Pisanie jest szczególnym rodzajem porządkowania myśli i wrażeń.
Sporo jeżdżę po Polsce i nie jestem z Warszawy. Te dwie przypadłości sprawiają, że potrafię dobrze oglądać to co się dzieje i słuchać ludzi.
Warsiawskie saloniki, czy to tzw „lewicowe”, czy też „prawicowe” zajęte są sobą, w upojeniu celebrują swoją urojoną wielkość. Siedzą tedy takie bubki w rozmaitych redakcjach i nauczają naród. Plotą brednie i nazywają to poważną publicystyką.
Tyle to wszystko warte co funt rzedniejących kłaków na głowie Tuska.
Toczą więc te zadufki jakieś „niesłychanie poważne wojny”, które ukazują tylko ich mikry format i baloniastą pychę. Nikt, dosłownie nikt, z tej menażerii nie rozmawia z Polakami. Nie jeździ do nich, nie słucha.
Śmieszy mnie ta warsiawska chrypka i szczerze mówiąc nudzi już niepomiernie.
Jeżdżę sobie po Polsce, obserwuje, uczę się, słucham. Taki mam po prostu styl, taką naturę.
Postanowiłem więc zapisywać te wszystkie spotkania, wrażenia, myśli… i w formie takiej – mało ufryzowanej – narracji przekazywać to wszystkim, którzy zechcą je czytać.
Odwiedziłem Pleszew, spokojne dobrze ułożone miasteczko pod Poznaniem. Wielkopolski porządek i jakaś rzetelność bije z tych ludzi, aż się chce z nimi rozmawiać.
Najprzyjemniejszym momentem były rozważania nad spółdzielczością i rolą, jaką w jej odbudowie, mogą odegrać proboszczowie i parafie. Wielkopolanie maja to po prostu we krwi, w lot pojmują w czym rzecz, sypią przykładami.
Spotkanie w pięknym, pleszewskim muzeum, zostanie mi w pamięci także ze względu na szczególną, momentami ezoteryczną, atmosferę, jaką udało się wskrzesić tego wieczora, gdy opowiadałem o fabryce idei, jako najwyższym piętrze naprawiania świata.
Dzień później dojechałem do miasteczka, które okazało się prawdziwym polskim królestwem.
Łódzkie, kilkanaście kilometrów za Kaliszem – Błaszki.
Zwabił mnie tam Krzysztof Humieja, który opisał sposób w jaki Polacy odbili Blaszki z rąk zeteselowskiej sitwy.
Sitwa rządziła tam od wielu lat, a jednak znalazł się sposób na ich pogonienie i znalazł się człowiek, który stanął na czele akcji. Przewrót w Błaszkach, to przewrót cudowny, przewrót w imię etyki i solidarności.
Błaszki, to teraz także mój mały matecznik.
Niedawno nie wiedziałem jeszcze o ich istnieniu. Nieduże miasteczko, zagubione gdzieś za Kutnem. Kilka tysięcy mieszkańców i pełna sala na spotkaniu. Tłum ludzi. Mądrzy, zatroskani, bez śladu warsiawskiego udawania.
Młody niepozorny mężczyzna, który stanął na czele przewrotu w Błaszkach, to Karol Rajewski, nauczyciel, anglista, uparty i wbrew pozorom twardy.
W latach osiemdziesiątych „nieznani sprawcy” zabili mu ojca. W tych wyborach przekonał do siebie ogromną większość ludzi.
„Zgorszenie” zaczęło się jednak już po jego zwycięstwie. Ogłosił, że połowę swojej pensji przekaże na bardzo konkretny cel charytatywny i będzie żył za połowę, tak jak ludzie, którzy go wybrali. I jak ogłosił tak zrobił.
Po takiej herezji strach padł na wszystkich lokalnych „padyszachów”, na cała tą samorządową kołtunerię, w której rej wodzą – solidarnie – lokalni bonzowie PO i…niestety PiS.
Regionalny pisowski kacyk z Sieradza zapowiedział nawet, że wywali Rajewskiego z partii.
Trutniu – Rajewni niedługo urośnie do takich rozmiarów, że czapką cię, partyjny biurokrato nakryje.
Karol Rajewski to człowiek, którego będę teraz wspierał ile mam sił. Facet prawdziwie niebezpieczny dla bagna, które nami teraz rządzi. Jego w Błaszkach pokochali, a to już największe przewinienie przeciwko systemowi Trzeciej RP.
Dzień później przemawiałem na rolniczej blokadzie koło Błaszek, rolnicy, którzy w większości byli na spotkaniu ze mną, witali mnie tam jak dobrego znajomego. Przypomniałem sobie atmosferę lat osiemdziesiątych.
Nadawałem przez tubę i widziałem, jak tworzy się miedzy nami więź.
Interes rolników, to dziś interes Polski. Rolnicy, górnicy – ostatnie bastiony solidarnej walki. Spracowane dłonie, szczere pucate twarze. Obiecałem, że wrócę tam i że w każdej chwili jestem gotów doradzać im w ich walce o polski interes.
Następne spotkanie w Grójcu, kolejni uczestnicy blokad. Kolejne utwierdzenie się w tym, że właśnie w Grójcu, w Błaszkach, w Pleszewie są ludzie, którzy zmienią Polskę. Zmienią ją wbrew warsiawskim, niewiele wartym, zadufkom.
Błaszki to jeszcze jedno miłe wspomnienie.
W wyborczym zwycięstwie Polaków pewną – ważną ponoć – rolę odegrał mój felieton pt „Wyplewić PSL”, opublikowany na stronie Stefczyk.info.
Został powielony w tysiącach egzemplarzy i rozlepiony gdzie się da. Na spotkaniu ludzie przychodzili z tym tekstem i prosili o autograf. A więc jednak słowo ma moc! Warto!
Wbijam się trochę w dumę, ale zaraz potem dostaję w łeb Krakowem, Warszawą i jakoś wracam do normy.
Apostołowanie idei Konfederacji – taki sobie nakreśliłem cel. Przyjadę wszędzie, pomogę, zostawię instrukcje działania, nauczę się nowych rzeczy.
Ten notatnik, to będą właśnie takie, nieocenzurowane, nieufryzowane stylistycznie myśli. Rekolekcje jakie odbywam ucząc się znów prawdziwej Polski, a jednocześnie takie kapiszony, którymi będę strzelał w dzisiejszą zgniłą już do cna Trzecią RP.
Jeśli będziecie chcieli mi towarzyszyć, to będzie nam razem raźniej.