Dopóki Platforma Obywatelska nie zwycięży w cichej i niewypowiedzianej wojnie z kościołem katolickim dopóty nie zdobędzie absolutnej władzy politycznej w Polsce.
Oczywiście PO formalnie prowadzi spór z rządzącym dziś PiS, ale to właśnie polski kościół i tysiące parafii stanowią najważniejszy bastion oporu przeciwko europejskim nowinkom, których PO jest najgorliwszą forpocztą. Parafie i tradycyjne obrzędy polskich katolików są najskuteczniejszą tamą dla nagłego „reformowania” polskiego społeczeństwa.
Polski kościół katolicki bardziej nawet instynktownie niż doktrynalnie stanowi ostoję dla poglądów patriotycznych, które siła rzeczy przeciwstawiają się zakorzenianiu w naszym kraju ideologii gender, doktryny politycznej LGBT i idących za nimi coraz bardziej zatrważających poglądów społecznych i politycznych. Tylko z tego powodu nie powinny zatem dziwić nagle wypowiadane deklaracje – płynące ze środowisk PO i okolic – o tym, że należy zabrać się za polskich katolików i pozbawić ich jakichś wyimaginowanych przywilejów. Najbardziej znanym przykładem wypowiedzenia na głos tego co myślą liderzy tej formacji politycznej jest słynne stwierdzenie Sławomira Nitrasa o „opiłowywaniu katolików”. Mądrzejsi liderzy PO tylko o tym myślą i działają z taką niewypowiedzianą intencją. Nitras zresztą wypowiedział kwintesencję myślenia tej grupy mówiąc, że kościół działa na niekorzyść państwa. Pozostaje oczywiście otwarte pytanie: jakiego państwa: Nitrasów? Kwaśniewskich?
Oczywiście tłumaczenie tym ludziom, ze istota polskości jest nierozerwalnie związana z wiarą katolicką jest czynnością daremną. „Reformowanie” polskiego społeczeństwa nie odbywa się zresztą z pobudek czysto wewnętrznych – jest podejmowane pod naciskiem krajówm i sił, które raz na zawsze chcą sobie poradzić z fenomenem polskości i polskiego religijności. Dzieje się tak także wewnątrz naszego kościoła gdy jakiś „katoliski reformator” wypowiada argumenty o „polskim zaściankowym katolicyzmie”, „płytkich myślach kardynała Stefana Wyszyńskiego, który stawiał na katolicyzm ludowy”. Nic tedy dziwnego, że celuje w tym „Tygodnik Powszechny”, który nie tylko, że stał się religijną przybudówką „Gazety Wyborczej”, ale sam z siebie także (i to od wielu lat) aż kipi od gorliwości w walce z polskim katolicyzmem chcąc go rozmydlić konieczością natychmiastowego dostosowywania się do świata. Jest w tym trudno ukrywany strach i rodząca się z niego agresja – tak reagują środowiska, które czują że są absolutną mniejszością i nie mogą wszystkim natychmiast narzucić swojego zdania.
Walka o kształt i kanon religijności polskiego kościoła stała się pilnym zadaniem politycznym dla „reformatorów”. Od wielu lat tak usiłują ukształtować polski system edukacji aby było w nim coraz mniej miejsca na refleksje nad Bogiem i jego przykazaniami. W imię „świeckości państwa” tępi się też każdy spontaniczny przejaw szacunku wobec religii. Ta działalności przynosi swoje owoce co możemy obserwować podczas coraz liczniejszych pochodów LGBT czy „Czarnych Błyskawic”. Politycy PO wiedzą jednak, że aby spić tego owoce potrzeba cierpliwości i zaczekania aż nowe pokolenie dojdzie do znaczących pozycji społecznych. Im jednak coraz bardziej się śpieszy. Czasem to zniecierpliwienie przybiera całkiem konkretne przejawy ot choćby w ustach prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka, który niedawno raczył stwierdzić: „ W moim odczuciu żyjemy w czasach dość szybko postępujących zmian, dotyczy to także kościoła” i dodał „dla wielu osób, łącznie ze mną, przejawy typowej w Polsce ludycznej religijności stają się coraz bardziej rażące”. Oczywiście dziś taka wypowiedz polityka PO jest jeszcze błędem wynikającym z niecierpliwości i przebierania nogami za tym, aby katolików rzeczywiście zapędzić do kruchty i tam ich zamknąć, jednak pokazuje to tendencję, które coraz trudniej jest PO i skojarzonym z nią środowiskom ukrywać. Rozmodlone kapliczki przydrożne, gdzie obywają się na naszych wsiach litanie majowe, procesje Bożego Ciała…wychodzenie katolików ze świątyni i dzielenie się religijną radością z całym otoczeniem jest dla „progresywnych” środowisk prawdziwym utrapieniem . Przypomina im bowiem, ze milcząca siła polskich katolików ciągle ma wielkie znaczenie – także przy urnach wyborczych. Katolicy zwykle nie przemawiają na wiecach ale ciągle pełne polskie kościoły, zaangażowanie w czczenie Pana Boga zwykłych ludzi stanowi dla tępych naśladowcóch „zachodnich wzorców” niemiłe memento – uważajcie bo my tu ciągle istniejemy i mamy swoje zdanie, swoje oceny zdarzeń.