Wychowano mnie w kulcie Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego i Zygmunta Krasińskiego. Jako młody chłopiec żyłem wśród oparów ich fantazji, marzeń i wyobraźni.
„Potem dodał ku temu swoje „trzy grosze” Henryk Sienkiewicz i długo musiało trwać abym zrozumiał, że świat wyobrażony, jego piękne obrazy, wcale nie znamionują tego co spotkam w realnej rzeczywistości.
Podróż od pięknych emocji i idealnych pragnień do doświadczanych faktów bywała bolesna i pełna rozczarowań. Kiedy jednak pojąłem jaka różnica istnieje pomiędzy pięknie inkrustowaną cytatami imaginacją a boleśnie skrzeczącą rzeczywistością, jęła mi towarzyszyć pewna doza powodzenia, której nieodmiennie towarzyszyła jednak nostalgia, poczucie żalu za odchodzącym światem chłopięctwa i jego idealnych legend. Dorosłość jednak nauczyła mnie tego, że świat idealnej imaginacji może doskonale istnieć w pięknie snu i wyobrażenia, ale w życiu należy kierować się jedynie realnym osądem sytuacji. Oczywiście kierunek działań ciągle może przydawać idealnie wyobrażona idea, rzecz jednak w tym aby korespondowała ona z możliwościami i realnymi sprawami. Inaczej będziemy mieli do czynienia ze szkodliwym marzycielstwem, które niechybnie skazane jest na klęskę. A klęska jak to klęska: demoralizuje, upadla i odziera z jakichkolwiek ideałów.
Jeżeli zastanawiacie się ku czemu zdążam, to nie będę was zbyt długo trzymał w domyśle. Oczywiście staram się teoretycznie zrozumieć powód klęsk doświadczanych przez naszą politykę zagraniczną.
Oto nasi rządzący dostrzegli na przykład blask idealnego wyobrażenia sąsiadującej z nami Ukrainy, miast widzieć jej prawdziwe oblicze. Ta idealna Ukraina zjawiła się w ich umysłach jako romantyczny heros zmagający się śmiertelnie z rosyjskim potworem. Heroiczna Ukraina zwarła się w tych zmaganiach jak ucieleśnienie romantycznych wyobrażeń. Do tego dolany został sos „Polski Jagiellońskiej, Rzeczpospolitej Dwojga Narodów”, który nagle – zrządzeniem historii i losu – mógłby zostać wskrzeszony. Nieco dodano ku temu dyrdymałów paryskiego Giedroycia i politycy uznali, że taka fantazja może zastąpić realny pomysł na rozwiązanie kwestii wynikłych u naszych wschodnich granic. Wszystko to zostało zwielokrotnione zbiorowym chrześcijańskim gestem, samarytanizmem naszej polskiej zbiorowości, który został wyświadczony wobec uciekinierów wojennych.
Popłynęły więc na Wschód niekwitowane miliardy rządowej pomocy, rozpętała się wielkoheroiczna histeria ukraińska. Wszędzie wieszano ukraińskie flagi a politycy deklamowali jakby istotnie opili się jedynie mickiewiczowskich treści. Choć przecież na co dzień posądzać ich o zbytnie wysublimowanie intelektualne nie można. Prezydent Duda bratał się z ubranym w wojenne ciuszki Zelenskim, obsypał go najwyższymi, polskimi odznaczeniami.
Ukraińcy – po początkowym szoku – z wielką ochota przyjęli ten nagły wybuch jednostronnej miłości i dawaj czerpać z niego ile się da i co tylko się da. Ten fantastyczny amok trwał prawie dwa lata. W tym czasie zwalczano każdego, kto ważyłby się pisnąć, że wszystko to waryjackie i nie przyniesie żadnych namacalnych efektów: poza zubożeniem naszego społeczeństwa, stworzeniem sobie wewnątrz kraju nowych, nieznanych dotąd, zagrożeń. Każdy dostrzegający nieodpowiedniość takiej polityki był natychmiast wbijany na propagandowy pal i określany mianem „ruskiej agentury”. Wszak oficjalna narracja głosiła, że „Ukraina walczy w naszym imieniu i czyni swoje wysiłki w obronie cywilizowanego świata”.
Oczywiście realnie Ukraina nigdy nie walczyła „za naszą i waszą wolność”. Tak to wychodzi przy okazji, ale przecież ukraińscy żołnierze walczą wyłącznie w obronie własnych interesów i kraju. Ukraińcy bez żadnych oporów wykorzystywali polską życzliwość, brali co tylko się nadarzyło i nawet wytworzyli w sobie szczególną postawę roszczenia, która nakazywała wręcz Polsce i Polakom pomaganie im, bo przecież staliśmy się „sługami narodu ukraińskiego”. Pierwsze zaskoczenie Ukraińcom natychmiast wywietrzało i natychmiast przystąpili do eksploatowania polskich przychylności i tego, że polscy politycy stali się zakładnikami rozpętanej przez samych siebie propagandy. Udzieliło się to nie tylko zwykłym wyłudzaczom ale także władzom państwowym tego kraju. Kiedy ostatnio rząd ukraiński poinformował o zamiarze wprowadzenia sankcji wobec polskiego eksportu na Ukrainę tylko dlatego, ze polski rząd ocknął się wreszcie i postanowił bronić polskich rolników nastąpił powszechny szok. Elementarna obrona polskiego interesu wywołała w ukraińskich politykach istną furię. Już wcześniej dawali znaki, że nie mają żadnego zamiaru honorować ani polskiej wrażliwości – kwestia Wołynia, ani też interesu – natychmiast donieśli przeciwko Polsce do Światowej Organizacji Handlu i zapowiedzieli wprowadzenie wobec naszego kraju sankcji gospodarczych.
To właśnie jest bolesne lądowanie ze sfery marzeń i pensjonarskich urojeń do realnego świata. Ukraina nie ma zamiaru być Polsce ani wdzięczna ani nawet sprzyjająca. Kijów ostentacyjnie zwrócił się własnie w stronę Berlina i wszystko wskazuje na to, że wraz z Teutonami będzie starał się Polsce uprzykrzać istnienie.
Nie ma się co na ukraińskich polityków obrażać. Po prostu jak im idealistycznie Polacy wszystko dawali, to przecież tylko głupi by nie wziął.
Świat realny niesie wiele bolesnych doświadczeń idealistom i poetom dopóki ci nie skorzystają ze swojej inteligencji i nie nauczą się rozgraniczać pomiędzy uniwersami, w których przebywają.
Koszmarem jednak zawsze staje się sytuacja gdy poeci zaczynają zajmować się prawdziwą polityką i rządami. Wtedy rządzona przez nich społeczność i kraj stają przed prawdziwym koszmarem.
Osobiście wolę gdy krany naprawia hydraulik, a domy buduje inżynier. W politykach cenię realna ocenę sytuacji i skuteczność w realizacji przyjętych założeń. Poeci pięknie inkrustują istnienie ale platońskie dążenie ku temu aby sprawowali realną władzę jest w istocie realizacją niebezpiecznego złudzenia.
Wobec Ukrainy nie powinno być ani nadmiernej miłości ani też przesadzonej wrogości. Wystarczy, że zostanie potraktowana adekwatnie do swoich zachowań i możliwości oraz koniecznie zgodnie z polskim interesem – bez przejmowania się wrzaskami płynącymi z Kijowa. Jasne, proste i nader spóźnione – niestety. „