STRONA GŁÓWNA / AKTUALNOŚCI / CHŁOPCY I MĘŻCZYŹNI

Chłopcy i mężczyźni



Coś się zmieniło i widać to już nader dowodnie. Oto z naszych ulic i domów masowo znikają mężczyźni a zastępują ich hermafrodyczne istoty, którym trzeba usuwać pyłki spod stóp aby czasem się o nie o nie urazili.


Zwykłych fryzjerów poprzerabiano teraz na „barberów”, którzy wcierają wonności w wielkie brody i pielęgnują je bardziej niż za moich czasów kobiety swoje – kręcone na wałkach – loki.

Żyjemy w epoce bezwstydnych chłopców, którzy ze swojej nieporadności i braku zdecydowania uczynili znak rozpoznawczy całej generacji.

Zaczęło się to jednak już dawno. W czasach gdy kobiety zaczęły przemieniać się w „walczące o swoje prawa feministki”, a każdy przejaw męskiego zachowania i stanowczości począł być uważany za szowinistyczne przesądy.

Trudnie nie zauważyć faktu, że całe pokolenie – noszące dziś spodnie – zostało wychowane przez nadopiekuńcze mamunie, które swych synalków traktowały jak półbożków i w rezultacie nie nauczyły ani potrzeby wysiłku ani też właściwej mężczyźnie roli w społeczeństwi.

Dzisiejsi mężczyźni nigdy nie przeszli ze stanu chłopięcości w stan godnego mężczyzny, który swoje honorowe zobowiązania reguluje bez mrugnięcia powieki. Nie było momentu inicjacji a więc i nie ma poczucia immanentnych mężczyźnie cech: odpowiedzialności, honoru, dbania o swoje słowa i odwagi wobec życiowych wyzwań. To musiało przynieść konsekwencje opłakane. Dziś nie jest odosobnionym obrazkiem rozmowa chłopca z dziewczyną na temat kosmetyków, lakierów do paznokci czy też mody i „twarzowych kolorów”.

Kiedy jeszcze wykładałem na Uniwersytecie Jana Pawła II w Krakowie ze zdumieniem zauważałem jak, na kolejnych latach, coraz mniej było starostów roku a coraz więcej starościn. Dziewczyny stawały się coraz bardziej zdecydowane i konkretne a młodzi mężczyźni coraz mniej zdatni do czegokolwiek. Kiedy, w czasie zajęć, głośniej huknąłem na brodatego, wielkiego młodziana a za moment posłyszałem jego zawodzący szloch – uznałem, że mój czas jako nauczyciela i wykładowcy się skończył.

W moim pokoleniu sami dbaliśmy o swoje zajęcia. Robiliśmy sobie proce i tysiące innych rozrywek, w przypadku konfliktów sprawy rozstrzygaliśmy honorowymi pojedynkami na pięści – do pierwszej krwi – gdy niehonorem było kopać leżącego, bądź też atakowanie jednego we dwóch. Tchórze i podwórkowi kłamcy byli pozbawiani koleżeńskiego szacunku a dziewczynom należała się ochrona i obrona w każdych warunkach. Do dziś pamiętam razy jakie dostałem od starszego, potężnego draba, gdy nie pozwoliłem mu na obrażanie znajomej dziewczyny. Tak było i to hartowało charakter, uczyło borykania się z przeciwnościami życia.
Każdy chłopiec był przez ojca przygotowywany do roli mężczyzny. Czasem pojmował to dopiero gdy pas ze sprzączką spadał mu na plecy. Lanie było normalnym elementem ciosania z chłopca faceta. Nikomu z nas nie przyszłoby do głowy aby przychodzić na skargę do ojca gdy dostało się baty w szkolnej bójce. Trzeba było radzić sobie samemu i to bez względu na to czy było się niewielkim, filigranowym chłopcem czy też dryblasem. Charakter nie jest wszak zależny od postury i wyglądu. Nikt nie słyszał o psychologach i terapeutach. Za wszystko wystarczała troska mamy i surowy dozór ojca. W rodzinie nikt nie podważał szacunku do ostatecznego słowa taty, ten jednak dobrze wiedział, że musi swoje sądy wprzódy uzgodnić z mamą.

Tak, w czasach komuny, byliśmy sposobieni do swoich męskich ról. Do tego dochodziło potem dwa lata wojska, gdzie nikt nad maminsynkiem się nie rozczulał a i on sam wychodził w woja twardszy i spokojniejszy, bardziej świadomy swojej wewnętrznej siły.

No tak, było to w zamierzchłych czasach i w epoce przeklętego komunizmu. Jednak jakoś wielu ludzi z tamtych pokoleń wyrosło potem na twardych i sprawiedliwych mężczyzn.

Nie mam ochoty ubolewać nad tym, że współczesna młodzież różni się od moich rówieśników z lat, gdy dorastałem. Jednak dziś po prostu brakuje męskich wzorców, męskich ojców, którzy wprowadzali swoich synów w arkana dorosłości. Do dziś pamiętam lekcje boksu jakie otrzymałem od ojca, nasze wspólne wyprawy wędkarskie, gdy uczyłem się wiązać przypony, łapać „na muchę” czy rozpoznawać gdzie kryją się najbardziej dorodne pstrągi i lipienie. Łowienie ryb wiązało się oczywiście z ich oprawianiem: patroszeniem, struganiem i przyrządzaniem. To właśnie ojciec sprawiał, że nawet najbardziej rozwalone kolano nie mogło być powodem ku temu aby chłopiec skarżył się a co jeszcze gorsze – płakał.

Nie pisze tego aby dać wyraz lamentom nad przemijaniem epoki. Instynktownie czuje, że jeśli nie przywrócimy w edukacji pojęcia honoru i godności wszyscy niedługo staniemy się towarem marketingowym i przedmiotami, którymi zabawiają się ci, którzy mają więcej władzy i bogactwa. Dziś niemodne stało się powtarzanie, że każdy człowiek ma swoją godność i lekceważenie innych jest w istocie defamujące autora takich sądów.

Przywrócenie męskości jest warunkiem koniecznym ku temu aby zachować wolność i szacunek dla wszelkiego istnienia. Szkoła to nie tylko miejsce służące zdobywaniu umiejętności, to także ważna instytucja wychowania, jednak sama szkoła niczego nie załatwi. Kształtowanie charakterów i cech człowieka musi zostać dokonane w tradycyjnej (jakże smutne, że trzeba to podkreślać) rodzinie. Nic nie zastąpi w niej wzorców mężczyzny i kobiety kształtowanych przez świadomych swej roli rodziców.