Gdyby spojrzeć na historię świata, to ujrzymy w niej nie tylko wojny, wielkich i mniejszych wodzów, rywalizację rożnych kultur, ale także dojrzymy coś początkowo nieuchwytnego, ale później coraz bardziej wyraźnego i konsekwentnego…
Otóż w cywilizacji, którą ukształtowało chrześcijaństwo, widzimy ciągły postęp i to nie tylko naukowy i techniczny, ale także obyczajowy. W toku dziejów nieustannie kształcił się sposób życia i bycia, który stawał się dominującym. Wykrystalizowały się ideały bycia ludzi pomiędzy sobą i stosunków społecznych. Niższe warstwy społeczne nieustannie dążyły do obyczajów i zasad wypracowanych przez elitę.
Stworzyliśmy kulturę, sposób zachowania i wyrażania siebie, które nieustannie kierowały nas ku ideałom etycznym. W dorobku naszej kultury powstały idealne wzorce zachowań mężczyzn i kobiet oraz szlachetne rozróżnienie pomiędzy płciami. Szlachetne, bo nacechowane coraz większą subtelnością i poszanowanie różnic, które wydawały nam się coraz bardziej fascynujące.
Greckie i rzymskie korzenie, na których nabudowała się chrześcijańska cywilizacja, nieustannie wzmacniały dążenie do doskonalenia form i usubtelniania relacji wzajemnych. Nie mam zamiaru idealizować dziejów, bo przecież zdarzały się w nich i okresy koszmarne. Nie one jednak miały decydujący i determinujący wpływ na kulturę i savoir vivre.
Zastanawiacie się pewnie po co systematyzuje pogląd, który przecież jest oczywisty i przez to pewnie i banalny.
Dzieje się tak ponieważ zauważam coraz większy ruch, coraz większą siłę, która zamierza wszystkie te osiągnięcia unieważnić a nawet zniszczyć!
Naraz – w obrębie całej tzw „cywilizacji zachodniej” – wzmógł się ruch totalnej destrukcji. Oczywiście jego postulaty przedstawiane są jako „postępowe” i „jedyne możliwe na obecnym etapie rozwoju”.
Zadałem sobie zatem proste pytanie: czy w momencie gdy aborcja będzie dostępna tak jak szczoteczki do zębów, gdy wszystkie „małżeństwa”(we wszelkich dostępnych kombinacjach zboczeń i wynaturzeń) zostaną prawnie zrównane ze sobą i dopuszczone, gdy płeć będzie można zmieniać codziennie, w zależności od nastroju i pogody, gdy wreszcie kościół zostanie całkowicie wyprowadzony z przestrzeni publicznej i zamknięty do coraz mocniej prześladowanych enklaw… lewica na całym świecie uzna, że jej program został zrealizowany? Czujecie, że nie!
Czy w momencie gdy prawa człowieka zostaną zrównane z prawami zwierząt, gdy zapanuje przekonanie, że człowiek jest największym złem w świecie, gdy poddamy się całkowicie dyktaturze sanitarystów i klimatystów – zaczniemy żyć w znakomicie kontrolowanych i zorganizowanych obozach, zaspokoimy ideowe dążenia zmieniaczy świata, rewolucjonistów wszelkiej maści i odmian, nasycimy chciwość sterujących tym oligarchów finansowych świata?
Pytanie mógłbym znacznie wyostrzać, sprowadza się ono jednak do kwestii: czy kiedykolwiek skończy się wyobraźnia niszczenia, poddana tym absurdalnym majakom?
Niestety nie….logika destrukcji jest bowiem niepowstrzymana i nigdy nie zadowoli się osiągniętymi właśnie efektami. Ta agresja będzie trwała do momentu, gdy będą zbielały z ziemi jakiekolwiek jeszcze ślady naszej cywilizacji. Tej barbarzyńskiej manii niszczenia nie da się wyjaśnić jedynie procesem przekwitania i gnicia cywilizacji. Ona ma głębsze zamysły i korzenie.
Barabryzowanie każdej dziedziny życia, dehumanizowanie wizji świata, odrywanie wszelkich opisów od eschatologii i transcendencji ma swój głębszy sens niż tylko pozbawione sensu i rozsądku deklamacje polityków, którzy przecież coraz częściej używani są jako rekwizyty dużo poważniejszego spektaklu.
To nie jest bezmyślny wandalizm skutkujący idealizowaniem formacji, które już dawno zostały zmienione, wraz z procesem dorastania człowieka do Człowieczeństwa.
Za furiackim atakiem na wszystko co wiąże się z sublimowaniem i udoskonalaniem statusu istnienia człowieka na ziemi kryje się siła, która ma w sobie kłamstwo i nienawiść. Barbaria zawsze daje upust najgorszym, dzikim instynktom, jednak sama nie niesie w sobie tak piekielnej inteligencji i zamysłu, który rozpisany jest na systematyczne pogrążanie świata w nicości.
Tak! to jest walka istnienia z nicością. Przy czym ta nicość posiada w sobie niespożytą i przewrotnie odradzającą się siłę.
W świecie, który tresuje nas w zauważaniu tylko czubka własnego nosa i pogrążaniu myślenia w materialnej obudowie doczesności, moje wnioski brzmią jak płacz wariata, który uroił sobie, że właśnie naszym światem wstrząsa nieubłagana walka.
Jeśli jednak zdamy sobie sprawę z faktu, że natura całego wszechświata kieruje nasze poznanie ku bezsilności i błaganiom Wyższej Istoty o zdradzenie tajemnicy niesamowitego uporządkowania rzeczy i energii, tak aby mógł pojawić się fenomen człowieka, to zdamy sobie sprawę, że filozoficzne postawy destrukcji nigdy nie wyszły poza pomysły Demokryta, obudowane religią stworzoną przez Karola Marksa i jego nieudolnych – coraz bardziej – naśladowców i hołdowników.
Być może wiecznemu barbarzyńcy uda się stworzyć pozory tego, że świat zostanie rozerwany na strzępy, być może nawet większość świadomych istnień się mu pokłoni. My jednak mamy obowiązek stać na straży wiecznego ognia, z którego wyrasta (przecież zawsze ku górze) każda cywilizacja.
Czy zauważyliście, że w całym tekście ani razu nie użyłem słowa: „Bóg”?
Gdyby tak bowiem się stało, cała reszta tyrady, skierowanej do oddziałów zdolnych przeciwstawić się nadchodzącym barbarzyńcom, byłaby po prostu bezcelowa i niepotrzebna.