STRONA GŁÓWNA / AKTUALNOŚCI / PRYWATA W TVP

Prywata w TVP



Telewizja publiczna teoretycznie nadzorowana jest przez kilka instytucji naraz, wśród nich Krajową Radę Radiofonii i Telewizji oraz Radę Mediów Narodowych. Nie wynika z tego absolutnie nic.


TVP stacza się zarówno finansowo jak też i pod względem stosowanych tam standardów dziennikarskich.

Gdyby w Warszawie, na ulicy Woronicza, była pusta łąka, to wyobraźcie sobie Państwo co można tam wybudować za miliard złotych (tyle polskie państwo dokłada do działań TVP w ostatnim czasie), a tymczasem stoją tam przestarzałe budynki, wewnątrz funkcjonuje coraz bardziej wadliwy system komputerowy, studia pamiętają czasy PRL – u, a ludzie zarabiają przeciętnie. Gdzie zatem podziewają się te ogromne pieniądze?

Oferta programowa telewizji publicznej także nie przyprawia o zawrót głowy. Jednym słowem jest tam coraz bardziej siermiężnie i żenująco.

Po okresie PRL na ulicy Woronicza rządzili różni prezesi, żaden z nich jednak nie poważył się na to, aby zezwolić swojemu urzędnikowi na załatwianie prywatnych spraw za pomocą reporterów, sprzętu i pieniędzy TVP.

Teraz ta bariera pękła – okazuje się bowiem, że w TVP pracuje człowiek wszechmocny – przynajmniej tak mu się zdaje. Stanisław Tomasz Bortkiewicz, wcześniej wsławiony swymi osiągnięciami w Ursusie, pełni w TVP ważną funkcję dyrektorską.

Jakiś czas temu jeden z użytkowników twittera opublikował skan dokumentu Służby Bezpieczeństwa mówiący o Bortkiewiczu, zainteresowałem się jego treścią. Korzystając z tego samego serwisu zadałem pytanie, co o tej publikacji sądzi prezes TVP.

Minęło trochę czasu i Bortkiewicz otrzymał w IPN zaświadczenie, że nie był kapusiem SB. Tyle.

Ważny dyrektor nie czuł się chyba usatysfakcjonowany. Kiedy bowiem – kilka dni temu –  wchodziłem do warszawskiej siedziby IPN napadł mnie młody, nieznany mi człowiek z mikrofonem TVP w ręku, obok uwijał się operator kamery.

– Kiedy przeprosi pan pana Bortkiewicza?! – wykrzykiwał młodzian nakazując operatorowi nagrywanie mojej odpowiedzi.

Jestem człowiekiem pozytywnie nastrojonym wobec ludzi, nie widzę jednak najmniejszego powodu, aby za cokolwiek przepraszać telewizyjnego czynownika, co też usłyszał wynajęty młodzian.

„Reporter” był jednak nieustępliwy i jak katarynka powtarzał pytanie, tak jakby gorliwie chciał zasłużyć na pochwałę pana Bortkiewicza.

Świadkami tego incydentu było wiele znanych osób, wszyscy ci ludzie byli zdumieni sposobem, w jaki wykorzystywane są publiczne pieniądze i instytucja.

Czyżby coś mi umknęło i TVP stała się własnością pana Bortkiewicza, instytucją służącą do załatwiania jego prywatnych interesów?