STRONA GŁÓWNA / AKTUALNOŚCI / O NAGŁEJ POTRZEBIE PRZYTULANIA SIĘ

O nagłej potrzebie przytulania się



„Nieliczni są zdolni do cichej refleksji nad gorzką prawdą, większa część ludzi kocha słodycz
kłamstwa.” – twierdził uparty racjonalista i eksperymentator Franci Bacon.
Przyznam, że znam to zdanie od wczesnej młodości i zawsze jakoś mi ono zawadzało i budziło odruch
sprzeciwu. Wymyśliłem nawet swoje antyzdanie, którym szermowałem z Baconowskim konceptem:
„Nieliczni są zdolni do spontanicznego odruchu przytulenia, podczas gdy cała reszta skłonna jest
godzinami rozprawiać o naturze miłości – nie zaznawszy takowej”.
Z wiekiem stałem się bardziej skłonny do „gorzkiej refleksji”, jednak osnute już pajęczyną czasu
przekonania dotyczące miłości nie zostały całkiem wytrzebione z moich przekonań ostrzem
mijających dekad.
Chcę was zatem namówić do rzeczy zgoła wariackiej i skierowanej pod prąd dzisiejszym czasom.
Im bardziej świat staje się wyrachowany i zimny, tym wy mocniej otwierajcie się na innych ludzi. A
nawet przytulajcie się! Tak, róbcie to jak najczęściej, nawet gdyby inni znacząco stukali się w czoła.
W epoce, w której wszystko jest wyrachowane, zaplanowane, podprogowo wysterowane, wy
przejawiajcie ludzkie odruchy spontaniczne, których ani nie da się zaprogramować ani też sztucznie
wyzwolić.
Na przekór panującym szkołom filozoficznym (o ile w ogóle można nazwać filozofią myślenie oparte
w głównej mierze na ludzkiej fizjologii i jej odchyleniach od normy), na przekór mnożącym się
podziałom, musimy zachować naturalną radość cieszenia się światem, własnym życiem i obecnością
wokół nas innych ludzi. Często zresztą trzeba tych ludzi niejako ożywiać i wyprowadzać ze swoistego
stanu duchowej hibernacji, w którym trwają. W takiej hibernacji da się oczywiście żyć i spełniać swoje
podstawowe funkcje, ba… w wielu miejscach i instytucjach właśnie duchowa hibernacja znakomicie
ułatwia postępy i robienie kariery. Tak jest np. w wielkich, ponadnarodowych korporacjach, które
swoją stratyfikacją i pielęgnowanymi rytuałami coraz bardziej przypominają konstrukcję i
funkcjonowanie najbardziej agresywnych i piorących mózg sekt!
Podobnie jak handlowe watahy zaczęły działać także partie polityczne i tzw „eksperci” –
wynajmowani przez media do komentowania wszystkiego …po ich myśli.
W tak zmrożonym – przez wyrachowanie i bezduszność – świecie każdy kto niesie z sobą odrobinę
ciepła i autentyczności automatycznie rozpoznawany jest jako zagrożenie dla systemu.
Ktoś powie: pan chyba już kompletnie oszalał, skoro nawołuje pan do rozbijania systemu poprzez
przytulanie się i ciepłe relacje z innymi ludźmi. Przecież to tak jakby z fletem wybrać się na
odszczurzanie całego miasta.
Dopóki jednak tego nie spróbujecie – nie pojmiecie nieoczekiwanego ładunku, jaki tkwi w takich
najprostszych i najbardziej szczerych zachowaniach ludzi. Przytulanie się jest zaraźliwe. Wielokrotnie
obserwowałem jego efekty choćby z społecznościach ludzi cierpiących na tzw „zespół Downa”. Ci
ludzie mają wielkie predylekcje do ujawniania szczerych emocji a ich przytulenia niosą tak wiele
dobrej energii, że każdy kto doświadczył takiego gestu ze strony ludzi dotkniętych tą przypadłością,
na pewno zapamięta taką chwilę na długo.
Kiedyś, jako młody student, byłem stałym pensjonariuszem dobroczynnej kuchni prowadzonej przez
siostry Felicjanki na ulicy Smolki w Krakowie. Kilkukrotnie zjadałem tam kotlety za nieco zawianych

stołowników, którzy …akurat nie mieli apetytu. Pewnego dnia ktoś puścił w obieg informacje, że
wydająca nam posiłki siostra Rozalia ma akurat imieniny. Chwilę trwała cisza, aż na równe nogi
poderwał się słynny „Wodzu” i zakrzyknął: chłopaki są imieniny, bierzemy się do całowania!
I cały tłumek wagantów rzucił się do całowania pąsowych policzków siostry Rozalii. Zapamiętałem to
zdarzenie, bo było jak nagła… bomba najlepszych emocji. Długo potem siedzieliśmy na metalowych
taboretach i wyśpiewywaliśmy różne nabożne pieśni pod batutą roześmianej od ucha do ucha siostry
Rozalii, Felicjanki co się zowie, która potrafiła jednym ciosem solidnego kułaka przywołać do
porządku największą nawet krakowską łajzę. Wystarczyły proste gesty bliskości i sympatii aby
natychmiast – i to w przytułku krakowskich włóczęgów i rozbitków – zapanowała atmosfera ciepła i
radości bycia razem. Wspominam tą sytuację sprzed lat, gdyż stoi mi ona przed oczami zawsze gdy
zastanawiam się co też może ulepszyć naszą społeczność.
Przytulanie się zakłada za jednym razem i wybaczenie i chęć pomocy i udzielenie emocjonalnego
wsparcia.
Często widzę jak w czasie Mszy Świętej ludzie krępują się teraz nawet podawać sobie dłonie. Kiedy
jednak już uścisną wyciągniętą ku nim rękę następuje ładna przemiana ich twarzy. Ich oblicza stają się
pogodniejsze i bardziej życzliwe.
Jeśli zatem chcesz walczyć ze zniewalającym nas systemem, to zacznij od siebie – przytul samego
siebie. Następnym krokiem będzie ludzkie reagowanie na innych ludzi, wybaczanie im drobnych
przewin i grzeszków.
Pisze to obserwując nasze ulice, miejsca gdzie gromadzą się ludzie, szkoły. Wszędzie widać ogromny
deficyt dobroci, prostych gestów bliskości. Cała otaczająca nas cywilizacja zamraża nasze zachowania,
powoduje postępującą alienację, anonimowość. Kiedy bowiem staniemy się wyizolowanymi,
samotnymi ludźmi łatwiej będzie nami manipulować. Będziemy przekonani o własnym osamotnieniu
i nikłej sile indywidualnego sprzeciwu.
A przecież można powtórzyć za Aronsonem: jesteśmy istotami społecznymi i stworzeni jesteśmy do
życia w społeczności, pomiędzy innymi ludźmi – mającymi podobne do nas potrzeby.