STRONA GŁÓWNA / AKTUALNOŚCI / CZAS TUSKA SIĘ KOŃCZY

Czas Tuska się kończy



Polska polityka jest wyraźnie zwichnięta. Obecna władza popełnia mnóstwo błędów i gdyby istniała sensowna, racjonalnie działająca opozycja, każdy z nich byłby bezlitośnie wykorzystany.


Tymczasem dzisiejsza opozycja najbardziej zyskuje poparcie gdy…nic nie robi. Cokolwiek bowiem przedsięweźmie zmienia się w swoje przeciwieństwo. Obezwładnienie umysłowe opozycji trwa a na horyzoncie nie widać żadnej siły, która mogłaby przedstawić sensowny i alternatywny – wobec pisowskiego – model funkcjonowania państwa.
Na czym polega bezwolność i brak koncepcji dzisiejszej opozycji? Pierwotnie była całkowicie uzależniona od Donalda Tuska i jego koncepcji działań antypisowskich. Zasadnicze recepty płynęły prosto z Berlina a w szczegółowych kwestiach Tusk radził sobie znając głównych polityków i mając doświadczenie w tym jakie chwyty okazują się najbardziej skuteczne. Reszty dopełniała przychylność mediów i ośrodków opiniotwórczych w dużych miastach.
Nawykły do wygody Tusk nie zauważył jednak, że zmienia się epoka i do głosu dochodzi pokolenie, dla którego jest on już tylko „leśnym dziadkiem”, który przyjechał z Brukseli i opowiada rzeczy, na których młodym zupełnie nie zależy. Po opozycyjnej, wobec PiS. stronie nie wyrósł mu jednak zbyt poważny konkurent: co prawda stara bolszewia (Cimoszewicz, Miller, Kwaśniewski, Rosati et consortes ) już do użytku się za bardzo nie nadaje, Kosiniak – Kamysz i peeselowskie tuzy znaczą coraz mniej a tzw „młodzi aktywiści” przekroczyli już dawno czterdziestkę i prochu nie wymyślili, to jednak rośnie presja tzw „nowoczesnych”.. Tusk mógłby więc spokojnie wracać po swoje – a więc po rząd dusz wśród ludzi oczadzonych TVN – em, Onetem i „Gazetą Wyborczą”, gdyby po drodze nie pojawił się konkurent młodszy i lepiej korespondujący swoim językiem z wyobrażeniami tzw „młodych, wykształconych z wielkich miast” – Rafał Trzaskowski.
Tusk z Grzegorzem Schetyną czy Borysem Budką radził sobie w zasadzie nie wysilając specjalnie konceptu. Jednak Trzaskowski to już postać z innej bajki. Na dodatek „złotemu chłopcu” z Gdańska zgasło naraz turbowspomaganie płynące bezpośrednio z Berlina – po prostu polityczna emerytura spotkała jego kreatorkę – Angelę Merlkel, która teraz może pisać wspomnienia i recenzować fiasko własnych rachub obliczonych na sojusz Berlina z Moskwą. Pozbawiony wsparcia i wystawiony na smaganie ze strony mediów sprzyjających rządowi Tusk nie ma już takiego „magnetyzmu” jak dawniej a jego program polityczny przewiduje jedynie rewanż na działaczach PiS i powrót Polski do stanu sprzed 2015 roku. Pod tym względem PO w wersji Trzaskowskiego ma istotny walor nowości bowiem prezydent Warszawy umiejętnie wprowadza w swoje credo najnowsze i najbardziej modne teraz wśród zachodniej lewicy postulaty. Nie ucieka od jawnego wspierania ruchów LGBT i przemawia językiem tzw „zielonej rewolucji”. Gdyby był bardziej pracowity i rzutki, to właściwie już rok temu rozstrzygnąłby na swoją korzyść spór o przewodnictwo po tzw „opozycyjnej stronie” naszej polityki. Platforma Rafała Trzaskowskiego jest ugrupowaniem lewicowym o wyraźnie progresistowskich hasłach. Trzaskowski nie stosuje już zasłon Donalda Tuska, nie uśmiecha się w kierunku politycznego centrum i resztek tzw „etosu solidarności”.
Osobną całkiem kwestią jest fakt co się stało z „Solidarnością” i jej dziedzictwem. Okazało się ono wyjątkowo nietrwałe i nieodporne na przemiany nowoczesności. Dziś odwoływanie się do solidarnościowych tradycji ma sens jedynie w kontekście Katolickiej Nauki Społecznej a dziedzictwo lat osiemdziesiątych jest po prostu zamknięte, historyczne, straciło moc jakiegokolwiek współczesnego oddziaływania a jego grabarzem stał się dewaluujący się co dnia Lech Wałęsa, który w Polsce uchodzi już jedynie za wzbudzającego westchnienie zażenowania błazna. Nawet sam związek zawodowy NSZZ „Solidarność” jest już jedynie karykaturą samego siebie a jego wpływ na otaczającą nas rzeczywistość jest niewielki. Fenomen jedynego w świecie wielkiego związku zawodowego o katolickim rodowodzie i wartościach został zmarnowany i spory w tym udział mają ugrupowania polityczne, które rzekomo z „Solidarności” wyrosły, ale ich dzisiejsze oblicze nie ma z tym wiele wspólnego.
O ile jednak Donald Tusk jeszcze do tradycji „Solidarności” jakoś nawiązywał w swoich wystąpieniach, to już Rafał Trzaskowski nic z tym wspólnego nie ma. Platforma Trzaskowskiego to już ugrupowanie nie tylko lizusowskie wobec Niemiec (tu wiele się nie zmieniło), ale także skupione na mechanicznej aplikacji tzw „zachodniej nowoczesności” do polskiego życia społecznego. Tusk starał się – kabotyńsko bo kabotyńsko – zachowywać pozory, Trzaskowskiego nic już nie wiąże. Stąd też to właśnie prezydent Warszawy wydaje się być przyszłością dzisiejszej opozycji. Ta opozycja związana jest jednak tylko jednym powrozem – nienawiścią do PiS i chęcią odzyskania kiszczakowskich przywilejów, które kasty wspierające dziś opozycję uzyskały przy „okrągłym stole”. Czas Tuska się kończy, czas Trzaskowskiego będzie trwał do momentu gdy będzie on stwarzał nadzieję powrotu ancien regime.