Czyli co nas czeka pod Wawelem w czasie najbliższych wyborów…
W nadchodzącej kampanii wyborczej dwa miasta staną się spektakularnym probierzem poparcia dla zmian: Kraków i Warszawa. Szczególnie rozgrywka w Krakowie zapowiada się nader interesująco. W tym mieście poglądy komunistyczne nigdy nie były popularne, a jednak – od czterech kadencji – na stanowisku prezydenta utrzymuje się tu postkomunista.
Znany z nieczystej gry obecny prezydent miasta – Jacek Majchrowski, znów wykonał manewr, który doprowadził do zamieszania w obozie dzisiejszej opozycji. W momencie gdy do kandydowania na prezydencki fotel mościł się lider PSL Władysław Kosiniak Kamysz, któremu Majchrowski wcześniej deklarował, że po raz piąty nie wystartuje już do konkurencji o prezydencki fotel, ekskomunista wykonał nagły zwrot i oświadczył, że pomimo swoich 73 lat jeszcze raz będzie ubiegał się o reelekcję.
Jacek Majchrowski, który prezydentem Krakowa został właściwie przez przypadek i przez szczęśliwe – dla niego – zrządzenie losu, doskonale pojął specyfikę miasta i korzystając z miejskiego budżetu stworzył ogromną grupę klientów swojej władzy – dziś ta właśnie grupa nie pozwoli mu odejść na emeryturę.
Gdzie dwóch się bije…
Jacek Majchrowski, były działacz PZPR i ekskomunistyczny wojewoda małopolski, nie miał najmniejszych szans, aby wygrać wybory prezydenckie w Krakowie w 2002 roku. Wtedy jednak los wyraźnie mu sprzyjał. Po pierwsze nie wystartował w wyborach sprawny i znakomicie zarządzający Krakowem (wybudował trzy mosty w czasie czteroletniej kadencji) wywodzący się jeszcze z podziemnej „Solidarności”, profesor Andrzej Gołaś. Po drugie doszło do wyborczego starcia pomiędzy Zbigniewem Ziobro i Janem Rokitą, które przebiegało w rytm wojennej retoryki. Po trzecie, gdy okazało się że do drugiej tury wyborów przeszli Majchrowski i były prezydent miasta, także działacz „Solidarności”, Józef Lassota, kilka stowarzyszeń oraz ugrupowań prawicowych i niepodległościowych – na złość Lassocie – poparło Majchrowskiego. Majchrowski wówczas kokietował prawicowców i zapowiadał „wietrzenie” gminy z pozostałości rządów Unii Wolności, wszystkim obiecywał to, co tylko chcieli usłyszeć. Zwyciężył wówczas niewielką przewagą nad Lassotą i sam był tym zwycięstwem mocno przerażony. Rychło jednak okazało się, że swoją prezydenturę oparł na starych działaczach PZPR i ZSL, a wobec wytrwałych krytyków jego ludzie nie cofali się przed angażowaniem w niszczenie takich osób tygodnika „Nie” Jerzego Urbana. Pierwsza kadencja rządów Majchrowskiego upłynęła w typowym dla niego oportunistycznym stylu. Tworzył niejasne układy i powiązania, a jednocześnie starał się kupować sobie przychylność wpływowych kręgów miejskiej społeczności. Rychło okazało się, że w krakowskim światku dziennikarskim nie ma komu krytykować Majchrowskiego bowiem wielu dziennikarzy otrzymywało pieniądze z magistratu pod pretekstem opracowywania „ekspertyz” lub angażowania się w imprezy, za które gmina sowicie płaciła.
Nieudany rewanż
Drugie wybory, w 2006 roku Majchrowski wygrał już o wiele łatwiej. W drugiej turze wyborów pokonał wówczas kandydata PiS Ryszarda Terleckiego, który – pomimo zaangażowania ze strony wielu obywateli miasta w jego kampanię – nie był w stanie pokonać Majchrowskiego w publicznych polemikach. W tej kampanii w pełni ukazały się też efekty klientystycznej polityki jaką prowadził były komunista. Terlecki zmarnował wtedy społeczny wysiłek wielu patriotycznych grup w mieście i swoją porażką bardzo wzmocnił Majchrowskiego.
Wszyscy przeciw Kracikowi
Trzecia kampania wyborcza Majchrowskiego zwiastowała już tylko jego wzrastającą pewność siebie. Coraz mniej postaci w mieście było w stanie mu zagrozić. Nie był w stanie tego uczynić także mało znany wtedy kandydat PiS Andrzej Duda. Do drugiej tury przeszedł zatem Majchrowski i formalnie wysunięty przez PO, ale pozbawiony wsparcia tej partii, Stanisław Kracik.
Kracik był bodaj ostatnim kandydatem, który skutecznie mógł Majchrowskiemu zagrozić, jednak zdecydowany sprzeciw wobec jego kandydatury ze strony PiS oraz cichy sabotaż ze strony PO sprawiły, że Majchrowski nie miał najmniejszych trudności, aby zwyciężyć po raz trzeci. Wtedy też pojawiły się gry postkomunisty polegające na tym, że bawił się z krakowskimi partiami jak kot z myszami. Po cichu ogłaszał, ze nie wystartuje już w następnej kadencji i przyglądał się zdarzeniom, które z takich deklaracji wynikały. Jednocześnie wytrwale kupował sobie poparcie radnych, co sprawiało, ze w krakowskim magistracie niewiele osób było realnie zainteresowanych zmianą na stanowisku prezydenta miasta.
Konkurencja pozorowana
Wybory w 2014 roku, które miały dać Majchrowskiemu władzę na czwartą z rządu kadencję były już właściwie grą pozorów. Miejscowi liderzy PiS tak długo zwlekali z ogłoszeniem własnej kandydatury, że praktycznie odebrali szansę na start każdemu szanującemu się działaczowi. W rezultacie kandydatem PiS został…radny wojewódzki PO, dyrektor miejscowego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej Marek Lasota.
Pomimo wyjątkowo fatalnej kampanii wyborczej i wyraźnej niechęci Lasoty do starć z urzędującym prezydentem miasta, przeszedł on jednak do drugiej tury wyborów, którą przegrał z kretesem. Nie sprawiło mu to jednak najmniejszej przykrości, z zadowoleniem usadowił się bowiem na stołku miejskiego radnego.
Małgorzata Wassermann
Tegoroczna kampania wyborcza zapowiada się jednak w Krakowie niezwykle interesująco. Po pierwsze Majchrowski znów wywiódł w pole wszystkich. Obiecywał PO i PSL wspólne listy wyborcze oraz to, że tym razem zrezygnuje ze startu w wyborach. Opozycja zaczęła więc już namaszczać na kandydata Władysława Kosiniaka Kamysza, gdy nagle… Majchrowski zmienił zdanie.
Tym razem jednak PiS wysunął kandydaturę osoby, która ma realne szanse pokonać Majchrowskiego.
Małgorzata Wassermann świetnie kierująca sejmową komisja śledczą do spraw wyjaśnienia afery Amber Gold, ma realną szansę, aby pokonać coraz bardziej schorowanego 73 – letniego Majchrowskiego. Czy jednak krakowski PiS wesprze ją realnie?
Takie pytanie może wydawać się nie na miejscu, ale tylko dla osoby nie wprowadzonej w arkana krakowskiej polityki. Niewiele postaci życia publicznego w mieście jest bowiem zainteresowanych w zmianie układu sił. Wieloletnia polityczka Majchrowskiego polegająca na unikaniu kontrowersyjnych inwestycji i kupowaniu każdego, kto tylko może się liczyć przynosi teraz swoje owoce. Nawet w krakowskim PiS niewielu jest prominentnych działaczy, którzy nie byliby z Majchrowskim na dobrej stopie. Przykładem tego niech będzie były wojewoda małopolski (z ramienia PiS) Jerzy Pilch, który otwarcie deklarował, że postkomunista jest jego przyjacielem.
Małgorzata Wassermann, jeśli chce wygrać w Krakowie, powinna oprzeć się nie na partyjnej biurokracji, ale na kręgu ideowych ludzi, którzy szczerze pragną aby postkomunista Majchrowski został wreszcie odsunięty od władzy.
Spokojna, oparta na faktach i zmierzająca do ukazania skali upadku Krakowa w okresie rządów Majchrowskiego, kampania może przynieść pani Wassermann zwycięstwo. Coraz więcej osób w mieście czuje bowiem, że „majchrowszczyzna” wcisnęła się w każdą dziedzinę życia. Rządy Majchrowskiego sprawiły, że Kraków – pomimo wzrastającej liczby odwiedzających go turystów – osuwa się w status miasta coraz bardziej prowincjonalnego i przeżartego niejasnymi regułami władzy.
Miasto łaknie kogoś, kto nada jego rozwojowi wizję i sprawi, że zatęchłą atmosferę skolonizowanej przez „majchrowszczyznę” (nepotyzm i bylejakość) aglomeracji wedrą się świeże idee i ludzie. Dotychczas realizowanie jakiegokolwiek ambitnego projektu było w Krakowie niemożliwe jeśli nie posiadało się dobrych znajomości w kręgach urzędników i przyjaciół Jacka Majchrowskiego.
Kraków jest wyraźnie Majchrowskim zmęczony i tu kryje się największa szansa na wyborcze zwycięstwo Małgorzaty Wassermann. Gdyby tak się stało byłaby ona pierwszym prezydentem – kobietą w dziejach tego konserwatywnego miasta.