STRONA GŁÓWNA / AKTUALNOŚCI / NIEBO ZGWAŁCONYCH ANIOŁÓW

Niebo zgwałconych aniołów



Wjeżdżamy w góry. Coraz mniej samochodów, coraz więcej wąsatych mężczyzn. Słychać inny niż w Erbilu dialekt : kurmandżi.


Pojawiają się niewielkie budynki o strzelistych, promieniscie biegnących ku górze wieżyczkach. To domy kultu jednej z najbardziej intrygujacych i tajemniczych religii na świecie – jazydów. Wierzą w to, ze Bóg stworzył swiat i opiekę nad nim powierzył siedmiu aniołom, najbardziej poważają anioła o imieniu Melek Taus (Anioł Paw), który za bunt został zesłany do piekła, ale tam ugasił ogień swoimi łzami – jego rola jest bardzo tajemnicza, bowiem jazydzi wierzą w to, że okazał się najbardziej miłujacym Boga aniołem, który najlepiej przeszedł próbę na jaką swoje anioły wystawił Bóg.

W ciagu wieków wyznawcy innych religii Aniołowi – Pawiowi zaczęli przypisywać cechy szatana. Zwłaszcza muzułmanie obarczyli jazydów winą za oddawanie czci….szatanowi.

Jazydzi żyją, na swój niezwykle tajemniczy i skomplikowany sposób. W zeszłym roku fanatycy z ISIS wdarli się do miasteczka Sindżar i zmasakrowali mieszkających tam jazydów. Dziesiątki tysięcy wyznawców tej religii schroniło się na świętej górze Sindźar.

Kiedy ISIS zdobył milionowy Mosul, mieszkający w okolicy jazydzi znaleźli się w śmiertelnym zagrożeniu.  Islamiści Al Baghdadiego najbardziej nienawidzą właśnie ich.

O ile chrześcijanin ma w Państwie Iraku i Lewantu trzy drogi wyjścia: przejście na islam, okup lub wyjazd, to jazydzi stoją wobec alternatywy: islam albo śmierć.

Według relacji naszych rozmówców jazydzi w istocie nie mają żadnego wyjścia.

– Kiedy nawet zmieniamy religię i przechodzimy na islam, to wtedy strzelają nam w głowę mówiąc : no teraz, jako prawowierny, pójdziesz do raju. – opowiada Ahmed, staruszek z sumiastymi wąsami, jazyda.

Tuż przed Lalish, świętym miejscem jazydów, wysiadamy z samochodu, dalej pójdziemy pieszo i…bez butów.

Wedle wierzeń jazydów tu ziemia jest święta i nie można deptać jej butami. Jazydzi nigdy nie spluwają na ziemię, nie jedzą kapusty, nie noszą granatowych strojów, mężczyźni nie golą wąsów. Oddają cześć słońcu, ziemi, gwiazdom, wiatrowi i co najważniejsze – ogniowi.

Miejsce jest jakby żywcem wyjęte z pieknej opowieści.

Niewielkie stare, kamienne domy tworzą wiodący w góry labirynt. Początkowo myślimy, że miasteczko jest całkowicie wymarłe, rychło jednak pojawiaja się pierwsi bosonodzy ludzie, dzieci o pięknych twarzach, tajemniczo uśmiechnięte kobiety w chustach, milczący mężczyźni.

Jest ranek, zimno jak na iracka wiosnę, stopy marzną, z podziwem patrzę na ludzi, którzy w Lalish przez cały rok chodzą boso.

Napiłbym się kawy…naraz przed nami wyrasta chłopczyk o pięknych, wielkich oczach, w dłoniach trzyma imbryk z kawą, do niewielkich filiżanek nalewa kapkę szatańsko mocnego naparu – skąd wiedział?!

Nawet nie zauważamy kiedy wokół ns pojawia się tłum usmiechnietych ludzi. Subtelnie nas dotykają, zapraszają na rozmowę, kawę, są delikatni, przyjaźni. Po chwili otwiera się worek z niesamowitymi opowieściami. Mówią nam o losie jazydzkich kobiet – przerażajacym, są traktowane przez fanatyków z ISIS jak zwierzęta. Jazydki są sprzedawane na targu niewolnic w Mosul, gwałcone, biciem zmuszane do seksu.

–Dla jazydki utrata dziewictwa jest odebraniem sensu życia – wyjasnia nam Farhang, który od kilku dni jest naszym przewodnikiem po froncie.

–Tu kobieta, zawierając małżeństwo, musi być dziewicą. Ponad dwieście jazydzkich kobiet, na górze Szingar, rzuciło się w przepaść, aby tylko nie wpaść w łapy ludzi z ISIS – dodaje.

Idziemy w górę, wokól świętego kamienia krążą mężczyźni i kobiety, wznoszą w górę ręce, całują kamień, modlą się.

Nagrywamy wstrząsanjące wywiady. Jeden z mężczyzn uciekł właśnie z Mosulu, opowiada o życiu w panstwie rządzonym wedle regul al Baghdadiego. Mnożą się przerażające opisy bezprawia, dzikości, okrucieństwa…po prostu działającego realnie zła.

Kiedy wchodzimy do tysiącletniej świątyni jazydów mamy wrażenie jakbyśmy wniknęli w nierealny świat. Labirynt ciemnych pieczar, korytarzyki wypełnione kolorowymi chustami zawiązanymi na supeł (każdy z nich oznacza jakieś życzenie), kilkusetletnie amfory.  Wraz z maćkiem i Michalem udaje nam się wejść na najbardziej tajemniczy poziom świętego miejsca, do podziemnej pieczary, w której bije święte źródło Zym Zym.

Zamykam oczy u rzucam kamień przed siebie…niestety nie wpada do otworu zwanego niebem. Trafia do piekła.

Płonie ogień, siedzi przy nim brodaty mężczyzna w zawoju na głowie. Słychać jego głośny lament, to szejch jazydów…opowiada aniołom o męczeństwie swoich współwyznawców. Nie przeklina jednak prześladowców, po prostu płacze, lamentuje.

Godzinę później, w rozległej izbie wyłozonej pysznym dywanem, spotykamy się z jazydzką starszyzną. Wśród jazydów ścisle przestrzega się podziały na grupy społeczne, które na Zachodzie mylnie nazywane są kastami. Szejchowie, Pirsowie i Miridowie żenią się tylko w obrebie własnej grupy. Kobieta jazydzka nie może wyjść za mąż za człowieka wyznającego inna religię.

Jazydzi nie chcą mówić o swoim systemie wierzeń, z rozmów wnioskujemy jednak, że uznają Mojżesza i Mahometa za ważnych proroków, Jezusa Chrystusa uznają za wcielonego anioła. Wierzą w jednego Boga, uznają, że pieko już – dzięki Aniołowi – Pawiowi – nie istnieje, wierzą też w reinkarnację. Ciekawy system ich wierzeń trwa już od prawie trzech tysięcy lat. Nie chcą ekspansji swoich wierzeń, chcą jedynie spokoju.

Przy podłużnym stole jemy wspólny posiłek, wszyscy czerpia łyzkami z wielkich mis wypełnionych wspaniałą baranina i ryżem, każdy dostaje czerwona zupę z pomidorów. Wyborne.

Jazydzki nauczyciel z pobliskiej wioski wiezie nas do trzech sióstr, którym właśnie udało się uciec z islamskiej niewoli. Trzy kobiety wyglądają poważnie, są blade, najstarsza z nich ma dwadzieścia cztery lata, najmłodsza, której twarz okala piekna burza rudych włosów – czternaście. Opowiadają o tym jak były bite, poniżane. Nie chcą mówic o szczegółach.

–Nie mogą przy swoich bliskich opowiadać o wielokrotnych gwałtach – wyjaśnia Farhang.

-Ja już nie chce żyć – spokojnie mówi kobieta o smutnych, ciemnych oczach. Ma dwadzieścia lat, wygląda na czterdzieści. Średnia z sióstr jest ciągle pilnowana, aby nie popełniła samobójstwa.

–Moje życie skończyło się w Mosulu – wyjasnia spokojnie.

Nie potrafię nawet wyobrazić sobie co widziały te niesamowite, piękne i wypalone oczy.

„Bohaterowie” z ISIS sprzedają sobie jazydzkie kobiety po sto dolarów, kiedy już nasycą się nimi i nikt nie chce je odkupić, zabijają je podrzynając im gardła.

Jedna z kobiet opowiada jak na jej oczach podrzynano gardła jazydzkim mężczyznom i ich ciała wrzucano do rzeki.

–Moja koleżanka uderzyła w twarz terrorystę, który chciał ją zgwałcić, została obita kijami, gdy na chwilę spuszcili ją z oczu, podcięła sobie żyły. Wtedy ISIS zwołal wszystkie jazydzkie kobiety z okolicy i ciało samobójczyni rzucono głodnym psom na pożarcie. Tak będzie jeśli, któraś z was zrobi to samo, ostrzegał nas islamski oficer – opowiada najstarsza z sióstr.

W leżącym niedaleko od Lalish obozie dla uchodźców Baadra słuchamy następnych świadków. Opowiadają o kobiecie, która błagała o oddanie jej trzyletniego dziecka. W końcu jeden z oficerów ISIS zgodził się to zrobić. Najpierw jednak musiała zjeść obiad z islamistami. Pierwszy kęs sprawił, że wypluła słodkie mięso i zemdlała….

Inna kobieta wykupiła z Mosulu ciało swego męża, islamiści przyjęli ją grzecznie podali obfity posiłek. Po jedzeniu poprosiła o oddanie ciała. – Już to zrobiliśmy – zaśmiał się „wojownik proroka”. Zjadła własnego męża.

Po opowieści o wyjmowaniu dziecka z przeciętego brzucha ciężarnej kobiety kończą mi się papierosy. Muszę wyjśc z namiotu.

Patrzę na goręjace słońce, piekne zielone góry, krajobraz, który zapiera dech i coś mówię…do wiatru, słońca i ciszy.