STRONA GŁÓWNA / AKTUALNOŚCI / DLACZEGO LEWICOWCY NIE LUBIĄ ARMII?

Dlaczego lewicowcy nie lubią armii?



Często zadaje sobie pytanie: skąd wynika programowa niechęć lewicy do armii i żołnierzy. Być może
bierze się ona stąd, że rzemiosło wojskowe jest bardzo wymierne i już po kilku doświadczeniach
można wywnioskować kto w tym świecie jest dobry a kto jest jedynie pozerem i udawaczem.
Lewicowe „wynalazki” w okopie, na polu walki lub nawet w czasie mocniejszych ćwiczeń, rychło
pękają i lądują głęboko z tyłu. Wszelkie imaginacje lewicy nie wytrzymują bowiem stanu napięcia w
momencie gdy chodzi o życie. Lewicy obca jest także dyscyplina i wojskowy rodzaj honoru, który
wprost wiąże się z bardzo określonymi cechami.
Ktoś oczywiście może natychmiast stwierdzić, że przecież wszyscy lewicowi dyktatorzy uwielbiali
stroić się w militarne mundury i wręcz fetyszyzowali rozwój armii i militaryzm. Wystarczy przyjrzeć się
przecież przykładom Adolfa Hitlera, Benito Mussoliniego, Pol Pota, Mao Tse Tunga czy nawet samego
Józefa Stalina. Rzecz jednak w tym, że marksistowsko – lewackimi hasłami w każdym z tych
przypadków stało dążenie do uchwycenia władzy absolutnej, w której armia była jedynie niezbędnym
narzędziem zastraszania i terroru, którym zmuszano do posłuszeństwa całe społeczeństwo. Często –
o ile nie zawsze – pod miłym brzmieniem lewicowych haseł kryje się bezwzględne dążenie do
uchwycenia totalitarnej władzy i siłowego stłumienia każdego przejawu krytyki. W tym celu armia jest
koniecznym narzędziem do osiągnięcia celu, ale dyktator nie szanuje ani jej dowódców ani nie działa
na rzecz wprowadzenia do niej patriotycznego ducha i nastroju.
Dzisiejszy lewicowiec nie znosi wojska i żołnierzy, gdyż ta profesja stoi w coraz bardziej jaskrawej
sprzeczności z lewicowymi postulatami absolutnej swa – wolności i prawa do wszelkich płciowych i
seksualnych eksperymentów. Wszyscy politycy, którzy będą lansować odbudowywanie armii i
krzewienie ducha bojowego wśród obywateli automatycznie zostaną więc – przez dzisiejszą lewicę –
wzięci na celownik. Wojsko i jego duch stoi bowiem na przeszkodzie bylejakości, nieokreśloności i
intelektualnym płyciznom, które tak dobitnie charakteryzują dziś lewicowe paradygmaty.
W polskim przypadku lewica przybrała szyldy kilku naraz partii politycznych. W jednym jednak
wszystkie te partie ćwierkają z jednej gałęzi – w kwestii odbudowy realnej struktury polskich sił
zbrojnych.
Największą wściekłość zjednoczonego jazgotu PO, PSL, SLD i ludzi Hołowni budzą zwłaszcza Wojska
Obrony Terytorialnej. Byłych rządców Polski drażni przede wszystkim fakt, że w czasie gdy oni
redukowali polską armię i likwidowali kolejne jednostki – wyprzedając ich sprzęt – obecne władze nie
tylko postawiły na rozbudowę zawodowej armii ale także stworzyły możliwość ochotniczej służby
wojskowej, dla tych obywateli, którzy czują taką patriotyczną potrzebę. Przymiotnik „patriotyczny”
jest tu szczególnie nie do zniesienia dla wszelkiej maści internacjonalistów, Europejczyków czy Bóg
wie jak oni jeszcze nazywają swoje antypolskie poglądy. Krzewienie przez WOT patriotyzmu jest solą
w oku dla wszelkich kompradorów. W lewicowej głowie nie mieści się bowiem fakt, że ktoś może
dobrowolnie i bez spodziewanych gratyfikacji cokolwiek uczynić dla innych. Wojska WOT zostały więc
– w TVN i jej podobnych mediach – nazwane „armią Macierewicza” i są przedstawiane jako
przestarzały typ myślenia o współczesnej wojnie a opozycyjni politycy często podkreślają myśl, że
właściwie WOT są marnotrawieniem publicznych pieniędzy dla spełnienia ambicji polityków PiS.
Oczywiście dziś w polskim wojsku dochodzi jeszcze do wielu zjawisk, które szybko należy
wyeliminować, niepodważalnym faktem jest jednak, że nasza armia staje się coraz bardziej liczna.

Dobrze byłoby gdyby w ślad za tym szła jakaś spójna myśl szkoleniowa i zbrojeniowa…ale to już
zupełnie odrębne kwestie.
Jak pokazują doświadczenia ukraińskie jednostki obrony terytorialnej, skupione na zabezpieczaniu
dobrze znanego sobie terenu są bardzo wartościowym uzupełnieniem zawodowej armii a
jednocześnie tworzą zręby obrony cywilnej. To fakty, którym nie zaprzeczą żadne tyrady byłego
ministra Bogdana Klicha czy Tomasza Siemoniaka. W politykach PO tkwi bowiem głęboka zadra. Oni
przeszli do historii jako ludzie, którzy rozbrajali Polskę i likwidowali armię, podczas gdy ich następcy –
mniej lub bardziej udolnie – starają się ten kierunek radykalnie zmienić.
Stworzone przez Antoniego Macierewicza Wojska Obrony Terytorialnej są tego znakomitym
przykładem a ataki na nie świadczą jedynie o rosnącej wściekłości wynikającej z potwierdzonej już
sensowności funkcjonowania takich oddziałów w strukturach naszych sił zbrojnych i we współczesnej
koncepcji obrony naszego kraju. Jednym słowem WOT stał się symbolem rządów PiS a tego
rozwścieczona opozycja tym jednostkom na pewno nie daruje.