STRONA GŁÓWNA / AKTUALNOŚCI / KURDYJSKA LEKCJA

Kurdyjska lekcja



Oddycham z ulgą. Właśnie tu, w państwie, które formalnie nie istnieje, jest oblężone ze wszystkich stron, przez bezwzględnych barbarzyńców. Paradoks?


Tylko pozorny. Wyjazd poza Europę, wypranie się z dziwacznego oczadzenia patologiczną poprawnością, przynosi niespodziewaną ulgę.

Od prawie tygodnia przebywam wśród szczerych, otwartych i nie wstydzących się swoich emocji ludzi. Na powrót uczę się od nich tego co w życiu jest naprawdę ważne – życia właśnie. Spokojnego oddychania i radości jaka płynie z każdej godziny.

Prycham na wszystkie nasze polskie lęki spoglądając na to jak tu, w irackim Kurdystanie, ludzie potrafią być dla siebie mili, delikatni, pozbawienie nieznośnego szpanu i zakłamania.

Według naszego, współczesnego odczuwania powinni być w depresji, maksymalnie przygnębieni. Na obszarze ponad tysiąca kilometrów oblężeni są przez najgorszy żywioł jaki było mi dane dotąd ujrzeć – przez Kalifat Islamski – zwany tu „Daesz”, hordę, której przyświeca tylko jeden cel – mordowanie, gwałcenie i rabunek. W tym przypadku nie ma mowy o religijnych inspiracjach, to tylko pretekst do szerzenia terroru i śmierci.

Kurdowie nie mają nawet własnego państwa, wielkie mocarstwa nieustannie ich zdradzają, ponad połowa ich rodaków żyje wypędzona na emigracji, bytują biednie i niepewni jutra – a jednak żyją szczęśliwie, pełną piersią. Nie wstydzą się swoich uczuć. Strachu i cierpienia, ale potrafią się szczerze śmiać, tańczyć i gościć tych, których zaproszą do siebie.

Nie weźcie moich obserwacji za naiwną fascynację turysty, bo nie jestem tu turystą i wraz z Maćkiem Grabysą i Michalem Królem dotykamy czarnych sfer, wnikamy w obszary, gdzie bieda i upodlenie powinny zabrać ludziom wszelką radość…

Waleczni Peszmergowie mogą zginąć za moment, uchodźcy i zwykli mieszkańcy już za parę godzin mogą stracić nawet prowizoryczny dach nad głową i jedzenie.

Wystarczy, że ISIS przerwie front. Peszmergowie są nieliczni i słabo uzbrojeni.

A jednak wokół czuć urodę życia, przyjemność rozmów z  niesłychanie gościnnymi i szczerymi ludźmi. Kurdowie niczego nie chcą. Światowe mocarstwa proszą jedynie o to, aby dali im więcej broni, aby na straży cywilizacji nie stały tylko zdezelowane pojazdy i wiekowe kałachy Peszmergów.

Kurdyjjscy górale maja niespotykany rodzaj odwagi. Ich mężność jest spokojna, bez nienawiści, bez tromtadracji właściwej każdemu, kto chce błyszczeć.

Bronią swoich rodzin, ziemi i ideałów wedle których żyją od stuleci. W  ich oddziałach zgodnie walczą muzułmanie, chrześcijanie, jazydzi i…komuniści z Komunistycznej Partii Kurdystanu.

Rozmawiamy z politykami z otoczonego tu wielkim szacunkiem klanu Barzanich, z generałami Peszmergów, z duchownymi i ze zwykłymi ludźmi. Wszyscy mówią to samo.

Walczą, bo nie ma innego wyjścia. Nie upajają się wojennymi sukcesami, ale też nigdy nie upadają na duchu. Wśród Peszmergów – „tych, którzy patrzą śmierci w twarz”, służą zarówno osiemdziesięcioletni starcy, jak i nieopierzone, kilkunastoletnie młokosy.

Generał Hassan, dowódca specjalnego oddziału „Barzan”, przyprowadził do niego swojego dziewiętnastoletniego syna. Chłopak walczy na pierwszej linii.

Po co o tym pisze?

Chcę to wszystko  odnieść do naszej współczesnej Polski. Nie po to aby jątrzyć.

Chcę tylko wam i samemu sobie postawić pytanie: jak dziś jesteśmy gotowi do obrony naszej ziemi, naszej ojczyzny, naszych rodzin?

Tu, w Kurdystanie taki Janusz Palikot skończyłby swoja karierę w ciągu jednej godziny. Nie chce nawet myśleć, jaki czekałby go los.

Nie idealizuje Kurdów, mają swoje wady – na ich tle jednak dokładnie widzę problem jaki nas dotyka. Powszechne rozbrojenie – duchowe, mentalne, psychiczne.

Staliśmy się słabymi, starymi babami (nie odnoszę tego, ani do wieku, ani do płci, jedynie do stanu niemęskiej histerii jaki opanował nasze dusze), które potrafią jedynie narzekać i jak niewolnice oczekiwać, ze ktoś przyjdzie i przyniesie nam szczęśliwość.

Polska jest dziś rozmemłana i nędzna – bo jej obywatele dali się opanować bandzie tchórzy i złodziei!

Nic nie przychodzi bez walki. Nie dokonamy zmian, jeśli od władzy nie przepędzimy zdrajców i tchórzy.

Jesteśmy dumnym narodem, nasi dziadowie byli tacy jak dzisiejsi Kurdowie. Potrafimy walczyć, nie dajmy się więc rozpuścić w smętnej breji europejskich frazesów.

Stara Europa ciągle jeszcze żyje i czeka na swoich wojowników.