Czy nieliczna grupka krzykaczy sprawiła, że księża dali się zamknąć w parafiach? Skąd bierą się pierwsze symptomy kryzysu w polskim kościele?
Kościół, który bierze ślub z „duchem czasu” rychło stanie się wdową. Im bardziej polski episkopat będzie się przejmował zdaniem zawodowych lewaków, tym bardziej będzie tracił swoje znaczenie. Konferencja episkopatu, hierarchowie, którzy czują się w obowiązku odpowiadać na każdą zaczepkę, to kościół wystraszony, w którym próżno szukać nadziei w trudnych czasach.
Palma w niedzielę
Posłanka Joanna Scheuring Wielgus i jej towarzyszki znalazły nowy sposób na wywieranie presji na polskich proboszczów. Uczepiły się dyktowanych przez rząd pandemicznych ograniczeń i wywołały całkiem konkretna akcję: funkcjonariusze lewicy stali w kościołach i przed nimi i liczyli wchodzących tam wiernych. Doszło nawet do tego, że sprawdzano ilość wydanych Komunii Świętych. Hierarchowie zamiast po prostu robić swoje i nie zwracać uwagi na pojawiające się prowokacje, usiłują się tłumaczyć. Tłumaczenie się przed lewicą sprawi jedynie to, że autorytet naszych hierarchów sięgnie poziomu świata polityki. Z punktu widzenia interesów społecznych będzie to zjawisko ze wszech miar destrukcyjne. Można zauważyć ciekawą prawidłowość: w czasach opresji komunistycznej prymas Stefan Wyszyński sprawował mocną kontrolę nad polskim kościołem nie tylko z powodu nadzwyczajnych plenipotencji udzielonych mu przez Stolicę Apostolską, ale przede wszystkim dzięki klarowności swojego nauczania i twardej postawy wobec wrogów Kościoła.
Co najciekawsze lewicowcy nie uczestniczą w codziennym życiu kościoła a ich wiedza na temat prawd wiary jest fragmentaryczna, posługują się jedynie utartymi schematami a jednak hierarchowie polskiego kościoła zwracają na nich o wiele większą uwagę niż na głosy płynące z parafii i od wiernych. To odwrócenie uwagi i skupienie się na tłumaczeniach skutkuje wyraźnie: głos hierarchów polskiego kościoła wyraźnie słabnie.
Szantaż
Drugą słabością naszej hierarchii jest chowanie głowy w piasek, zwłaszcza gdy mowa jest o takich patologiach jak homoseksualizm, współpraca z SB, pedofilia czy dzieci wśród kleru. Właściwie do momentu gdy Watykan oficjalnie zdecydował o ukaraniu wpływowych hierarchów za tuszowanie sprawy pedofilii i nadużyć seksualnych, temat patologii wśród polskiego kleru pojawiał się tylko w momentach gdy rozpoczynała się wrzawa wokół głośnych publikacji i filmów na ten temat. Wtedy na kilka tygodni odzywali się wszyscy a hierarchowie powoływali „komisje”, które nigdy i niczego porządnie nie załatwiły. Ukaranie arcybiskupa Sławoja Leszka Głodzia i biskupa Edwarda Janiaka za milczenie wobec przejawów patologii i nie wyciąganie z tego realnych wniosków może stanowić ozdrowieńczy szok. Emerytowany arcybiskup Głódź otrzymał zakaz publicznego występowania na terenie diecezji gdańskiej (w której był metropolitą) ma także dokonać wpłaty na Fundację „Świętego Józefa”, która pomaga ofiarom patologicznych postępków polskich księży. Oczywiście odsetek księży pedofilów i seksualnych zboczeńców – według wielu oficjalnych badań – jest mniejszy niż wśród nauczycieli, trenerów czy celebrytów ( w przypadku celebrytów przypadki pedofilii są żarliwie tuszowane, jeśli nawet wybuchają skandale to natychmiast schodzą z pierwszych stron gazet i mediów elektronicznych). Wszystkie te fakty nie mogą jednak zetrzeć plamy milczenia i „zamiatania pod dywan” wszelkich sygnałów o zboczeniach i przestępstwach dokonywanych przez księży. Taka taktyka musiała się w końcu zemścić. Dziś polscy hierarchowie wolą w ogóle jednoznacznie nie wypowiadać się na tematy etyczne i moralne, aby nie odezwały się natychmiast rytualne oskarżenia o pedofilię i tuszowanie afer wśród polskiego kleru. Stąd też głos episkopatu staje się coraz bardziej poprawny politycznie i nacechowany pustosłowiem, które kiedyś płynęło z komunikatów omawiających kolejne plena Komitetu Centralnego PZPR. Tymczasem właśnie wyjaśnienie przypadków takich jak choćby arcybiskupa Paetza z Poznania znacznie wyjaśniłoby sytuację i sprawiłoby, że głos polskich hierarchów odzyskałby swoją rangę w czasie gdy jest najbardziej potrzebny.
Zapomniane parafie
Jeszcze rok i w polskim kościele rozpocznie się rozległy kryzys ekonomiczny, który wcześniej dotknął katolickie parafie na zachodzie naszego kontynentu. Księża, przestraszeni medialną nagonką, schowali się na plebaniach i rzadko z ich strony pojawiają się nowe inicjatywy. W dużych miastach spotkanie księdza w sutannie jest obrazkiem coraz rzadszym. Księża stają się też coraz mniej pewni siebie i coraz mniej czują na sobie obowiązek przewodzenia wiernym. Antyklerykałowie stanowią jednak znikomy odsetek naszego społeczeństwa i tylko medialne zwielokrotnienie ich argumentów skutkuje coraz mniejszą odwagą pełnienia swojej misji ze strony zwykłych księży.
Kościół stał się wielkim nieobecnym w dużych akcjach społecznych. Parafie, które w sposób naturalny mogły stać się centrami ekonomicznego zaangażowania lokalnych społeczności, stały się bierne. Był taki moment gdy pojawił się pomysł aby na parafiach i rozeznaniu wobec wiernych jakie posiadają proboszczowie oprzeć całą sieć spółdzielni i inicjatyw ekonomicznych, które pomogą lokalnym społecznościom jednoczyć się i wychodzić z ekonomicznej zapaści. Niestety taki ruch został zablokowany i natychmiast ruszyła lawina emigracji ekonomicznej z rozmaitych miejsc kraju przede wszystkim na wyspy brytyjskie. Brak aktywności ekonomicznej a przede wszystkim organizacyjnej, która mogłyby jednoczyć i angażować lokalne społeczności sprawił, że kościoły stały się mniej związane ze społecznościami i dziś – w dobie pandemii – świecą pustkami. Mało jest przykładów takich jak proboszcz w Białce Tatrzańskiej. Kiedyś Białka była zwykłą biedną wioską, która znajdowała się na uboczu popularnych szlaków wiodących ku Zakopanemu i Tatrom. Dopiero rolą jaką odegrał miejscowy proboszcz sprawiła, że życie białczan zmieniło się diametralnie. To dzięki proboszczowi górale przestali wieść sąsiedzkie kłótnie, sprawili że połączyły się parcele i zbudowano na nich jeden z największych w Polsce ośrodków narciarskich i wypoczynkowych, które korzystają z ciepłych źródeł. Białczanie zaczęli dzięki temu zarabiać poważne pieniądze i dziś wdzięczni są swojej parafii a banknoty stuzłotowe w ofiarnych koszyczkach nie stanowią tam rzadkiego widoku.
Oddana opowieść
Trudnym doświadczeniem stało się wprowadzenie religii do szkół. Religia stała się takim samym zwykłym przedmiotem nauczania jak wiedza o społeczeństwie czy wychowanie fizyczne. Zajęcia zaczęła prowadzić „kadra”, która była kompletnie nie przygotowana do zajęć dydaktycznych z dziećmi i młodzieżą. W efekcie katecheci stali się codziennym elementem szkolnego dnia a coraz większą rolę zaczęła w nim odgrywać lewacka propaganda. Rośnie teraz pokolenie młodzieży wychowywanej na lewicowych pomysłach i kłamstwach. Efektem oddania kontroli nad szkołą lewicy jest m.in. masowe uczestnictwo bardzo młodych ludzi w antykatolickich ekscesach i protestach organizowanych przez tzw „Strajk Kobiet”. Do tego obrazu dołączają się ludzie, którzy formalnie są jeszcze księżmi ale już coraz mniej łączy ich z katolicką religią i jej dogmatami. Obecność Lemańskich, Sowów, Bonieckich w kościele nie tylko nie sprzyja wyrazistości tej instytucji, ale działa na nią obezwładniająco i destrukcyjnie . Wiele instytucji nominalnie jeszcze – jak np. „Tygodnik Powszechny” czy jezuicki portal „Deon” – ciągle używa w nazwie przymiotnika „katolicki” nie mając już z polskim kościołem wiele wspólnego. Na to wszystko panuje niewypowiedziana zgoda polskiej hierarchii, która po prostu boi się czynić dziś cokolwiek co mogłoby polski kościół uczynić bardziej wyrazistym i skonsolidowanym.
Czas miękkiej wygody się skończył…
Polscy hierarchowie mocno zżyli się z rzeczywistością, w której mieli wiele do powiedzenia także w sprawach politycznych i państwowych.
Dziś często odnoszę nawet wrażenie, że większość hierarchów coś przespała, umknęły im bardzo znaczące zmiany jakie dokonały się w naszym społeczeństwie. Są biskupi, którzy zamykają się w rytuałach i celebracjach tak jakby chcieli się odgrodzić od napierającej na nich rzeczywistości. Tymczasem czasy kiedy tron zabiegał o sojusz z ołtarzem, bo to dawało wyborcze poparcie, powoli mijają. Biskupi albo znajdą nowy język rozmowy z wiernymi albo będą coraz bardziej wyalienowani i pozbawieni kontaktu z realnym życiem społecznym.