Prawo ma sens tylko wtedy, gdy popiera nasze pomysły, w przeciwnym razie jest bezprawiem – tak zadaje się myśleć nowy minister sprawiedliwości Adam Bodnar.
Jest to oczywiście zgodne z praktyką rządzenia stosowaną przez nowy rząd pod kierownictwem Donalda Tuska.
Sam fakt mianowania lewicowego aktywisty na stanowisko ministra sprawiedliwości jest bardzo znaczący i niech nikogo nie zwiodą tu naukowe tytuły Bodnara. Przez ostatnie dziesięciolecia trwa bowiem lewicowy „marsz przez instytucje”. Robienie karier naukowych przez ideologicznych fanatyków jest więc ułatwione i nie wymaga specjalnych potencji umysłowych ani też nadzwyczajnej pracowitości. Ot wystarczy opowiedzieć się po odpowiedniej stronie. Od dawna zresztą trwa na Zachodzie a i w Polsce także swoista hodowla „autorytetów naukowych”. Za ułatwienia w karierze ludzie ci są potem nadzwyczaj skłonni do podpierania swoimi „hodowlanymi” tytułami naukowymi każdej bredni i nielogiczności, którą wymyślą neomarksistowscy ideolodzy. Technologicznie sytuacja przebiega więc tak: najpierw jest lewacka potrzeba, potem swoiste dekrety mające wprowadzać w rzeczywistość takie uroszczenia a potem wynajęta zgraja „profesorów” dorabia do tego pseudonaukowe i pseudologiczne argumenty, które potem powielane są przez wielkonakładowe media i wbijane publiczności w głowy jako nie podlegające żadnej dyskusji aksjomaty. Niby wszyscy o tym wiemy jednak nieustannie zaskakuje nas skala i obszary, w które wdziera się lewacka agresja. Właściwie nie ma już dziedziny naszego życia, w której pogrobowcy Marksa i Habermasa nie mieszaliby swoimi dzikimi pomysłami. Od stołu, poprzez łóżko a na naszym ciele skończywszy – wszystko stało się obszarem lewackiej ekspansji, która nie ma nic wspólnego ani z tradycją ani nawet z historią kształtowania się współczesnych społeczeństw i krajów.
W takim kontekście nie może więc dziwić, że Bodnar – uzyskawszy jedynie praktyczne narzędzia do zrealizowania pokładanych w nim nadziei – z iście bolszewicką energią przystąpił do całkowitego demontażu mocno już i tak nadwątlonego systemu prawnego naszego państwa. W tym rządzie takich ministrów jest zresztą wielu i zapewne jeszcze nie jeden „wykwit” ich myślenia spowoduje nasze zaskoczenie.
Wspaniałym polem do żerowania dla postkomunistycznych ideologów jest obszar objęty, uchwaloną jeszcze za czasów prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego, konstytucją RP, której aż roi się od niejednoznacznych sformułowań i niedoskonałych prawnie definicji rozgraniczających kompetencje poszczególnych organów państwa. Niestety obecny prezydent Andrzej Duda nie doprowadził do uchwalenia nowej konstytucji i teraz niedoskonały dokument Kwaśniewskiego stanowi alibi dla wszelkich posunięć m.in. Bodnara. Nowy minister sprawiedliwości nie kryje zresztą, że dla niego prawem nadrzędnym są regulacje europejskie i je właśnie stawia wyżej niż polska ustawę zasadniczą. Nawet jednak w takim prawnym rozgardiaszu (vide sytuacja wokół mediów publicznych) nowe rozporządzenia Bodnara budzą zdziwienie nawet najbardziej liberalnych konstytucjonalistów. Minister właśnie wymyślił, że będzie ręcznie (w praktyce) zarządzał polskimi sądami eliminując z orzekania w nich tych sędziów, którzy nie będą mu się ideologicznie podobać. Tak więc -wedle nowych rozporządzeń Bonara – w składach orzekających mogą śmiało zasiadać sędziowie wywodzący się ze stalinowskich jeszcze generacji rodzinnych ale już sędziowie, którzy takie prawa nabyli w okresie rządów Prawa i Sprawiedliwości takich możliwości mieć nie będą. No chyba, że wykażą swoją wyraźną uległość wobec lewackiej ideologii.
Nie jest to zresztą żadne nowe myślenie, marksiści zawsze uważali przecież, że sądy i podlegli ich ideologii sędziowie stanowią najlepsza gwarancję dla trwania ich tyranii.
PiS – owi nie udało się przełamać dyktatu potomków stalinowskiego aparatu zbrodni w polskich sądach. Swoista korporacja komunistycznych sędziów, przez kilka już pokoleń, kształtuje postawy wśród sędziów. Jest to gorliwie wspierane i uzasadniane przez ich ideowych pobratymców z postpeerelowskich i niemieckich mediów. Swoisty terror zmusza więc do przyjmowania w tym środowisku przynajmniej konformistycznych postaw.
Polski wymiar sprawiedliwości nigdy nie stał się elementem budującym niepodległe państwo a kuriozalność wielu wyroków pokazuje jedynie ideologiczną zajadłość, która panuje w kaście sędziowskiej. Prawo jest tu tylko wygodnym sztafażem, za którym ukrywają się lewaccy aktywiści w togach.
To już czwarte pokolenie skażonych przez komunizm sędziów. Bodnar jest zatem jedynie wyrazicielem tryumfu tej kasty nad próbami reformowania wymiaru sprawiedliwości tak, aby stał się jednym z filarów polskiej niepodległości.
Sam fakt, że Bodnar znalazł się na stanowisku ministra sprawiedliwości obrazuje skalę recydywy postpeerelu i zapowiada to jak dewastujące dla naszej suwerenności będą działania nowego rządu.