestycji zagranicznych. Jakim cudem ma to
nastąpić w kraju gdzie pogarsza się bezpieczeństwo, drożeje praca i rośnie nawała biurokracji
tłumiącej każdą inwestycję? Tego oczywiście też już premier nie jest w stanie wyjaśnić.
Kiedyś już (w 2007 roku) Janusz „Wyjebongo” Palikot – na rozkaz Tuska – tworzył komisję
„Przyjazne państwo” mającą w założeniu likwidować bariery stojące przed polskimi
przedsiębiorstwami. Wyszło z tego tyle samo co z ostatnich alkoholowych inwestycji spółki
Palikot – Wojewódzki. Cały bełkot o doinwestowaniu sztucznej inteligencji i wspieraniu
najnowocześniejszych pomysłów w polskim biznesie jest już tylko żałosnym powtarzanie
pomysłów choćby Morawieckiego, z których zresztą wyszło tyle ile widzimy…nic.
Kwestią społecznie najbardziej interesującą jest odpowiedź na pytanie ilu jeszcze wyborców
da się zwieść tak prostacko przygotowanej próbie ucieczki z zaciągającego się nad głową
obecnego premiera saka. Jedno jest pewne: zapowiedzi Tuska niczego nie zmienią i na
pewno nie pomogą polskiej gospodarce i przedsiębiorcom.